sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 7

Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, że będę wracał do domu z moją uroczą sąsiadką trzymając ją za rękę i co chwila przytulając, wyśmiałbym go. A jednak, stało się.Byłem po prostu najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Ba, w całym wszechświecie. Wydawało mi się, że nie czułem czegoś takiego nawet do Dagi. Do kobiety, którą znałem tyle lat, z którą się ożeniłem. Maję znałem zaledwie kilka tygodni. Czy to możliwe, że mogłem się zakochać w takiej osobie?
Tak, ja w to wierzyłem. Zawsze wierzyłem w rzeczy na pozór niemożliwe, dziwne. Mimo krótkiej znajomości wiem o niej chyba wszystko. Wiem nawet takie banalne rzeczy jak to, że zawsze słodzi herbatę i kawę dwoma łyżeczkami cukru, jej ulubione danie to gyros lub to, że przeważnie zasypia na prawym boku. Rozmawiamy prawie w  każdej wolnej chwili. Ona przychodzi do mnie lub ja do niej. Gadamy o rzeczach ważnych lub mniej ważnych, o czymś sensownym lub o czymś całkowicie pozbawionym sensu. Oglądamy telewizor lub gramy u mnie na x-boxie. Po pocałunku, który miał miejsce dwa tygodnie temu i długim omówieniu naszych uczuć, oficjalnie zostaliśmy parą. Prawie skakałem z radości.

Weszliśmy na naszą klatkę. Pociągnąłem Maję za rękę w stronę mojego mieszkania.
- Michał, nie mogę. Mam dużo pracy. W dodatku obiecałam prezesowi, że zrobię coś związanego z meczem charytatywnym, który gracie w sobotę. Ale to niespodzianka! - powiedziała z uśmiechem. No tak, w sobotę będziemy grali mecz charytatwyny na rzecz jednego ze szpitali dla dzieci chorujących na nowotwory. Po długich dyskusjach zagram jednak z moim klubem Jastrzębskim Węglem, natomiast Zbyszek zagra z Reprezentacją Polski. Roześmiałem się i zrobiłem maślane oczka. - Nie, Misiek, błagam cię! Nie rób takiej miny!
- Proszę? Przecież to dopiero za dwa tygodnie!
- Przykro mi, naprawdę muszę iść. Spotkamy się jutro. Dobranoc. - uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Odwzajemniłem pocałunek i przytuliłem ją.
- Już tęsknie. - powiedziałem z wielkim uśmiechem, a Maja parsknęła śmiechem.
- Głuptas, przecież mieszkam kilkanaście metrów od ciebie.
- Ale o strasznie daleko. Nie powinno nas dzielić więcej niż kilka milimetrów.
- Oczywiście. Pa Misiu. - odwróciła się i otworzyła drzwi swojego mieszkania, puściła mi jeszcze całusa i zamknęła drzwi. Westchnąłem. W duchu przeklinałem prezesa za powierzenie jej wykonania niespodzianki dla wszystkich kibiców, a może też dla samych siatkarzy.
Dokładnie w chwili, gdy padłem na kanapę w salonie zadzwoniła moja komórka.
- Przeszkadzam? - usłyszałem głos Zbyszka. Był tak rozbawiony, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- Nie, nie przeszkadzasz.
- Ale z ciebie ciota. Myślałem, że będzie jakaś dzika orgia, czy coś. A ty zapewne leżysz rozwalony na kanapie w salonie, zgadłem? - roześmiał się głośno. Odsunąłem telefon od ucha, a kiedy skończył się śmiać znów przyłożyłem. Taaak, Bartman jak zwykle myśli tylko o jednym.
- Brawo, zgadłeś. Maja musi coś zrobić. Coś związanego z tym meczem chartytatywnym w sobotę.
- A no tak. Misiaczku, przygotowałeś się już na porażkę?
- Chciałbyś. Kończę, bo umieram z głodu. - powiedziałem, a on od razu się rozłączył. Poszedłem zrobić sobie coś do jedzenia, do późna siedziałem przed telewizorem oglądając jakąś beznadziejną komedię. W końcu poszedłem pod prysznic i położyłem się spać. Długo nie mogłem usnąć, rozmyślając nad zmianami, które miały miejsce w ciągu ostatniego miesiąca w moim życiu.

Następne dwa tygodnie zleciały bardzo szybko. Oprócz treningów i wypadów na miasto lub do kina, dwa razy byliśmy na dyskotece. Oczywiście bez Łasko, bo z nim już na pewno nigdy nie pójdę na żadną imprezę. Maję miałem ciągle na oku, ale nic już się jej nie stało. W końcu nadeszła sobota, długo oczekiwane spotkanie. Podobno bilety sprzedały się bardzo dobrze, więc mieliśmy grać przed bardz dużą publicznością. Mówili nam, że mamy rozegrać ten mecz tak, jak rozgrywany jest Mecz Gwiazd. Wszyscy ucieszyli się na tą wiadomość. Lubiliśmy grać luźną siatkówkę. Można było się pobawić i pośmiać.
Weszliśmy do szatni. Krew się we mnie zagotowała, kiedy ujrzałem Michała Łasko. Zacisnąłem pięści i poszedłem na ławkę po drugiej stronie szatni. Łasko do ostatniej chwili wachał się czy zagrać, czy nie. Zapewne zdecydował się zagrać, co mnie w ogóle nie ucieszyło. Przebrałem się szybko i wyszedłem z szatni. Rzeczywiście, kiedy wyszliśmy na parkiet o nasze uszy obił się ryk kibiców. Było ich mnóstwo. Wydawało się, że na trubunach nie ma żadnego wolnego miejsca. Rozejrzałem się i zobaczyłem Maję stojącą obok Anastasiego. Podbiegłem do niej i objąłem od tyłu. Maja podskoczyła w miejscu i jęknęła.
- Kubiak, chyba wystarczająco dużo razy mówiłam ci, żebyś mnie tak nie straszył, bo kiedyś zejdę na zawał! - uderzyła mnie teczką, którą trzymała w ręce w głowę.
- Oj tam, oj tam. - mruknąłem i pocałowałem ją w policzek. Usłyszałem chrząknięcie, a kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem Andreę z groźną miną, ale rozbawieniem w oczach. Pokiwał ostrzegawczo palcem.
- Michał, ty lepiej zostaw moją Maję, bo ona musi biec zobaczyć czy wszystko jest gotowe. - powiedział po angielsku. Wywróciłem oczami i wyprostowałem. Maja zaśmiała się.
- Taak, to prawda. Muszę uciekać, żeby przeze mnie ta cała impreza się nie zepsuła. - musnęła mnie w usta i zniknęła w tłumie zawodników reprezentacji. Spojrzałem na Anastasiego i uśmiechnąłem się szeroko.
- Ona jest moja, panie trenerze. - powiedziałem i uciekłem, zanim zdążył uderzyć mnie w ramię. Już mieliśmy zacząć rozgrzewkę, kiedy podeszła do nas kobieta i zaprowadziła nas za scenę postawioną na końcu hali. Po meczu miał na niej wystąpić jakiś znany zespół muzyczny, ale zupełnie zapomniałem nazwy. Stanęliśmy przed schodami wiodącymi na scenę, kiedy nagle zgasło światło i halę oświetlały tylko kolorowe lampy z sceny. Zaczęły się jakieś przemowy, rozpoznałem głos trenera Jastrzębia i włoski akcent Andrei Anastasiego. W końcu ktoś powiedział, że zaraz przedstawi wszystkim zawodników obu drużyn. Wszyscy zdziwili się, nie powiedziano im o żadnym takim wydarzeniu. No ale cóż, kiedy zaczęli wymieniać nazwiska graczy z Reprezentacji Polski, zobaczyliśmy, że wychodzą na scenę. W końcu zaczęli wyczytywać graczy Jastrzębskiego Węgla. Kiedy wszyscy wyszliśmy na scenę, kibice znów powitali nas olbrzymimi oklaskami i wiwatami. Zeszliśmy na rozgrzewkę. Mecz zakończył się tie-break'iem 3:2 dla Reprezentacji Polski. Zbyszek miał niezły ubaw, co chwila wypominając mi, że on wiedział, że tak się skończy, że dostałem od niego w dupę. Poklepałem go tylko po ramieniu, przytakując głową. Zachowywał się jak małe dziecko, doprawdy. Kiedy zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego znowu kazali pójść nam na scenę. Wręczyli każdemu pamiątkowy medal, po czym dali nam piłki, które dość dawno temu kazali nam podpisać. Rzuciliśmy je w trybuny. Wtedy cały mecz oficjalnie się zakończył. Poszedłem do trybun, aby rozdać autografy. Stanąłem jak wryty, kiedy zobaczyłem Maję i Dagę. Daga powiedziała coś z strasznie poważną miną do Maji, tłumacząc jej coś zażarcie. Maja krzyknęła coś  i pobiegła w stronę trenerów. Wpatrywałem się tępo w Dagę, a ona odwróciła się. Zauważyła mnie, zmrużyła oczy i uśmiechnęła się diabelsko. Wyglądała, jakby zaraz miała kogoś zabić i to z wielką przyjemnością. Pomachała mi, a ten złośliwy uśmieszek nie schodził z jej twarzy.
- Pożałujesz tego. - szepnęła, kiedy przeszła obok mnie obojętnie i skierowała się do wyjścia z hali. Spojrzałem na nią z zmarszczonymi brwiami, już chciałem za nią ruszyć, kiedy dopadł mnie tłum kibiców. Nie miałem szans się wyrwać, więc postanowiłem, że zadzwonię do niej i każę jej wyjaśnić to wszystko. W końcu uwolniłem się od kibiców i pobiegłem do szatni. Wziąłem prysznic i ubrałem się najszybciej jak umiałem. Musiałem natychmiast dowiedzieć się o czym Maja rozmawiała z Dagą. Wyszedłem z szatni i rozejrzałem się. Zobaczyłem Maję zamaszystym ruchem otwierającą drzwi i wybiegającą na zewnątrz. Ruszyłem za nią biegiem.
- Maja! Maja stój! - krzyknąłem. W końcu ją dogoniłem i złapałem za nadgarstek. Spróbowała się wyszarpnąć, a ja wzmocniłem uścisk. - Maja, co się stało?!
- Pytasz co się stało?! Przypomnij sobie! Wiedziałam, że tak będzie! Wiedziałam, że nie mogę z tobą być! Nie można tak po prostu zapomnieć i opuścić kogoś kogo się kochało i było się z nim przez bite cztery lata! Mogłeś nie wplątywać się w moje życie! - w jej oczach zobaczyłem łzy. Po chwili jedna po drugiej zaczęły płynąć po jej policzkach i spadać na ziemię i moją rękę. Spojrzałem na nią oszołomiony.
- Maja, o czym ty mówisz? Ja cię kocham! Tylko ciebie! Daga to już przeszłość. Ona to był największy błąd w moim życiu! - powiedziałem, próbując patrzeć jej w oczy, ale ona w ogóle na mnie na patrzyła. Świdrowała wzrokiem wszystko dookoła, oprócz mnie. W końcu wziąłem jej twarz w dłonie i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała. - Słońce, powiedz mi, o co chodzi? Co ci nagadała Daga?
- Zostaw mnie. Z nami koniec. Zniknij z mojego życia raz na zawsze, rozumiesz? Nie odzywaj się do mnie kiedy spotkamy się na korytarzu, nie mów do mnie na treningach, kiedy to nie będzie potrzebne. Po prostu zachowuj się tak, jakbym była tylko zwykłą sąsiadką i pracowała z waszą drużyną, jak każda inna kobieta, która tam pracuje. Idź do Dagi. - wyszarpnęła swoją twarz z mojego uścisku i pobiegła w stronę taksówek. Wsiadła szybko do jednej i odjechała. Wpatrywałem się tępo w białą taksówkę, którą odjeżdżała miłość mojego życia. Poczułem jak w moim gardle rośnie wielka gula, a oczy zaczynają piec.
- KURWA! - krzyknęłam, waląc z całej siły nogą w koło mojego samochodu. Wsiadłem do niego i z całej siły trzasnąłem drzwiami. Zakryłem twarz dłońmi, próbując pozbierać myśli, które wirowały w mojej głowie. Usłyszałem pukanie w szybę, podniosłem głowę i zobaczyłem Dagę. Znów uśmiechała się złośliwie.
- Jeden-zero dla mnie, Misiaczku. - usłyszałem jej stłumiony głos, ponieważ szyba była zamknięta. Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować uciekła szybko do swojego samochodu i odjechała z piskiem opon.
Poczułem, jakby uszło ze mnie całe powietrze. A raczej cała dusza, całe życie. Zjechałem w dół na siedzeniu i siedziałem tak tępo wpatrując się w kibiców, którzy wypłynęli z hali. Mój mózg przestał zupełnie pracować. Nie docierały do mnie żadne bodżce z zewnętrznego świata. Głucha cisza wypełniła moje uszy.
Co tak kobieta, do cholery, kombinuje?!

Na początek : STRASZNIE PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO. NIE MIAŁAM W OGÓLE WENY ANI CZASU!
TERAZ ZBLIŻAJĄ SIĘ FERIE ZIMOWE, WIĘC OBIECUJĘ, ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ DODAWANE CZĘŚCIEJ! MAM NADZIEJĘ, ŻE WYBACZYCIE...
A tak w ogóle, to rozdział nie jest górnych lotów, bo jak już mówiłam, kompletny brak weny.
Dziękuję za tak dużą liczbę wyświetleń! :)

czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział 6

Michał chwycił mnie za rękę i siłą zaciągnął w kąt sali. Przycisnął mnie do ściany. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
- O co ci chodzi? - spytałam z wyrzutem. Spróbowałam go odepchnąć, ale miałam za mało siły. Nachylił się nade mną a ja poczułam od niego dużą ilość alkoholu. - Michał, przestań! - krzyknęłam, kiedy zaczął całować mnie po szyi. Tym razem chciałam wyjść z jego uścisku, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo objął mnie wokół talii.
- Piękna jesteś, wiesz? - szepnął mi do ucha, po czym zaczął wkładać swoje ręce pod moją sukienkę i macać mnie po tyłku.
- Michał! - pisnęłam, ale on wpił się w moje usta i całował namiętnie. Zaczęłam walić go pięściami po plecach, a on znów całował moją szyję i podnosił sukienkę w górę. Łzy napłynęły mi do oczu z bezsilności. Dwumetrowy facet przyciska do ściany mnie, ledwo mającą metr siedemdziesiąt. Zjechał w dół po mojej szyi i teraz całował mój dekolt.
- ZOSTAW MNIE! - krzyknęłam, cały czas okładając go pięściami. On nic sobie z tego nie robił. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wokoło było pełno ludzi, ale w ogóle nie zwracali na nas uwagi, tylko tańczyli i bawili się. Krzyczałam, cały czas krzyczałam mając nadzieję, że ktoś nas zauważy. Miałam nadzieję, że ktoś nas zauważy zanim on mnie zgwałci.
- Co się tu... ŁASKO CO TY, DO CHOLERY, ROBISZ?! - usłyszałam. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Kubiaka. Łasko słysząc kolegę odwrócił się na chwilę, a ja korzystając z okazji wyszarpałam się z jego uścisku i uciekłam. Pchałam każdego, kto stał na mojej drodze aż w końcu dostałam się do drzwi i wybiegłam. Biegłam przed siebie jak najdalej od klubu, od Michała Łasko. W końcu, gdy nie miałam już sił biec dalej, opadłam na ławkę w parku. Przyciągnęłam nogi pod brodę i płakałam. Czułam na sobie jego obrzydliwy zapach alkoholu. Ja też dzisiaj piłam, ale nie aż tak i na pewno tak nie śmierdziałam. Fuj. Jak sobie pomyślę co on chciał mi zrobić, to po prostu mam ochotę rzucić się pod samochód. Łzy cały spływały mi po policzkach a głowę miałam spuszczoną, kiedy poczułam jak ktoś siada obok mnie i przytula. Podniosłam głowę i przez łzy zobaczyłam Kubiaka.
- Co ty tu robisz? - wyszeptałam. Wytarł rękawem moje policzki.
- Nic. Po prostu jestem z tobą. - przytulił mnie mocniej. Byłam zdziwiona. Zdziwiona jak cholera. Znał mnie ledwo jeden dzień, ale podobało mi się to. Podobało mi się to, że przyszedł tu do mnie i jest ze mną. Tak po prostu. Wydawało mi się, jakbyśmy znali się od lat. Czułam, że nie jest dla mnie zwykłym sąsiadem. Poczułam to już w parku, kiedy tak jakby pomogłam pozbyć mu się tych złych wspomnień po żonie. Ba, to poczułam coś dziwnego już wtedy na meczu, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. A podobno nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia... Nie, przecież to nie jest miłość!
Boże, co się ze mną dzieje? Przecież byłam taka twarda, pewna siebie. Normalnie na pewno nie dałabym się przytulać teraz ledwie poznanemu facetowi, a jednak przy nim czułam się bezpiecznie. Dzisiaj u niego w mieszkaniu tak dobrze nam się rozmawiało, tak dobrze się rozumieliśmy.
Poczułam jak na włosy spadają mi zimne krople deszczu. Miałam na sobie tylko sukienkę, bo nie pomyślałam, żeby wziąć jakieś okrycie. Michał wstał i pociągnął mnie za rękę.
- Chodź, jedziemy do domu. Zamówię taksówkę. - wyciągnął telefon a ja wstałam. Nogi miałam jak z waty, a łzy zlewały się z coraz mocniejszym deszczem. Michał pociągnął mnie za rękę w stronę ulicy. Kilka minut później siedzieliśmy już w taksówce. Nikt nie odezwał się słowem.

~ * ~

Miałem ochotę wybiec z tej taksówki, pobiec do tego klubu i zbić ryj temu idiocie. Nie ważne, że do tej pory byliśmy dobrymi kumplami. Przesadził. Przesadził i to cholernie. Jak on mógł jej to zrobić. Nienawidził go. Dziękuję tylko Bogu, że mam teraz treningi reprezentacyjne, bo raczej nie wytrzymałbym z Łasko.
Weszliśmy na naszą klatkę. Spojrzałem na nią. Na szczęście już nie płakała, ale miała okropnie smutną minę.
- Może przyjdziesz do mnie? - spytałem. Podniosła wzrok i pokiwała przecząco głową.
- Nie, pójdę do siebie. Dziękuję. - odpowiedziała i weszła do swojego mieszkania. A jak przez tego cholernego Łasko Maja nie będzie chciała się ze mną zadawać?
A mimo, że znałem ją dopiero jeden dzień, czułem, że on ona jest kimś więcej. Nie jest taka jak inne. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego do kobiety. Chyba nawet do Dagi. Daga to była jedna, wielka pomyłka. Ale ona jest przeszłością. Maja jest moją teraźniejszością i przyszłością. A przynajmniej chciałbym, żeby była.

Nie zaczęliśmy treningu od razu, bo miał przyjść ktoś nowy. Zatrudnili kogoś, żeby pomagał Bieleckiemu. Twierdził, że przyda mu się pomoc w Sofii na LŚ. Siedzieliśmy na trybunach i czekaliśmy, aż Aleksander przyprowadzi swojego nowego pomocnika. Na salę wszedł on a za nim, o zgrozo!, szła Maja. Albo była taka twarda i wszystko dobrze maskowała, albo po prostu zapomniała o tym wydarzeniu, co było mało prawdopodobne. Uśmiechała się szeroko, przyciskając do piersi jakieś notatki. Zrobiłem wielkie oczy i wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć! Dlaczego los ciągle kazał nam na siebie wpadać? Najpierw przeprowadza się na przeciwko mnie a teraz będzie pracować razem ze mną. Razem z łysym terrorystą stanęli obok Andrei. Maja przyjrzała się każdemu z naszej drużyny i mógłbym przysiąść, że kiedy spojrzała na mnie, jej mina trochę zrzedła. Z westchnieniem oparłem się na krześle i zakryłem twarz dłońmi. Bielecki przedstawił ją wszystkim. Zbyszek od razu ją rozpoznał. Zaczął się śmiać i gadać mi coś, ale ja w ogóle go nie słuchałem. Miała jechać z nami do Sofii, będzie z nami wszędzie.
W czasie treningu wszystko robiłem automatycznie. W ogóle nie myślałem nad tym co robię, moje myśli biegły w zupełnie innym kierunku.
- Michał, co ci jest? Grałeś dzisiaj jakbyś był w jakimś transie czy coś. Aż mnie przerażasz. - powiedział Zbyszek, kiedy szliśmy do szatni. Wywróciłem oczami i wzruszyłem ramionami. Chciałem jak najszybciej wziąć prysznic, przebrać się i pogadać z Mają. Zrobiłem wszystko najszybciej jak się dało i pobiegłem najpierw na salę, ale tam jej nie było, później do gabinetu Andrei, ale tam powiedzieli mi, że już wyszła. Wyleciałem z gabinetu i popędziłem w stronę wyjścia. Dogoniłem ją kilkanaście metrów od hali. Zatrzymałem się dokładnie obok niej, a ona krzyknęła.
- Boże, Kubiak, chcesz żebym zawału dostała?! - krzyknęła i spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - wybuchnąłem śmiechem. Ona też zaśmiała się krótko. - Chcę z tobą porozmawiać, szczerze. - spojrzała na mnie zdziwiona, ale wskazała głową na ławkę. Usiedliśmy, a ja spojrzałem na nią.
- Nienawidzisz mnie, prawda? - spytałem, zanim zdążyłem w ogóle pomyśleć. Skarciłem się w duchu. Znów spojrzała na mnie zdziwiona.
- A dlaczego tak myślisz?
- No, za to, co stało się wczoraj. Jakbym mógł to zabiłbym bym tego cholernego Łasko. - mruknąłem. Zaśmiała się.
- No co ty Michał, czy to twoja wina? Ja się jakoś pozbieram, w sumie już prawie o tym zapomniałam. Ja mogę być tobie tylko wdzięczna, za to, że mnie pocieszałeś i zostałeś ze mną. Dziękuję. - uśmiechnęła się do mnie zniewalająco.
- Dla ciebie wszystko. - sam nie wierzyłem, że to powiedziałem. Schyliłem się i musnąłem delikatnie jej usta. Odwzajemniła mój pocałunek, ale dużo mocniej. Zaczęliśmy się całować, a ja czułem się jak w siódmym niebie. To było niesamowite. Wiedziałem, że coś jest między nami. Nie byliśmy tylko sąsiadami. Pierwszy raz jak ją zobaczyłem, poczułem się dziwnie. Jakaś nadprzyrodzona siła ciągnęła mnie w jej stronę. Z mojego raju wyrwał mnie głos Bartmana. Oderwałem się od Maji i spojrzałem na niego wzrokiem, który mógłby zabić.
- Przepraszam, nie przeszkadzajcie sobie, ja znikam! - uniósł ręce w geście obronnym i wycofał się szybko do tyłu. Spojrzałem z uśmiechem na Maję, w jej intensywnie zielone oczy. Ona też na mnie spojrzała, ale zaraz potem roześmiała się.
- Co to było? - spytała ze śmiechem.
- Nie wiem, ale przyznam, że bardzo mi się to podobało. - uśmiechnąłem się wesoło i znów musnąłem jej usta.
- To czysta ironia. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, a tu nagle pojawiasz się ty i już przy naszym pierwszym spotkaniu poczułam coś więcej. Czemu w ogóle wtedy na meczu do mnie podszedłeś? W ogóle nie miałam ochoty gadać z jakimkolwiek siatkarzem. Nie lubiłam siatkówki. - znów się roześmiała.
- Sam nie wiem. Coś mnie do ciebie przyciągnęło. Skoro nie lubisz siatkówki, to dlaczego pracujesz z Reprezentacją Polski w siatkówce? - spytałem z niedowierzaniem.
- Oh, mój dziadek jest prezesem tej drużyny i zaproponował mi pracę. Nie będę tylko pomagać Bieleckiemu, ale też będę pomagać wam się porozumiewać za granicą. Mówię biegle w trzech językach, bez polskiego oczywiście. - uśmiechnęła się szeroko.
- Pff, prezes myśli, że sami sobie nie poradzimy? Większość drużyny bardzo dobrze mówi po angielsku. - powiedziałem, obrażonym tonem. - Nigdy mu tego nie wybaczymy.
Maja znowu się roześmiała. Byłem wniebowzięty widząc, że śmieje i jest szczęśliwa. Przytuliłem ją mocno.
Obudziła się we mnie nadzieja i przeczucie, że w końcu znalazłem tą jedyną.

* * * 

No to macie rozdział 6 :)
Myślę, że nic wielkiego. 
Szybcy są, prawda? :D
ASK - zapytaj!

środa, 12 grudnia 2012

Liebster Awards



Zostałam nominowana do Liebster Awards!
Dziękuję bardzo http://breakthrouugh.blogspot.com/ za nominację :)




1. Ulubiony zawodnik Reprezentacji Polski...
Myślę, że Zibi Bartman oraz Bartek Kurek, nie umiem się zdecydować na jednego...

2. Komu po porażce Polaków kibicowałaś na Euro 2012?
Hiszpanii :)

3. Twój ulubiony sport to...
Siatkówka, lekkoatletyka

4. Jaki jest twój ulubiony gatunek literacki?
fantasy, przygodowe

5. Skąd czerpiesz pomysły na dalszy rozwój opowiadania / opowiadań?
Czasami, gdy czytam inne blogi, pojawiają się moje własne pomysły.
Sama nie wiem skąd się biorą.

6. Ulubiony aktor/ aktorka...
Johny Depp :D

7. Nienawidzę...
Pająków.

8. Cenię...
Szczerość, poczucie humory, umiejętność bycia sobą. 

9. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Dziennikarką sportową.

10. Szpinak czy brokuły?
Brokuły.

11. Gdybyś mogła być kimś innym przez jeden dzień kogo byś wybrała?
Ojej, trudne pytanie. Naprawdę nie wiem..




Ja nominuję : 





Moje pytania :

1. Jaki jest twój ulubiony sport?
2. Twoja ulubiona książka?
3. Dlaczego zaczęłaś pisać blog?
4. Twój ulubiony zespół? to...
5. Święta czy wakacje?
6. Lubisz siatkówkę?
7. Uwielbiam...
8. Czytasz mój blog?
9. Gdzie chciałabyś spędzić swoje wymarzone wakacje?
10. Lubisz się uczyć?
11. Ulubiony kraj?




/ Następny rozdział dodam już dzisiaj albo jutro, więc bądźcie czujni! :D

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 5

- Miśkuuuuuuu, wstawaj! - usłyszałem znajomy głos, ale nawet nie otwierając oczu, przewróciłem się na drugi bok. Poczułem jak ktoś wstrząsa moim ramieniem.
- Odwal się. - skwitowałem wymachując ręką na oślep, tak jakbym chciał przegonić natrętną muchę.
- Dziku, bo nie dostaniesz żołędzi! - powiedział Zbyszek, po czym wybuchnął śmiechem. Ha, ha, ha bardzo śmieszne. Naciągnąłem kołdrę na głowę. Nie myślałem teraz nad tym, jak Bartman wszedł do mojego mieszkania, miałem ochotę cały dzień leżeć w łóżku i spać.
- Bartman, powiem ci jedno i mam nadzieję, że zrozumiesz : wypierdalaj z mojego domu. Na końcu korytarza jest taki drewniany prostokąt, otwórz go, wyjdź i zamknij za sobą. - wymamrotałem. Brunet znów wybuchnął śmiechem.
- Suchar z rana, jak śmietana. - powiedział. Na około pięć minut zapadła cisza, dało się usłyszeć tylko mój oddech i oddech Bartmana siedzącego zapewne w fotelu. Czułem jak wpatruje się we mnie wyczekująco. Westchnąłem głęboko i usiadłem na łóżku. Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem a on wyszczerzył się.
- Po co żeś tu przylazł?
- Bo idziemy dzisiaj gdzieś. Masz do wyboru mecz siatkarek, impreza albo miasto. - odpowiedział, cały czas szczerząc się jak głupek.
- No chyba sobie żartujesz. Nigdzie nie idę. - powiedziałem obojętnie, po czym wstałem i ruszyłem do łazienki. Zamknąłem się i wszedłem pod prysznic. Po pięciu minutach usłyszałem trzask tłuczonego szkła i głośne "kurwa" Zbyszka. Wywróciłem oczami, ubrałem się i wyszedłem z łazienki.
- Czy ty naprawdę za każdym razem, kiedy do mnie przyjdziesz musisz coś zepsuć? - strzeliłem facepalma. - Niedługo nie będę miał w czym jeść, z czego pić i na czym siedzieć.
- Jak na czym siedzieć? Jak na czym siedzieć?! Ja ci nie zepsułem tego krzesła. Było już rozwalone, zanim usiadłem. - bronił się. Zbierając resztki kubka z podłogi. - To przez tego przeklętego psa, trzeba było kupić sobie jakiegoś małego, takiego jak mój Bobek a nie takie bydle.
- Nie zapomnij, że sami mi go daliście. - otworzyłem lodówkę. Nie zdziwiło mnie to, że zobaczyłem tam tylko światło i cytrynę.
- Ziibiii... - odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na niego błagająco. - Idź do sklepu po żarcie albo wypad z mojego domu. - wydarłem się wskazując palcem na drzwi kuchni. Zbyszek spojrzał na mnie spode łba.
- Weź znajdź sobie jakąś laskę, bo ja już z tobą nie wytrzymam. - powiedział i wyszedł z kuchni, a chwilę później usłyszałem trzask drzwi. Uśmiechnąłem się do siebie triumfalnie. Rozłożyłem się na kanapie w salonie, włączyłem telewizor i czekałem, aż Zibi wróci.

~ * ~

Od piątej rano byłam na nogach. Biegałam po całym mieszkaniu sprawdząjąc czy wszystko zabrałam. Nie lubię przeprowadzek. Muszę przeprowadzić się prawie na drugi koniec Jastrzębia, bo mój ukochany dziadek załatwił mi pracę. Za cholere nie chce mi powiedzieć jaka to praca, ale spodziewam się najgorszego, ponieważ mój dziadek jest prezesem Reprezentacji Polski w siatkówce. W głębi serca modliłam się, żeby ta praca nie była ani trochę związana z siatkówką. Kiedy już byłam pewna, że wszystko jest w pudłach, które kierowca właśnie znosił odo samochodu, zakluczyłam drzwi i wyszłam z bloku. Teraz czekała mnie jakaś godzina drogi, może nawet więcej, bo jest piątek, więc na pewno będą korki.
Weszłam do samochodu i od razu włożyłam słuchawki do uszu.

Stałam pod drzwiami mojego nowego mieszkania i szukałam kluczyków w torebce.
- Jasne cholera. - mruknęłam, kucając na ziemi i wysypując całą zawartość torebki. Usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam głowę i zobaczyłam wściekły wzrok kierowcy.
- Nie wiem czy pani wie, ale ja nie mam całego dnia.
- A za co panu płacę? - odpowiedziałam wkurzona, wkładając wszystkie rzeczy znów do torebki.
- JEST! - krzyknęłam odruchowo, podnosząc kluczyk do góry.
- No wreszcie - mruknął kierowca, wywracając oczami. - To ja pójdę po te pudła. - wyszedł z klatki. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się niewielki korytarz. Następnie weszłam do salonu o miętowych ścianach. Stały tam już meble i telewizor. W salonie były dwudrzwiowe drzwi, które prowadziły do przytulnej sypialni. Ściany pomalowane na fioletowo, na ścianie pod którą stało łóżko była brązowa tapeta z fioletowymi kwiatami. Duże okno ukazywało nienaganny widok, pod oknem był duży parapet, na którym można posiedzieć.
- No dziadziuś, postarałeś się, nie ma co. - powiedziałam do siebie. Usłyszałam trzask i głośne przekleństwo kierowcy. Pobiegłam do drzwi i zobaczyłam na ziemi leżące pudło i powywalane z niego książki. Jak którąś podarł to obiecuję, że osobiście ukręcę mu łeb. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Przepraszam, potknąłem się. - zaczął zbierać książki z powrotem do pudła. Nagle drzwi do mieszkania na końcu korytarza, dokładnie na przeciwko mnie otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Zamurowało mnie. Otwarłam buzię ze zdziwienia i pomrugałam szybko oczami. To niemożliwe.
- Dzień dobry. - odezwał się, podchodząc bliżej. Nie mogłam się ruszyć, tylko stałam i wpatrywałam się w niego z otwartą buzią. - Halo, słyszy mnie pani? - pomachał mi ręką przed oczami.
Ocknęłam się. Boże, Maja, zachowujesz się jak wariatka. Spiorunowałam go wzrokiem od stóp do głów.
- Dzień dobry. - powiedziałam. - Przepraszam, ale się zamyśliłam. - czułam, że moje policzki robią się różowe, ale nie spuściłam głowy. Podszedł bliżej i teraz już musiałam trochę bardziej podnieść głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. Uniósł brew. Widziałam, że nie kwapi się do tego, żeby mi uwierzyć, że się zamyśliłam. On zachowywał się jakbyśmy się nie poznali. No, w sumie to jako tako się nie poznaliśmy, ale przecież znał mnie. Kierowca wniósł pudło z książkami do mieszkania i poszedł po następne.
- Będziesz tu mieszkać?
- Mieszkasz tu? - spytaliśmy na raz.
- No, ja mieszkam tam. - wskazał na drzwi, na drugim końcu korytarza.
- Fajnie, ja się tu wprowadzam. Mój dziadek załatwił mi pracę i musiałam przeprowadzić się z prawie drugiego końca miasta. - uśmiechnęłam się do niego. - Wejdziesz? - odsunęłam się trochę.
- Przepraszam, ale teraz nie mogę. Może później, zdążysz się rozpakować i w ogóle. Ja już muszę iść. - odwzajemnił uśmiech i odwrócił się. - Miło będzie mieć taką sąsiadkę. - spojrzał mi w oczy, odwrócił się i ruszył w stronę stronę swojego mieszkania. Przez drzwi na korytarz wszedł kierowca z trzema pudłami a za nim jakiś mężczyzna.
- Misiek, a ty co tu robisz? - powiedział głośno do Kubiaka.
- Zamknij się i chodź. - powiedział cicho, ale mimo wszystko usłyszałam jego słowa, po czym popchnął wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta w stronę drzwi. Spojrzałam na nich ze zdziwieniem, kiedy znikali w mieszkaniu Michała. Westchnęłam i weszłam do swojego.
- To wszystkie pudła. Należy się dwieście złotych. - powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco. Wywróciłam oczami, wyciągnęłam portfel i dałam mu dwie stówki.
- Do widzenia. - zamknęłam za nim drzwi. No dobra, to teraz czas zacząć się rozpakowywać. Ściągnęłam buty i wzięłam się do pracy.

~ * ~

Zibi wkładał jedzenie do lodówki a ja siedziałem i nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Ona tu mieszka. Na przeciwko mnie. Będę ją spotykał codziennie.
- Stary, a tobie co? - spytał, zjadając bagietkę.
- To jest ta dziewczyna.
- Jaka dziewczyna? - zmarszczył brwi. Strzeliłem tradycyjnego face palma.
- Ta co się przeprowadziła naprzeciwko, to ta sama z meczu. I z parku. Opowiadałem ci przecież.
- Nooo, to bierz się za nią, Misiek. Przecież ci się podoba. - spiorunowałem go wzrokiem.
- Przecież ja jej wcale nie znam, ogarnij się. Będziesz tu siedział przez cały dzień?
- Tak, a nie mogę?
- Nie. - odpowiedziałem na co Zbyszek się roześmiał.
- Dobra, idę do siebie, ale wieczorem wychodzimy. I nie ma żadnego ale. Na razie, misiu. - zjadł resztę bagietki, ubrał się i wyszedł.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Zwlokłem się z kanapy i poszedłem otworzyć. Zaskoczył mnie widok rudowłosej Maji uśmiechającej się do mnie wesoło.
- Cześć. Przyszłam się oficjalnie przywitać.
- Cześć. Wchodź. - odsunąłem się, żeby mogła wejść do mieszkania. - Tędy, do salonu. - usiedliśmy na kanapie.
- Jestem Maja Jasińska, ale to wiesz.
- Ja jestem Michał Kubiak, ale to też chyba wiesz.
- Owszem. - zaśmiała się. Zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Zanim się zorientowaliśmy, wybiła godzina osiemnasta i do mojego mieszkania znów ktoś zadzwonił. Przeprosiłem Maję i poszedłem otworzyć. Zbyszek zlustrował mnie od stóp do głów.
- Jak ty wyglądasz? Tak chcesz iść do klubu? - spytał z niedowierzaniem.
- Co? - zmarszczyłem brwi. - Ja nigdzie nie idę.
- Przeestań, już skołowałem ekipę. - wszedł do mieszkania, kiedy nagle w korytarzu pojawiła się Maja. Zibi spojrzał na nią a później na mnie. - Ouuu... Chyba przeszkodziłem. - uśmiechnął się głupkowato i wyciągnął wielką dłoń w stronę dziewczyny. - Jestem Zibi Bartman. A ty pewnie Maja? - uścisnął jej małą dłoń a ona uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Tak. Skąd wiesz? - spytała ze śmiechem.
- Misiek dużo o tobie opowiadał. - odpowiedział również ze śmiechem. Maja trochę się zarumieniła a ja spiorunowałem przyjaciela wzrokiem. - Może wybierzesz się z nami dzisiaj do klubu? Idziemy z kumplami z drużyny, ale będą też ich partnerki.
- Oh... No, czemu nie. O której mam być gotowa? - spytała z uśmiechem.
- Za co najmniej godzinę, bo Michał też musi się przygotować, prawda Misiek?
- Taaa - mruknąłem.
- Okej. No to ja znikam, do zobaczenia. - pocałowała mnie i Zibiego w policzek i wyszła. Zibi ściągnął buty i kurtkę i rozłożył się na kanapie w salonie. - Miła dziewczyna naprawdę i baardzo ładna. No, dalej ubieraj się.
Postanowiłem zostawić jego zachowanie bez komentarza. Poszedłem wziąć szybki prysznic i przygotowałem się do wyjścia. Z jednej strony cieszyłem się, że spędzimy wieczór w klubie z chłopakami a w szczególności z Mają. Ale z drugiej strony czułem, że coś się stanie. Coś mi mówiło, że ten wieczór nie skończy się dobrze.

Za piętnaście dziewiętnasta zadzwoniliśmy do drzwi mieszkania Maji. Otworzyła po dłuższej chwili, a kiedy zakluczyła mieszkanie i odwróciła się do nas przodem szczęka mi opadła. W jednej chwili te wszystkie niepokojące myśli uciekły.
Była piękna. Cudowna.

* * *

Przepraszam, że nie pojawił się w tamtym tygodniu, ale nie wyrobiłam się w czasie.
Chyba nie mogę Wam obiecać, że będą ukazywać się dokładnie co tydzień.
Dziękuję za ponad dwa tysiące wyświetleń, to miłe :)

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 4

Kiedy wyszliśmy z szatni kibice powitali nas radosnymi okrzykami, które dodały nam jeszcze więcej sił. Pomimo tego, że nie był to żaden ważny mecz, tylko taka jakby rozgrzewka do Ligi Światowej, chcieliśmy w końcu pokonać Rosjan. Niesamowite było to, ile ludzi przybyło. Spodek był wypełniony po brzegi, królowały biało-czerwone barwy, tylko gdzieś z tyłu w niedużej grupce siedzieli kibice z Rosji. To wszystko wprowadziło mnie w taki nastrój, że od razu zapomniałem o tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Weszliśmy na boisko i zaczęliśmy rozgrzewkę.

- A teraz wstańmy, wznieśmy wszystkie narodowe barwy i po dwóch taktach akapelli zaśpiewajmy Mazurka Dąbrowskiego! - usłyszeliśmy z głośników. Po dwóch taktach Spodek "odleciał". To powinien przeżyć każdy Polak. Cała Katowicka hala śpiewała hymn Polski z całej siły. Zawsze na meczach wkładali w to tyle serca i pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy jak to pomaga sportowcom. Pamiętam, jak sam kiedyś przychodziłem tu na mecze, też śpiewałem ile sił w płucach, dopingowałem.... A teraz stoję tu, na parkiecie i zaraz będę walczył o zwycięztwo z naszym odwiecznym wrogiem.
Hymn się skończył a my, pełni energii, podbiegliśmy do trenera.
- Wygramy to!

Stoję w polu zagrywki. Polska ma piłkę meczową przy stanie 22:24. Biorę głęboki wdech i wypuszczam powoli powietrze z płuc, przymykam oczy i koncentruję się na piłce. Wyrzucam ją, wyskakuję i...
- MICHAŁ KUBIAK KOŃCZY TEN MECZ ASEM SERWISOWYM! - Poczułem jak pod ogromnym ciężarem przerwacam się na parkiet. Wszyscy krzyczeli i śpiewali.
- Wygraliśmy, Misiek, wygraliśmy! - Igła siedział na mnie i trzymając mnie za ramiona potrząsał z całej siły.
- WIEM KURWA! - krzyknąłem. Wstałem, a reszta drużyny rzuciła się na mnie i zaczęliśmy skakać i krzyczeć. Wygraliśmy z Rosją, w końcu! MVP spotkania został Bartosz Kurek. No tak, można było się tego spodziewać. Ruszyliśmy w stronę trybun, żeby rozdać trochę autografów. Co jak co, ale kibice byli dla nas bardzo ważni. Lubiliśmy ich uszczęśliwiać. A jednym z sposobów na uszczęśliwienie kibica było spotkanie z nim.

~ * ~
Daria pobiegła do barierek po autografy a ja siedziałam sobie spokojnie niedaleko. Nie zależało mi na zdobyciu podpisu któregoś z nich. Co prawda w dzisiejszym meczu bardzo mi imponowali. To co ci chłopacy wyrabiali na boisku było niesamowite. Nie trenuję siatkówki, nigdy nie trenowałam. Ogarniam trochę o co chodzi. Libero, Ignaczak bodajże, rzucał się po każdą piłkę, ryzykując kontuzją. Kiedy piłka wyleciała poza boisko rzucał się po nią na stoły z komputerami, na reklamy stojące wokoło, przeskakiwał przez nie byleby tylko nie stracić punktu. Reszta naszych siatkarzy grała z nie mniejszym poświęceniem. Byłam pod wielkim wrażeniem. Patrząc na tłum kibiców pchających się i robiących wszystko, żeby któryś z siatkarzy się na nich spojrzał zobaczyłam jak jeden z naszych reprezentantów wchodzi na trybuny. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo myślałam, że po prostu idzie w inne miejsce, żeby rozdać autografy. Ale jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam jak zmierza prosto do mnie i staje naprzeciwko. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, co nie było łatwe, bo z racji tego, że on miał na pewno około dwóch metrów wysokości a ja byłam dość niska i do tego siedziałam, musiałam prawie położyć się na krzesełku. Zrobiłam wielkie oczy, bo zdałam sobie sprawę z tego, że kompletnie nie mam pojęcia jak on się nazywa. JAK ON SIĘ, DO CHOLERY JASNEJ, NAZYWA?! Miał taką słodką, misiowatą mordkę, ale nie mogłam sobie przypomnieć ani jego imienia ani nazwiska. Stał do mnie przodem, więc nie mogłam też przeczytać nazwiska na koszulce.
- A ty nie idziesz po autografy? - spytał. Podniosłam jedną brew. Jeeezu, czy każdy musi od razu po meczu lecieć na złamanie karku po jakiś podpis?
- Jak widać nie. Nie zależy mi na zdobyciu podpisu któregoś z was. Ja w ogóle nie lubię siatkówki. - powiedział wywracając oczami. - Moja przyjaciółka mnie tu wyciągnęła. - dodałam, widząc, że chce coś powiedzieć. Drugi raz w ciągu kilku minut moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyłam jak ściąga swoją koszulkę. O mamusiu kochana, ale ma klatę! Przez chwilę naszła mnie ogromna chęć dotknięcia idealnie wyrzeźbionego torsu. Maja, jaka ty jesteś głupia. Przeniosłam wzrok z klaty i zobaczyłam jak wyciąga marker i podpisuję koszulkę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nie wiem czemu, ale poczułam dziwny ucisk w żołądku. Podał mi koszulkę. Popatrzyłam najpierw na niego, potem na koszulkę i znów na niego, w końcu jednak spuściłam wzrok.
- Proszę cię, weź daj ją jakiemuś wiernemu kibicowi, który na pewno ucieszyłby się szalenie z takiego prezentu... - powiedziałam, ale kiedy podniosłam głowę jego już nie było, a koszulka z autografem leżała na moich kolanach. Zmierzał w stronę szatni razem z resztą siatkarzy. Nagle uświadomiłam sobie, że ja mu się nawet nie przedstawiłam. To wbrew wszystkim zasadom, które wpajała mi moja mama. Wstałam i już chciałam iść w jego stronę, kiedy poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i z całej siły ciągnie do tyłu. Zostałam wręcz brutalnie wywleczona z hali. Kiedy stanęłyśmy, odwróciłam się w stronę Darii i spojrzałam na nią z irytacją. Daria wywróciła oczami i znów pociągnęła mnie za rękę. Wyszłyśmy z budynku i zmierzałyśmy w stronę stacji kolejowej.
- Czyś ty do końca powariowała?! - krzyknęłam wymachując rękami.
- Eeej! Co ty tu masz? - spytała wyrywając mi z ręki koszulkę Kubiaka. Spojrzała na nią, po czym przeniosła wzrok na mnie. - Skąd... Skąd ty ją masz?! - krzyknęła. Wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok.
- No ten Kubiak mi dał.
- Dał ci ją? Poszłaś do siatkarza po autograf?! - spytała zdziwiona.
- Nie, no coś ty. Sam do mnie podszedł, porozmawialiśmy chwilę, dał mi koszulkę i poszedł do szatni.
- Sam podszedł?! - spytała znów, co zaczęło mnie irytować. Skarciłam ją wzrokiem.
- Nie dramatyzuj, to tylko koszulka.
- Tylko koszulka?! - Nie, tego już było za wiele.
- Daria! - krzyknęłam i walnęłam ją lekko w głowę. - Ogarnij się. - Kupiłyśmy bilety i weszłyśmy do pociągu. Przed nami dość długa droga do Jastrzębia.
- A ten Kubiak, on ma kogoś? - spytałam, kiedy już siedziałyśmy na miejscach.
- Nie, z tego co wiem to kilka dni temu wziął rozwód. Po czterech latach małżeństwa. - w tym momencie cała sympatia do tego faceta zniknęła. To pewnie on ją zostawił, byłam tego pewna. - Ale nie miej złych myśli o nim, to Dagmara go zostawiła. Jak mówiła w wywiadzie, przestała go kochać.
- Co? Jak można przestać kogoś kochać po czterech latach małżeństwa?! To chore! - byłam oburzona. Daria pokiwała głową. Po piętnastu minutach drogi, zasnęłam. Śnił mi się owy Michał Kubiak z swoim pięknym, uwodzicielskim uśmiechem i idealną klatą.

~ * ~

Sam nie wiem, dlaczego dałem Jej tą koszulkę. Przecież powiedziała, że nie lubi siatkówki. Pewnie i tak schowa ją gdzieś na dnie szafy albo wystawi na allegro. Jaki byłem głupi, nawet nie dowiedziałem się jak ma na imię. Teraz siedzę w samochodzie razem ze Zbyszkiem Bartmanem i opierając głowę o szybę, myślę o Niej. Piękna dziewczyna, o długich, rudych włosach i dużych zielonych oczach. Istny anioł. A ja pewnie już nigdy nie będę miał okazji się z nią spotkać. Trzeba było ją zaprosić na kawę, albo coś. Kurwa, Misiek, ty skończony kretynie. Zibi siedział za kierownicą nucąc jakąś piosenkę lecącą z radia. Był bardzo szczęśliwy po naszym dzisiejszym meczu.
- Co ty taki smutny siedzisz, Misiek? - spytał spoglądając na mnie przez swoje okulary.
- A nic... - pokręciłem głową.
- Chodzi o tą dziewczynę przed którą dzisiaj striptiz robiłeś? - spytał. Spojrzałem na niego z mordem w oczach. - No co? Rozebrałeś się przy niej, jakby nigdy nic i sobie poszedłeś. - zaśmiał się i walnął mnie przyjacielsko w ramię.
- Dałem jej po prostu moją koszulkę, jako prezent.
- Tak, tak. Jak ją ściągnąłeś to ona dosłownie pożerała cię wzrokiem, uwierz mi. - powiedział wjeżdżając pod mój blok. Wzruszyłem tylko ramionami i wysiadłem z auta. - To do zobaczenia jutro i pamiętaj, że w sobotę idziemy do klubu, żeby uczcić naszą wygraną! - krzyknął za mną. Kiedy weszłem do mieszkania powitał mnie pies Kurek. Pogłaskałem go po łbie i rzuciłem torbę w korytarzu. Od razu ruszyłem do pokoju, wziąłem świeże ubrania i poszedłem pod prysznic. Dzisiaj zamierzałem pozbyć się wszystkiego co kojarzyło mi się z moją byłą żoną. Po dziesięciu minutach wyszedłem odświeżony z łazienki. Ubrałem buty i kurtkę, wziąłem w ręce dwa kartony stojące w salonie i wyszedłem z mieszkania. W kartonach było wszystko co Dagmara zostawiła u mnie. Zdjęcia, kilka ubrań, pamiątki z wakacji spędzonych razem i wiele innych rupieci. Wyrzuciłem wszystko do kontenera. Mój dom był czysty. Postanowiłem pójść na spacer. Poszedłem nad niewielki staw i stanąłem na moście. Oparłem się dłońmi o barierkę i popatrzyłem na pierścionek na moim palcu. Westchnąłem głęboko, kiedy w mojej głowie odtworzyła się scena z kościoła. Stałem tak chyba z pięć minut, ale na ziemię przywołał mnie znajomy głos.
- Chyba nie masz zamiaru skoczyć? - usłyszałem. Obok mnie pojawiła się rudowłosa piękność z dzisiejszego meczu. Aż zaparło mi dech w piersiach ze zdziwienia.
- Nie... - spojrzałem na obroczkę, którą przekręcałem palcami drugiej ręki, ale za cholerę nie mogłem jej ściągnąć. Jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mi na to. Dziewczyna spojrzała mi głęboko w oczy. Dotknęła delikatnie mojej ręki i jednym płynnym ruchem swoich małych dłoni ściągnęła obroczkę i położyła ją na środku ręki. Spojrzałem na nią zdziwiony. Na jej blade policzki wypłynął rumieniec. Uśmiechnąłem się do niej, najprzyjaźniej jak tylko potrafiłem.
- Dziękuję. - wyszeptałem.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że będzie ci dzięki temu trochę lepiej. - Uśmiechnęła się zniewalająco po czym odwróciła się i chciała odejść, ale chwyciłem ją za rękę.
- Mogę wiedzieć jak się nazywasz?
- Maja. Maja Jasińska. - powiedziała, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Odprowadziłem ją wzrokiem, aż zniknęła pośród drzew parku. Maja... Zacisnąłem rękę w której trzymałem pierścionek po czym wyrzuciłem go do stawu.
- Żegnaj, Dagmaro. - wyszeptałem i także ruszyłem ścieżką do swojego bloku.

*  *  *

Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam ani czasu, ani komputera. Ilość nauki w ostatnich tygodniach mnie przeraża. Ciągle mam sprawdziany i kartkówki. Mamy już czwarty rozdział.
Jak wam się podoba? :)

niedziela, 18 listopada 2012

Informacje

No więc tak: Z racji tego, że to jest mój pierwszy blog, źle zaczęłam. 
Nie przemyślałam tego dokładnie i teraz żałuję.
Nie zrezygnuję z dalszego pisania, ponieważ tego pierwszego bloga mam zamiar skończyć. 
Wprowadzę tylko kilka zmian. 
Informacje :
1. Kolejny rozdział będę starała dodawać w każdą sobotę.
2. Zmieniam narrację [!]. Główni bohaterowie czyli Michał i jedna z dziewczyn, będą sami mówili o tym co robią, mówią czy czują. Mam nadzieję, że nie będzie wam to aż tak bardzo przeszkadzać, że dwa pierwsze rozdziały były w innej narracji.

wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 3

Michał usiadł naprzeciwko siedzącego za biurkiem Anastasiego. Nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Boże, jak mu było głupio.
- Kubiak, rozumiem, że jest ci ciężko po rozwodzie z Dagmarą, ale wiesz, że nie możesz pić alkoholu. To wbrew naszym zasadom. Nie psuj wszystkiego co osiągnąłeś. A osiągnąłeś bardzo dużo. I jesteś bardzo silny. Szczerze, myślałem, że nie dasz rady przyjść dzisiaj na trening. - przerwał na chwilę. Michał siedział cicho nie podnosząc wzroku. Trener westchnął. - Nie myśl sobie, że cię wyrzucę, bo nie ma takiej opcji, ale zrobię to tylko pod jednym warunkiem. - po tych słowach Kubiak jednak podniósł głowę i spojrzał na trenera ze zdziwieniem. Czy dobrze usłyszał? Zostaje w drużynie? Niemożliwe.
- Jakim warunkiem? - wychrypiał, bo z wrażeń zaschło mu w gardle.
- Obiecaj mi, tu i teraz, że dopóki jesteś w reprezentacji nigdy nie wypijesz nawet kieliszka wódki, nawet jednej butelki piwa, rozumiesz? - Kubiak miał ochotę z całej siły uściskać Andreę.
- Obiecuję! Dopóki jestem siatkarzem nie wypije ani kropli. Nie wiem jak panu dziękować. Nie wiem co mnie naszło wtedy. To był taki przypływ emocji, za dużo się stało tego dnia, chciałem zapomnieć... - zaczął się tłumaczyć, ale trener już go nie słuchał tylko stanął naprzeciwko Kubiaka.
- Dalej na trening, bo musimy wygrać jutrzejszy mecz! - krzyknął i popchnął Michała w stronę drzwi. Wyszedł cały czas nie wierząc w to co się stało. Wszedł znowu do szatni. Reszta była już na sali, tylko spóźniony Bartman przebierał się w pośpiechu.
- Dziku! I co ci powiedział? Wyrzucił cię? - spytał Zibi z niepokojem w głosie.
- Nie. Nie wyrzucił mnie, ale jak jeszcze raz wypiję to to zrobi. I prawdopodobnie zagram jutro. - Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Andrea poprawił mu humor. Nie mógł przestać się uśmiechać. To nie alkohol powinien pomagać mu zapomnieć o złych rzeczach, w tej chwili uświadomił sobie, że nic nie pozwala mu zapomnieć bardziej niż siatkówka. Przebrał się szybko i razem z Zibim poszli na salę.

Na treningu grał znakomicie. Andrea stwierdził, że jak jutro tak zagra, to wygraną mają w kieszeni. I właśnie taki miał zamiar. Miał zamiar rozwalić Rosjan. W szatni wszyscy mieli znakomite humory. Ich determinacja na jutrzejszy mecz była ogromna. Czuli, że mogą to wygrać.

~  *  ~

Była około pierwsza w nocy, kiedy do drzwi Maji zadzwonił dzwonek. Rzucając gromami w osobę, która budzi ją w środku nocy wygramoliła się z łóżka i poszła otworzyć. Jej zdziwienia nie dało się opisać, kiedy zobaczyła na progu swoją najlepszą przyjaciółkę - Darię.
- Czy ciebie pojebało, kobieto? - powiedziała zaspanym głosem i wpuściła ją do mieszkania. Daria wcale nie wyglądała jakby przed chwilą się obudziła. Była cała rozpromieniona, jej uśmiech wydawał się zakrywać połowę jej twarzy, w oczach miała radosne iskierki i wymachiwała Maji przed nosem jakąś kartką.
- Taaak, chyba tak! - prawie krzyknęła. - Nie uwierzysz co się stało! - ruszyła do salonu i opadła na kanapę. Maja poczłapała za nią i usiadła obok niej. - Wyobraź sobie, jestem w klubie. Spotkałam się tam z tym chłopakiem, Kamilem, ale to opowiem ci innym razem. Już miałam wychodzić, kiedy zobaczyłam przy barze znajomą postać. Nie zgadniesz kogo. - spojrzała na mnie z tym swoim wieelkim uśmiechem.
- Daria, błagam cię. Jest pierwsza w nocy.
- Dobra, dobra. No to zobaczyłam znajomą postać - Michała Kubiaka. Podchodzę i pukam go po plecach. Pomyślałam, że to dobra okazja do zdobycia autografu. Ale jak się odwrócił, to na pierwszy rzut oka widać było, że był pijany.
- Mówiłaś, że siatkarze nie piją... - przerwała jej Maja.
- No bo nie piją! Musiało mu się stać coś naprawdę strasznego, że to zrobił... No więc jak zobaczyłam go w takim stanie, to już sobie podarowałam ten autograf i chciałam sobie pójść, no bo przecież zawsze mogę powalczyć o niego jutro na meczu, ale on zatrzymał mnie i niedość, że dał mi autograf to jeszcze to. - Daria wcisnęła w ręce swojej przyjaciółki kartkę a ta przeczytała ją.
- Że co? - uniosła brew i spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- No! Uwierzysz! Wchodzimy jutro do szatni Reprezentantów Polski! - zapiszczała. Maji raczej to nie ruszało. Nie lubiła siatkówki, nie widziała w niej nic ciekawego. Już wolała piłkę nożną albo tenis. Daria wyciągała ją cały czas na mecze jak nie Reprezentacyjne, to na klubowe. Czasami zgadzała się iść, ale to była rzadkość. Czasami wymyślała różne wymówki.
- Wchodzimy? - teraz uniosła obie brwi. Daria uśmiechnęła się słodko.
- Pójdziesz ze mną, prawda? Proszę, proszę, proszę, proszę! - złożyła ręce jak do modlitwy. 
- Daria, błagam cię. Nie mam ochoty na te głupie mecze.
- Proszę, proszę, proszę, błagam, błagam, błagam! Nie przestanę prosić, póki się nie zgodzisz. - spojrzała na Maję błagalnym wzrokiem, a ona natomiast spojrzała na nią wzrokiem tak zwanym "błękitna stal".
- Dobra, idę z tobą na ten mecz, ale daj mi już spokój. Śpisz dzisiaj u mnie czy idziesz do siebie? - wywróciła oczami. Kochała ją jak siostrę, ale czasami wkurzała ją jak cholera.
- Śpię u ciebie, słoneczko. - zaśmiała się i przywaliła Maji poduszką. Maja wybuchnęła śmiechem i odwzajemniła ten gest. Po chwili biegały po całym mieszkaniu z poduszkami w rękach aż w końcu usłyszała walenie w ścianę i krzyki sąsiada grożącego im, że zaraz wezwie policję. Opadły ze śmiechem na kanapę.
- Zamknij się, wariatko! On naprawdę jest skłonny do zadzwonienia po policję! - powiedziała Maja zamykając jej buzię swoją ręką. Daria uniosła kciuk w górę. Maja zachichotała cicho i cofnęła ręke.
- Idź wziąść prysznic, bo śmierdzisz piwem i papierosami. Nie będę spać z takim śmierdzielem. - pokazała Darii język, wstała i wyciągnęła ręcznik z szafki. W czasie, gdy Daria poszła pod prysznic Maja poszła do swojego pokoju i wyciągnęła się zmęczona na łóżku. Nie dość, że miała dzisiaj ciężki dzień to jeszcze jej zwariowana przyjaciółka nawiedza ją w nocy. Zastanawiała się czy Darii nie będzie głupio tak po prostu wejść do szatni siatkarzy. A co będzie jeżeli wejdą w jakimś złym momencie? Albo, że jak wejdą to oni się wściekną i je wyrzucą? Przecież ten, eee... jak zwykle zapomniała nazwiska, był pijany jak dawał jej ten głupi papierek. Po jakiś dziesięciu minutach rozmyślań, odpłynęła do krainy snów. Daria wyszła z łazienki po dwudziestu minutach, weszła do pokoju i zobaczyła Maję leżąca na samym środku łóżka. Zachichotała pod nosem.
- Posuń się, grubasie. - powiedziała i popchnęła ją lekko na drugą stronę łóżka.
- Zaaaamknij się. - odpowiedziała zaspana Maja i przewróciła się na drugi bok, robiąc jej miejsce. Tak, tak właśnie wyglądało okazywanie sobie przyjacielskich uczuć. Mimo, iż Daria była o dwa lata młodsza od Maji, różniły się pod wieloma względami to kochały się ponad życie. Znały się praktycznie od zawsze, zaprzyjaźniły się w przedszkolu w wieku sześciu lat i tak ich przyjaźń trwa aż do teraz. Obie nie wyobrażały sobie życia bez siebie. Nie mogąc doczekać się meczu, poszła spać. Musiała nabrać dużo sił na mocne dopingowanie Reprezentacji Polski.

~ * ~

Kiedy Michał wszedł do domu humor trochę mu zmalał. Rzucił torbę w korytarz i opadł zmęczony na kanapę. Zaczął sobie wyobrażać, co by teraz robił gdyby była z nim Daga. Na pewno nie siedziałby rozwalony na kanpie i nie użalałby się nad sobą.
- Kurwa, Dziku, ogarnij się. - powiedział sam do siebie i uderzył się w czoło. Rozejrzał się po pokoju i z przerażeniem uświadomił sobie, że wszędzie widzi Dagę. Robili sobie dużo zdjęć a później stały i wisiały w całym domu. Wstał i poszedł do sypialni. Zebrał wszystkie zdjęcia, wyniósł je do salonu i wrzucił za kanapę. Przynajmniej w jednym pokoju chciał mieć spokój od tego widoku, jak tylko będzie miał chwilę czasu wszystko posprząta. Poszedł do łazienki i wziął długi prysznic i położył się spać. Co jak co, ale jutro musi być w dobrej formie. Muszą wygrać. Zasnął szybko zmęczony całym dniem.

---

Za bardzo nic się nie dzieje, znów. Ale mam strasznie zły humor ostatnio. Mam już pomysły na rozdział 4, więc obiecuję, że tam będzie się trochę działo.

czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 2

Michał przekręcił klucz w drzwiach i wszedł do mieszkania. Od progu przywitał go jego pies - Kurek.

Tak, to biedne stworzenie wabi się KUREK, a tym cudownym imieniem ochrzcił go nie kto inny, jak sam Bartosz. Kubiak dostał Kurka na urodziny od całej Reprezentacji, co było dla niego ogromnym zaskoczeniem. Później na małej imprezie z tej okazji cała drużyna próbowała wymyślić imię dla nowego "Pupila Reprezentacji". Bartek stwierdził, że ten pies jest taki zajebisty jak on, więc powinien nazywać się Kurek. Michał sam nie wiedział, jakim cudem się na to zgodził.

Pogłaskał go i poszedł do kuchni, gdzie czekała na niego jego ukochana. Kiedy Daga zobaczyła Michała w drzwiach cała się rozpromieniła. Podbiegła do niego przytuliła go mocno i pocałowała a on to odwzajmnił. Był w tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Cieszę się, że wreszcie jesteś, kochanie! - powiedziała uradowana i jeszcze raz go pocałowała.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.
- Hahah, Misiek, bez przesady. Ostatnio widzieliśmy się jakieś dwa dni temu. - Daga odezwała się zupełnie innym głosem, takim męskim.
- Co? - spytał zdziwiony. - Nie było mnie cały miesiąc!
- Dziku, obudź się. - powiedziała Daga tym swoim dziwnym, męskim głosem i zaczęła nim trząść.
Michał otworzył oczy i zobaczył nad sobą Zbigniewa Bartmana.

- Zibi? Co ty tu robisz, do cholery?
- No ja, ja. Nie możesz pytać się mnie co ja tu robię, ponieważ jestem w swoim domu. - powiedział z uśmiechem.
- To co ja tu robię? - spytał i zrobił wielkie oczy. Kompletnie nic nie pamiętał z wczorajszego wieczoru. Był pewien, że pojechał do swojego domu. Kac dawał o sobie znać, głowa mu pękała a każde słowo Bartmana powodowało głośne wybuchy petard w jego mózgu.
- Włamałeś mi się w nocy do domu. Na serio, wybiłeś okno kamieniem, wszedłeś na drzewo i hop do mojego pokoju. - powiedział robiąc poważną minę. Kubiak wstał szybko i rozejrzał się po pokoju. Wszystkie szyby były całe i zdrowe. Spojrzał wkurzony na Bartmana.
- Ty debilu! - krzyknął i przywalił mu w głowę na co Bartman zaczął się śmiać jak oszalały. - To nie było śmieszne. - powiedział oskarżycielsko Michał, ale po chwili zaczął śmiać się razem z Bartmanem. Nie powstrzymywał go nawet ogromny ból głowy, śmiał się jak opętany.
- Gdybyś widział swoją minę... - powiedział Zbyszek i zaczął śmiać się jeszcze bardziej.
- Z czego tak rechoczecie? - do pokoju weszła Asia, dziewczyna Zibiego i spojrzała na nich z szerokim uśmiechem.
- A z niczego ciekawego, kochanie. - powiedział Zibi powstrzymując się od śmiechu. Michał wziął okulary ze stołu i założył je na nos.
- Ej, no to jak to się stało, że ja tu jestem? Byłem pewny, że pojechałem do swojego domu. Piłem z Kurkiem. - powiedział na co Zibi znowu wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Pił z... KURKIEM!
- Aśka, chyba musimy mu załatwić miejscówkę w psychiatryku. - powiedział Kubiak do Aśki na co ta zaśmiała się i pokiwała głową.
- Kurek to twój pies, durniu! Piłeś z psem? - spytał Zibi wycierając oczy, bo ze śmiechu, aż się popłakał.
- Ciekawe co ty byś zrobił, jakbyś był taki pijany jak ja. - powiedział. - Ale w sumie to chyba jednak z nim nie piłem, bo jak niby miałbym się tu znaleźć? Odpowiecie mi w końcu jak to się stało, że tu jestem?
- Przyjechałeś koło pierwszej w nocy, napity jak świnia. Zacząłeś dzwonić dzwonkiem jak oszalały, jak cię wpuściliśmy to usiadłeś na kanapie i zacząłeś się żalić aż w końcu godzinę później usnąłeś. - opowiedział w końcu Zibi.
- Żalić się? Czyli co mówiłem? - Kubiak byl wyraźnie przerażony, w głowie wyobrażał sobie najgorsze. Aśka spojrzała na Zibiego groźnie.
- Eee... No nic takiego. - powiedział szybko. - Idź lepiej do łazienki i ogarnij się bo za godzinę mamy trening. - zmienił szybko temat. Kubiak spojrzał na niego z irytacją, ale nie wnikał. Wolał nie wiedzieć, co takiego wygadywał.

Michał wstał i poszedł do łazienki. Kiedy spojrzał w lustro od razu widać było, że miał za sobą ciężkie godziny. Miał podkrążone oczy i wyglądał jaklby miał zaraz umrzeć. Przemył kilka razy twarz zimną wodą po czym wszedł pod prysznic. Po jakiś 15 minutach wyszedł z łazienki odświeżony. Zimny prysznic dobrze mu zrobił. Wszedł do kuchni, wziął butelkę wody i wypił połowę jednym duszkiem. Każdy z drużyny zawsze pozwalał reszcie czuć się w swoim domu jakby byli u siebie i oczywiście wszyscy to wykorzystywali, ale Michał uważał, że wtargnięcie w środku nocy do domu swojego przyjaciela było totalnym przegięciem. Dziku wszedł do salonu, gdzie Zibi i Bartman siedzieli obok siebie i ogladali telewizję.
- Dobra, Zibi idę do domu, spotkamy się na treningu. O ile Andrea mnie wpuści. - powiedział zrezygnowany.
- Jasne, do zobaczenia. I nie martw się, jestem pewny, że zagrasz w meczu. - oznajmił Zibi. Dzisiaj, kiedy myślał racjonalnie bardzo żałował tego, że się upił. Nigdy przedtem nie pił. Nigdy. To było wbrew wszystkim jego zasadom. Nie było w ich Reprezentacji siatkarza, który by się upijał. Alkohol był skreślony, całkowicie.  Kubiak zadzwonił po taksówkę i wyszedł z mieszkania Bartmana. Kiedy dojechał do domu zjadł szybko śniadanie, spakował torbę, znów zamówił taksówkę, bo nie chciał jeźdźić samochodem na kacu, i ruszył na trening. Po drodze myślał o jutrzejszym meczu. I jeszcze ta dziewczyna, której dał pozwolenie na wejście do szatni. Nie żałował tego, ale jak nie zjawi się na meczu, to dziewczyny raczej nie wpuszczą. Było mu jej szkoda.

Kubiak długo zastanawiał się czy wejść na salę czy jednak zrezygnować z treningu i jutrzejszego meczu. W końcu jednak wziął głęboki oddech i popchnał drzwi do budynku. Pełen obaw wszedł do szatni, gdzie połowa drużyny przebierała się i głośno rozmawiała. Kiedy wszedł zaczęli się witać. Nikt nie poruszał tematu Dagi i za to był im bardzo wdzięczny. Nie miał ochoty o tym wszystkim rozmawiać mimo, iż obrączka wciąż widniała na jego palcu. W pewnym momencie do szatni wszedł Andrea. Kubiak zamarł a serce zaczęło mu bić coraz mocniej. Co jak co, ale Andrei się bał. Bał się tego, że za jego wybryk trener wyrzuci go z Reprezentacji. Nie chciał tego, tylko walczył o dostanie się do niej. Tyle poświęcił.
- Dziku, chodź ze mną do gabinetu. - powiedział Andrea i wyszedł. Michał spuścił głowę i wyszedł z szatni, obawiając się najgorszego.

*  *  *

Drugi rozdział za nami :)
Mam pewną informację do wszystkic, którzy chcieliby być informowani o nowych wpisach na blogu. Wystarczy napisać do mnie na gadu-gadu na numer 43281466
Jutro wezmę się za czytanie waszych blogów, jeśli takowe macie. Jeżeli macie, to oczywiście piszcie na gadu albo w komentarzach, chętnie poczytam :)
Piszcie jak wam się podoba! Następny rozdział powinien pojawić się w ciągu 5 dni.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 1

"I nie ważne, że świat,
na którym przyszło Ci żyć
lepszym wydawał się być."

- Michał, mogę ci coś powiedzieć? - barman opiera ręce o blat, a Kubiak patrzy na niego nieprzytomnym wzrokiem. Wiedział, co chce mu powiedzieć, ale on nie chciał słuchać teraz żadnych kazań. Wolał zatopić swoje smutki w alkoholu, tak jak to robi prawdziwy polak. Maciej nie czekając na jego odpowiedź, kontynuował - Nie powinieneś się teraz upijać, z tego co wiem masz za dwa dni jakiś ważny mecz.
- Nie gadaj, tylko lej. - Powiedział Michał zanim jego słowa do niego dotarły. Barman westchnął i napełnił dwa kieliszki wódką. Kubiak wypił jeden za drugim i schował twarz w dłonie.
- Przeestań, Daga to podła kobieta. Ba, to nawet nie kobieta, podła kreatura, która wykorzystuje każdego bogatego głupka. Bez obrazy. - powiedział Maciej. - Zawróciła ci w głowie, wzięła kasę i uciekła.
- Nie mów tak... Ona nie jest taka. Mimo, że się ze mną rozwiodła, nie jest taka. - powiedział cicho Michał. Cały czas miał nadzieję, że ona wróci. Że gdy będzie wracał do domu z treningu ona będzie czekała na niego z obiadem, pocałują się czule na przywitanie. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego się z nim rozwiodła. Nie podała żadnego konkretnego powodu, powiedziała tylko,  że po prostu przestała go kochać. Można tak z dnia na dzień przestać kochać osobę z którą ma się ślub, z którą jest się od prawie 4 lat? Michał uważał, że nie. - A podobno mężczyźni nie potrafią kochać... - powiedział cicho.
- Baby to baby. Ich nigdy nie zrozumiesz. Dlatego mam zamiar nigdy się nie żenić. Moim zdaniem to jest zupełnie niepotrzebne, to tylko głupi pierścionek i papierek. - zkwitował i odszedł obsłużyć klienta. Tym razem to Michał westchnął ciężko. Dzisiejszego dnia nienawidził kobiet. Żadnych, bez wyjątku. Miał ochotę zadzwonić do swojego przyjaciela Zbyszka i powiedzieć mu, żeby natychmiast zostawił swoją dziewczynę, Aśkę, i żeby pod żadnym pozorem nie zamierzał brać z nią ślubu, bo ona go skrzywdzi. Skrzywdzi go i będzie wyglądał identycznie, jak teraz on. Przyjedzie prosto z sądu do swojego kumpla do baru, upije się jak świnia i będzie rozpaczał nad swoim losem. 

W czasie, gdy Dziku siedział cały czas z twarzą schowaną w dłoniach i czekał na Macieja, poczuł jak ktoś puka go delikatnie po ramieniu. Przez chwilę przez pijany mózg przeszła mu myśl, że to Daga. Podniósł głowę i odwrócił się powoli. Oczywiście nie zobaczył tam swojej byłej żony, tylko jakąś dziewczyną z notesem i długopisem w ręku.
- Eee... Kubiak, co nie? - odezwała się bezsensownie. - Mógłbyś mi dać swój autograf? - dziewczyna zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła w jakim stanie znajduje się siatkarz. - Hm, widzę, że nie jest pan w najlepszym nastroju, przepraszam. - powiedziała i odwróciła się.
- Nie, czekaj. - wybełkotał Kubiak. Nigdy nie miał serca odmawiać  kibicom siatkówki. Znaczyli dla niego bardzo dużo, pomagali na każdym meczu. - Daj mi ten notesik. - powiedział, wziął notes, długopis i napisał dużymi drukowanymi literami :

PROSZĘ UPRZEJMIE WPUŚCIĆ TĄ DZIEWCZYNĘ 
 DO SZATNI.

MICHAŁ KUBIAK 

Oddał notes dziewczynie, a ta marszcząc znów brwi zaczęła czytać. Z każdym wyrazem coraz bardziej rozpromieniała się.
- Jezu, dziękuję. Naprawdę nie trzeba było. Jest pan pewien, że chce mi to dać? Bez urazy, ale jest pan pijany i może pan później tego żałować... - powiedziała.
- A co chcesz mnie porwać albo zabić? - spytał.
- Nie! Oczywiście, że nie. Jestem tylko kibicem. - zaśmiała się.
- No więc idź już i przyjdź na mecz za dwa dni. - machnął ręką i rozłożył się na blacie. Dziewczyna wybąkała "dziękuję bardzo" i odeszła co po chwila odwracając się i patrząc na Kubiaka. 

- No, Dziku, ogarnij się. Zamówiłem ci już taskówkę i jedziesz do domu. - powiedział, biorąc z blatu kufel i dwa kieliszki Michała.
- Jeszcze jeden. Proszę. Obiecuję, że ostatni. - Kubiak zrobił maślane oczy, a Maciej wymamrotał coś pod nosem i nalał mu pół kieliszka. Dziku wziął kieliszek do ręki i szybkim ruchem wlał w siebie trunek.
- Maciej, przyjacielu, dzięki ci, że ze mną wytrzymałeś dzisiaj. Masz tu za to gówno, przez które prawdopodobnie trener nie pozwoli mi zagrać, reszty nie trzeba. - położył mu na blat 50 zł i chwiejnym krokiem wyszedł z baru. Akurat podjechała taksówka.
- Gdzie pana zawieźć, panie Kubiak? - taksówkarz spojrzał na niego, ale zaraz skrzywił się, gdy zobaczył jak wygląda.
- Gajowa 19 - mruknął Dziku i oparł głowę o fotel. Tak dawno nie pił, że teraz czuł się jakby miał zaraz umrzeć. Kiedy taksówka nagle gwałtownie zatrzymała się na światłach, Michał otworzył szybko drzwi i zwymiotował. Teraz był już pewny, że po tym co dzisiaj zrobił Andrea za nic w świecie nie pozwoli mu zagrać.

Po powrocie do domu zapomniał już o swoim zdrowym rozsądku, który obudził się tylko na chwilę. Kiedy wszedł do domu od razu poszedł do kuchni i wyciągnął z lodówki wódkę "na specjalną okazję". Leżąc na podłodze i popijając wódkę rozmawiał ze swoim psem. Nie był jeszcze na tyle zdesperowany, żeby pić w samotności. Nawijał, nawijał aż w końcu jego, jak mu się zdawało, wierny przyjaciel uciekł do sypialni i schował się pod łóżko. 
A przynajmniej tak mu się zdawało, bo rano obudził się w małym łóżku pod różową kołdrą w kwiaty. A pokój, w którym leżał w ogóle nie przypominał jego sypialni ani salonu. 

* * *
No więc rozdział 1 skończony. 
Mam nadzieję, że pozostawicie swoją opinię i powiecie czy warto pisać dalej (:
Zapraszam na fanpage'a na facebooku : KLIK




czwartek, 1 listopada 2012

Prolog.





Kochać, dopóki starczy nam sił.
Żyć, dopóki tylko możemy.
Walczyć, dopóki jest o co.
Śnić, dopóki snów nie zrealizujemy.
Wspominać, dopóki świat nie zaserwuje nam powtórki.

I przede wszystkim nie poddawać się, bowiem człowiek swego człowieczeństwa wyzbyć się nie może.