wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 4

Kiedy wyszliśmy z szatni kibice powitali nas radosnymi okrzykami, które dodały nam jeszcze więcej sił. Pomimo tego, że nie był to żaden ważny mecz, tylko taka jakby rozgrzewka do Ligi Światowej, chcieliśmy w końcu pokonać Rosjan. Niesamowite było to, ile ludzi przybyło. Spodek był wypełniony po brzegi, królowały biało-czerwone barwy, tylko gdzieś z tyłu w niedużej grupce siedzieli kibice z Rosji. To wszystko wprowadziło mnie w taki nastrój, że od razu zapomniałem o tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Weszliśmy na boisko i zaczęliśmy rozgrzewkę.

- A teraz wstańmy, wznieśmy wszystkie narodowe barwy i po dwóch taktach akapelli zaśpiewajmy Mazurka Dąbrowskiego! - usłyszeliśmy z głośników. Po dwóch taktach Spodek "odleciał". To powinien przeżyć każdy Polak. Cała Katowicka hala śpiewała hymn Polski z całej siły. Zawsze na meczach wkładali w to tyle serca i pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy jak to pomaga sportowcom. Pamiętam, jak sam kiedyś przychodziłem tu na mecze, też śpiewałem ile sił w płucach, dopingowałem.... A teraz stoję tu, na parkiecie i zaraz będę walczył o zwycięztwo z naszym odwiecznym wrogiem.
Hymn się skończył a my, pełni energii, podbiegliśmy do trenera.
- Wygramy to!

Stoję w polu zagrywki. Polska ma piłkę meczową przy stanie 22:24. Biorę głęboki wdech i wypuszczam powoli powietrze z płuc, przymykam oczy i koncentruję się na piłce. Wyrzucam ją, wyskakuję i...
- MICHAŁ KUBIAK KOŃCZY TEN MECZ ASEM SERWISOWYM! - Poczułem jak pod ogromnym ciężarem przerwacam się na parkiet. Wszyscy krzyczeli i śpiewali.
- Wygraliśmy, Misiek, wygraliśmy! - Igła siedział na mnie i trzymając mnie za ramiona potrząsał z całej siły.
- WIEM KURWA! - krzyknąłem. Wstałem, a reszta drużyny rzuciła się na mnie i zaczęliśmy skakać i krzyczeć. Wygraliśmy z Rosją, w końcu! MVP spotkania został Bartosz Kurek. No tak, można było się tego spodziewać. Ruszyliśmy w stronę trybun, żeby rozdać trochę autografów. Co jak co, ale kibice byli dla nas bardzo ważni. Lubiliśmy ich uszczęśliwiać. A jednym z sposobów na uszczęśliwienie kibica było spotkanie z nim.

~ * ~
Daria pobiegła do barierek po autografy a ja siedziałam sobie spokojnie niedaleko. Nie zależało mi na zdobyciu podpisu któregoś z nich. Co prawda w dzisiejszym meczu bardzo mi imponowali. To co ci chłopacy wyrabiali na boisku było niesamowite. Nie trenuję siatkówki, nigdy nie trenowałam. Ogarniam trochę o co chodzi. Libero, Ignaczak bodajże, rzucał się po każdą piłkę, ryzykując kontuzją. Kiedy piłka wyleciała poza boisko rzucał się po nią na stoły z komputerami, na reklamy stojące wokoło, przeskakiwał przez nie byleby tylko nie stracić punktu. Reszta naszych siatkarzy grała z nie mniejszym poświęceniem. Byłam pod wielkim wrażeniem. Patrząc na tłum kibiców pchających się i robiących wszystko, żeby któryś z siatkarzy się na nich spojrzał zobaczyłam jak jeden z naszych reprezentantów wchodzi na trybuny. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo myślałam, że po prostu idzie w inne miejsce, żeby rozdać autografy. Ale jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam jak zmierza prosto do mnie i staje naprzeciwko. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, co nie było łatwe, bo z racji tego, że on miał na pewno około dwóch metrów wysokości a ja byłam dość niska i do tego siedziałam, musiałam prawie położyć się na krzesełku. Zrobiłam wielkie oczy, bo zdałam sobie sprawę z tego, że kompletnie nie mam pojęcia jak on się nazywa. JAK ON SIĘ, DO CHOLERY JASNEJ, NAZYWA?! Miał taką słodką, misiowatą mordkę, ale nie mogłam sobie przypomnieć ani jego imienia ani nazwiska. Stał do mnie przodem, więc nie mogłam też przeczytać nazwiska na koszulce.
- A ty nie idziesz po autografy? - spytał. Podniosłam jedną brew. Jeeezu, czy każdy musi od razu po meczu lecieć na złamanie karku po jakiś podpis?
- Jak widać nie. Nie zależy mi na zdobyciu podpisu któregoś z was. Ja w ogóle nie lubię siatkówki. - powiedział wywracając oczami. - Moja przyjaciółka mnie tu wyciągnęła. - dodałam, widząc, że chce coś powiedzieć. Drugi raz w ciągu kilku minut moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyłam jak ściąga swoją koszulkę. O mamusiu kochana, ale ma klatę! Przez chwilę naszła mnie ogromna chęć dotknięcia idealnie wyrzeźbionego torsu. Maja, jaka ty jesteś głupia. Przeniosłam wzrok z klaty i zobaczyłam jak wyciąga marker i podpisuję koszulkę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nie wiem czemu, ale poczułam dziwny ucisk w żołądku. Podał mi koszulkę. Popatrzyłam najpierw na niego, potem na koszulkę i znów na niego, w końcu jednak spuściłam wzrok.
- Proszę cię, weź daj ją jakiemuś wiernemu kibicowi, który na pewno ucieszyłby się szalenie z takiego prezentu... - powiedziałam, ale kiedy podniosłam głowę jego już nie było, a koszulka z autografem leżała na moich kolanach. Zmierzał w stronę szatni razem z resztą siatkarzy. Nagle uświadomiłam sobie, że ja mu się nawet nie przedstawiłam. To wbrew wszystkim zasadom, które wpajała mi moja mama. Wstałam i już chciałam iść w jego stronę, kiedy poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i z całej siły ciągnie do tyłu. Zostałam wręcz brutalnie wywleczona z hali. Kiedy stanęłyśmy, odwróciłam się w stronę Darii i spojrzałam na nią z irytacją. Daria wywróciła oczami i znów pociągnęła mnie za rękę. Wyszłyśmy z budynku i zmierzałyśmy w stronę stacji kolejowej.
- Czyś ty do końca powariowała?! - krzyknęłam wymachując rękami.
- Eeej! Co ty tu masz? - spytała wyrywając mi z ręki koszulkę Kubiaka. Spojrzała na nią, po czym przeniosła wzrok na mnie. - Skąd... Skąd ty ją masz?! - krzyknęła. Wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok.
- No ten Kubiak mi dał.
- Dał ci ją? Poszłaś do siatkarza po autograf?! - spytała zdziwiona.
- Nie, no coś ty. Sam do mnie podszedł, porozmawialiśmy chwilę, dał mi koszulkę i poszedł do szatni.
- Sam podszedł?! - spytała znów, co zaczęło mnie irytować. Skarciłam ją wzrokiem.
- Nie dramatyzuj, to tylko koszulka.
- Tylko koszulka?! - Nie, tego już było za wiele.
- Daria! - krzyknęłam i walnęłam ją lekko w głowę. - Ogarnij się. - Kupiłyśmy bilety i weszłyśmy do pociągu. Przed nami dość długa droga do Jastrzębia.
- A ten Kubiak, on ma kogoś? - spytałam, kiedy już siedziałyśmy na miejscach.
- Nie, z tego co wiem to kilka dni temu wziął rozwód. Po czterech latach małżeństwa. - w tym momencie cała sympatia do tego faceta zniknęła. To pewnie on ją zostawił, byłam tego pewna. - Ale nie miej złych myśli o nim, to Dagmara go zostawiła. Jak mówiła w wywiadzie, przestała go kochać.
- Co? Jak można przestać kogoś kochać po czterech latach małżeństwa?! To chore! - byłam oburzona. Daria pokiwała głową. Po piętnastu minutach drogi, zasnęłam. Śnił mi się owy Michał Kubiak z swoim pięknym, uwodzicielskim uśmiechem i idealną klatą.

~ * ~

Sam nie wiem, dlaczego dałem Jej tą koszulkę. Przecież powiedziała, że nie lubi siatkówki. Pewnie i tak schowa ją gdzieś na dnie szafy albo wystawi na allegro. Jaki byłem głupi, nawet nie dowiedziałem się jak ma na imię. Teraz siedzę w samochodzie razem ze Zbyszkiem Bartmanem i opierając głowę o szybę, myślę o Niej. Piękna dziewczyna, o długich, rudych włosach i dużych zielonych oczach. Istny anioł. A ja pewnie już nigdy nie będę miał okazji się z nią spotkać. Trzeba było ją zaprosić na kawę, albo coś. Kurwa, Misiek, ty skończony kretynie. Zibi siedział za kierownicą nucąc jakąś piosenkę lecącą z radia. Był bardzo szczęśliwy po naszym dzisiejszym meczu.
- Co ty taki smutny siedzisz, Misiek? - spytał spoglądając na mnie przez swoje okulary.
- A nic... - pokręciłem głową.
- Chodzi o tą dziewczynę przed którą dzisiaj striptiz robiłeś? - spytał. Spojrzałem na niego z mordem w oczach. - No co? Rozebrałeś się przy niej, jakby nigdy nic i sobie poszedłeś. - zaśmiał się i walnął mnie przyjacielsko w ramię.
- Dałem jej po prostu moją koszulkę, jako prezent.
- Tak, tak. Jak ją ściągnąłeś to ona dosłownie pożerała cię wzrokiem, uwierz mi. - powiedział wjeżdżając pod mój blok. Wzruszyłem tylko ramionami i wysiadłem z auta. - To do zobaczenia jutro i pamiętaj, że w sobotę idziemy do klubu, żeby uczcić naszą wygraną! - krzyknął za mną. Kiedy weszłem do mieszkania powitał mnie pies Kurek. Pogłaskałem go po łbie i rzuciłem torbę w korytarzu. Od razu ruszyłem do pokoju, wziąłem świeże ubrania i poszedłem pod prysznic. Dzisiaj zamierzałem pozbyć się wszystkiego co kojarzyło mi się z moją byłą żoną. Po dziesięciu minutach wyszedłem odświeżony z łazienki. Ubrałem buty i kurtkę, wziąłem w ręce dwa kartony stojące w salonie i wyszedłem z mieszkania. W kartonach było wszystko co Dagmara zostawiła u mnie. Zdjęcia, kilka ubrań, pamiątki z wakacji spędzonych razem i wiele innych rupieci. Wyrzuciłem wszystko do kontenera. Mój dom był czysty. Postanowiłem pójść na spacer. Poszedłem nad niewielki staw i stanąłem na moście. Oparłem się dłońmi o barierkę i popatrzyłem na pierścionek na moim palcu. Westchnąłem głęboko, kiedy w mojej głowie odtworzyła się scena z kościoła. Stałem tak chyba z pięć minut, ale na ziemię przywołał mnie znajomy głos.
- Chyba nie masz zamiaru skoczyć? - usłyszałem. Obok mnie pojawiła się rudowłosa piękność z dzisiejszego meczu. Aż zaparło mi dech w piersiach ze zdziwienia.
- Nie... - spojrzałem na obroczkę, którą przekręcałem palcami drugiej ręki, ale za cholerę nie mogłem jej ściągnąć. Jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mi na to. Dziewczyna spojrzała mi głęboko w oczy. Dotknęła delikatnie mojej ręki i jednym płynnym ruchem swoich małych dłoni ściągnęła obroczkę i położyła ją na środku ręki. Spojrzałem na nią zdziwiony. Na jej blade policzki wypłynął rumieniec. Uśmiechnąłem się do niej, najprzyjaźniej jak tylko potrafiłem.
- Dziękuję. - wyszeptałem.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że będzie ci dzięki temu trochę lepiej. - Uśmiechnęła się zniewalająco po czym odwróciła się i chciała odejść, ale chwyciłem ją za rękę.
- Mogę wiedzieć jak się nazywasz?
- Maja. Maja Jasińska. - powiedziała, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Odprowadziłem ją wzrokiem, aż zniknęła pośród drzew parku. Maja... Zacisnąłem rękę w której trzymałem pierścionek po czym wyrzuciłem go do stawu.
- Żegnaj, Dagmaro. - wyszeptałem i także ruszyłem ścieżką do swojego bloku.

*  *  *

Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam ani czasu, ani komputera. Ilość nauki w ostatnich tygodniach mnie przeraża. Ciągle mam sprawdziany i kartkówki. Mamy już czwarty rozdział.
Jak wam się podoba? :)

niedziela, 18 listopada 2012

Informacje

No więc tak: Z racji tego, że to jest mój pierwszy blog, źle zaczęłam. 
Nie przemyślałam tego dokładnie i teraz żałuję.
Nie zrezygnuję z dalszego pisania, ponieważ tego pierwszego bloga mam zamiar skończyć. 
Wprowadzę tylko kilka zmian. 
Informacje :
1. Kolejny rozdział będę starała dodawać w każdą sobotę.
2. Zmieniam narrację [!]. Główni bohaterowie czyli Michał i jedna z dziewczyn, będą sami mówili o tym co robią, mówią czy czują. Mam nadzieję, że nie będzie wam to aż tak bardzo przeszkadzać, że dwa pierwsze rozdziały były w innej narracji.

wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 3

Michał usiadł naprzeciwko siedzącego za biurkiem Anastasiego. Nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Boże, jak mu było głupio.
- Kubiak, rozumiem, że jest ci ciężko po rozwodzie z Dagmarą, ale wiesz, że nie możesz pić alkoholu. To wbrew naszym zasadom. Nie psuj wszystkiego co osiągnąłeś. A osiągnąłeś bardzo dużo. I jesteś bardzo silny. Szczerze, myślałem, że nie dasz rady przyjść dzisiaj na trening. - przerwał na chwilę. Michał siedział cicho nie podnosząc wzroku. Trener westchnął. - Nie myśl sobie, że cię wyrzucę, bo nie ma takiej opcji, ale zrobię to tylko pod jednym warunkiem. - po tych słowach Kubiak jednak podniósł głowę i spojrzał na trenera ze zdziwieniem. Czy dobrze usłyszał? Zostaje w drużynie? Niemożliwe.
- Jakim warunkiem? - wychrypiał, bo z wrażeń zaschło mu w gardle.
- Obiecaj mi, tu i teraz, że dopóki jesteś w reprezentacji nigdy nie wypijesz nawet kieliszka wódki, nawet jednej butelki piwa, rozumiesz? - Kubiak miał ochotę z całej siły uściskać Andreę.
- Obiecuję! Dopóki jestem siatkarzem nie wypije ani kropli. Nie wiem jak panu dziękować. Nie wiem co mnie naszło wtedy. To był taki przypływ emocji, za dużo się stało tego dnia, chciałem zapomnieć... - zaczął się tłumaczyć, ale trener już go nie słuchał tylko stanął naprzeciwko Kubiaka.
- Dalej na trening, bo musimy wygrać jutrzejszy mecz! - krzyknął i popchnął Michała w stronę drzwi. Wyszedł cały czas nie wierząc w to co się stało. Wszedł znowu do szatni. Reszta była już na sali, tylko spóźniony Bartman przebierał się w pośpiechu.
- Dziku! I co ci powiedział? Wyrzucił cię? - spytał Zibi z niepokojem w głosie.
- Nie. Nie wyrzucił mnie, ale jak jeszcze raz wypiję to to zrobi. I prawdopodobnie zagram jutro. - Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Andrea poprawił mu humor. Nie mógł przestać się uśmiechać. To nie alkohol powinien pomagać mu zapomnieć o złych rzeczach, w tej chwili uświadomił sobie, że nic nie pozwala mu zapomnieć bardziej niż siatkówka. Przebrał się szybko i razem z Zibim poszli na salę.

Na treningu grał znakomicie. Andrea stwierdził, że jak jutro tak zagra, to wygraną mają w kieszeni. I właśnie taki miał zamiar. Miał zamiar rozwalić Rosjan. W szatni wszyscy mieli znakomite humory. Ich determinacja na jutrzejszy mecz była ogromna. Czuli, że mogą to wygrać.

~  *  ~

Była około pierwsza w nocy, kiedy do drzwi Maji zadzwonił dzwonek. Rzucając gromami w osobę, która budzi ją w środku nocy wygramoliła się z łóżka i poszła otworzyć. Jej zdziwienia nie dało się opisać, kiedy zobaczyła na progu swoją najlepszą przyjaciółkę - Darię.
- Czy ciebie pojebało, kobieto? - powiedziała zaspanym głosem i wpuściła ją do mieszkania. Daria wcale nie wyglądała jakby przed chwilą się obudziła. Była cała rozpromieniona, jej uśmiech wydawał się zakrywać połowę jej twarzy, w oczach miała radosne iskierki i wymachiwała Maji przed nosem jakąś kartką.
- Taaak, chyba tak! - prawie krzyknęła. - Nie uwierzysz co się stało! - ruszyła do salonu i opadła na kanapę. Maja poczłapała za nią i usiadła obok niej. - Wyobraź sobie, jestem w klubie. Spotkałam się tam z tym chłopakiem, Kamilem, ale to opowiem ci innym razem. Już miałam wychodzić, kiedy zobaczyłam przy barze znajomą postać. Nie zgadniesz kogo. - spojrzała na mnie z tym swoim wieelkim uśmiechem.
- Daria, błagam cię. Jest pierwsza w nocy.
- Dobra, dobra. No to zobaczyłam znajomą postać - Michała Kubiaka. Podchodzę i pukam go po plecach. Pomyślałam, że to dobra okazja do zdobycia autografu. Ale jak się odwrócił, to na pierwszy rzut oka widać było, że był pijany.
- Mówiłaś, że siatkarze nie piją... - przerwała jej Maja.
- No bo nie piją! Musiało mu się stać coś naprawdę strasznego, że to zrobił... No więc jak zobaczyłam go w takim stanie, to już sobie podarowałam ten autograf i chciałam sobie pójść, no bo przecież zawsze mogę powalczyć o niego jutro na meczu, ale on zatrzymał mnie i niedość, że dał mi autograf to jeszcze to. - Daria wcisnęła w ręce swojej przyjaciółki kartkę a ta przeczytała ją.
- Że co? - uniosła brew i spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- No! Uwierzysz! Wchodzimy jutro do szatni Reprezentantów Polski! - zapiszczała. Maji raczej to nie ruszało. Nie lubiła siatkówki, nie widziała w niej nic ciekawego. Już wolała piłkę nożną albo tenis. Daria wyciągała ją cały czas na mecze jak nie Reprezentacyjne, to na klubowe. Czasami zgadzała się iść, ale to była rzadkość. Czasami wymyślała różne wymówki.
- Wchodzimy? - teraz uniosła obie brwi. Daria uśmiechnęła się słodko.
- Pójdziesz ze mną, prawda? Proszę, proszę, proszę, proszę! - złożyła ręce jak do modlitwy. 
- Daria, błagam cię. Nie mam ochoty na te głupie mecze.
- Proszę, proszę, proszę, błagam, błagam, błagam! Nie przestanę prosić, póki się nie zgodzisz. - spojrzała na Maję błagalnym wzrokiem, a ona natomiast spojrzała na nią wzrokiem tak zwanym "błękitna stal".
- Dobra, idę z tobą na ten mecz, ale daj mi już spokój. Śpisz dzisiaj u mnie czy idziesz do siebie? - wywróciła oczami. Kochała ją jak siostrę, ale czasami wkurzała ją jak cholera.
- Śpię u ciebie, słoneczko. - zaśmiała się i przywaliła Maji poduszką. Maja wybuchnęła śmiechem i odwzajemniła ten gest. Po chwili biegały po całym mieszkaniu z poduszkami w rękach aż w końcu usłyszała walenie w ścianę i krzyki sąsiada grożącego im, że zaraz wezwie policję. Opadły ze śmiechem na kanapę.
- Zamknij się, wariatko! On naprawdę jest skłonny do zadzwonienia po policję! - powiedziała Maja zamykając jej buzię swoją ręką. Daria uniosła kciuk w górę. Maja zachichotała cicho i cofnęła ręke.
- Idź wziąść prysznic, bo śmierdzisz piwem i papierosami. Nie będę spać z takim śmierdzielem. - pokazała Darii język, wstała i wyciągnęła ręcznik z szafki. W czasie, gdy Daria poszła pod prysznic Maja poszła do swojego pokoju i wyciągnęła się zmęczona na łóżku. Nie dość, że miała dzisiaj ciężki dzień to jeszcze jej zwariowana przyjaciółka nawiedza ją w nocy. Zastanawiała się czy Darii nie będzie głupio tak po prostu wejść do szatni siatkarzy. A co będzie jeżeli wejdą w jakimś złym momencie? Albo, że jak wejdą to oni się wściekną i je wyrzucą? Przecież ten, eee... jak zwykle zapomniała nazwiska, był pijany jak dawał jej ten głupi papierek. Po jakiś dziesięciu minutach rozmyślań, odpłynęła do krainy snów. Daria wyszła z łazienki po dwudziestu minutach, weszła do pokoju i zobaczyła Maję leżąca na samym środku łóżka. Zachichotała pod nosem.
- Posuń się, grubasie. - powiedziała i popchnęła ją lekko na drugą stronę łóżka.
- Zaaaamknij się. - odpowiedziała zaspana Maja i przewróciła się na drugi bok, robiąc jej miejsce. Tak, tak właśnie wyglądało okazywanie sobie przyjacielskich uczuć. Mimo, iż Daria była o dwa lata młodsza od Maji, różniły się pod wieloma względami to kochały się ponad życie. Znały się praktycznie od zawsze, zaprzyjaźniły się w przedszkolu w wieku sześciu lat i tak ich przyjaźń trwa aż do teraz. Obie nie wyobrażały sobie życia bez siebie. Nie mogąc doczekać się meczu, poszła spać. Musiała nabrać dużo sił na mocne dopingowanie Reprezentacji Polski.

~ * ~

Kiedy Michał wszedł do domu humor trochę mu zmalał. Rzucił torbę w korytarz i opadł zmęczony na kanapę. Zaczął sobie wyobrażać, co by teraz robił gdyby była z nim Daga. Na pewno nie siedziałby rozwalony na kanpie i nie użalałby się nad sobą.
- Kurwa, Dziku, ogarnij się. - powiedział sam do siebie i uderzył się w czoło. Rozejrzał się po pokoju i z przerażeniem uświadomił sobie, że wszędzie widzi Dagę. Robili sobie dużo zdjęć a później stały i wisiały w całym domu. Wstał i poszedł do sypialni. Zebrał wszystkie zdjęcia, wyniósł je do salonu i wrzucił za kanapę. Przynajmniej w jednym pokoju chciał mieć spokój od tego widoku, jak tylko będzie miał chwilę czasu wszystko posprząta. Poszedł do łazienki i wziął długi prysznic i położył się spać. Co jak co, ale jutro musi być w dobrej formie. Muszą wygrać. Zasnął szybko zmęczony całym dniem.

---

Za bardzo nic się nie dzieje, znów. Ale mam strasznie zły humor ostatnio. Mam już pomysły na rozdział 4, więc obiecuję, że tam będzie się trochę działo.

czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 2

Michał przekręcił klucz w drzwiach i wszedł do mieszkania. Od progu przywitał go jego pies - Kurek.

Tak, to biedne stworzenie wabi się KUREK, a tym cudownym imieniem ochrzcił go nie kto inny, jak sam Bartosz. Kubiak dostał Kurka na urodziny od całej Reprezentacji, co było dla niego ogromnym zaskoczeniem. Później na małej imprezie z tej okazji cała drużyna próbowała wymyślić imię dla nowego "Pupila Reprezentacji". Bartek stwierdził, że ten pies jest taki zajebisty jak on, więc powinien nazywać się Kurek. Michał sam nie wiedział, jakim cudem się na to zgodził.

Pogłaskał go i poszedł do kuchni, gdzie czekała na niego jego ukochana. Kiedy Daga zobaczyła Michała w drzwiach cała się rozpromieniła. Podbiegła do niego przytuliła go mocno i pocałowała a on to odwzajmnił. Był w tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Cieszę się, że wreszcie jesteś, kochanie! - powiedziała uradowana i jeszcze raz go pocałowała.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.
- Hahah, Misiek, bez przesady. Ostatnio widzieliśmy się jakieś dwa dni temu. - Daga odezwała się zupełnie innym głosem, takim męskim.
- Co? - spytał zdziwiony. - Nie było mnie cały miesiąc!
- Dziku, obudź się. - powiedziała Daga tym swoim dziwnym, męskim głosem i zaczęła nim trząść.
Michał otworzył oczy i zobaczył nad sobą Zbigniewa Bartmana.

- Zibi? Co ty tu robisz, do cholery?
- No ja, ja. Nie możesz pytać się mnie co ja tu robię, ponieważ jestem w swoim domu. - powiedział z uśmiechem.
- To co ja tu robię? - spytał i zrobił wielkie oczy. Kompletnie nic nie pamiętał z wczorajszego wieczoru. Był pewien, że pojechał do swojego domu. Kac dawał o sobie znać, głowa mu pękała a każde słowo Bartmana powodowało głośne wybuchy petard w jego mózgu.
- Włamałeś mi się w nocy do domu. Na serio, wybiłeś okno kamieniem, wszedłeś na drzewo i hop do mojego pokoju. - powiedział robiąc poważną minę. Kubiak wstał szybko i rozejrzał się po pokoju. Wszystkie szyby były całe i zdrowe. Spojrzał wkurzony na Bartmana.
- Ty debilu! - krzyknął i przywalił mu w głowę na co Bartman zaczął się śmiać jak oszalały. - To nie było śmieszne. - powiedział oskarżycielsko Michał, ale po chwili zaczął śmiać się razem z Bartmanem. Nie powstrzymywał go nawet ogromny ból głowy, śmiał się jak opętany.
- Gdybyś widział swoją minę... - powiedział Zbyszek i zaczął śmiać się jeszcze bardziej.
- Z czego tak rechoczecie? - do pokoju weszła Asia, dziewczyna Zibiego i spojrzała na nich z szerokim uśmiechem.
- A z niczego ciekawego, kochanie. - powiedział Zibi powstrzymując się od śmiechu. Michał wziął okulary ze stołu i założył je na nos.
- Ej, no to jak to się stało, że ja tu jestem? Byłem pewny, że pojechałem do swojego domu. Piłem z Kurkiem. - powiedział na co Zibi znowu wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Pił z... KURKIEM!
- Aśka, chyba musimy mu załatwić miejscówkę w psychiatryku. - powiedział Kubiak do Aśki na co ta zaśmiała się i pokiwała głową.
- Kurek to twój pies, durniu! Piłeś z psem? - spytał Zibi wycierając oczy, bo ze śmiechu, aż się popłakał.
- Ciekawe co ty byś zrobił, jakbyś był taki pijany jak ja. - powiedział. - Ale w sumie to chyba jednak z nim nie piłem, bo jak niby miałbym się tu znaleźć? Odpowiecie mi w końcu jak to się stało, że tu jestem?
- Przyjechałeś koło pierwszej w nocy, napity jak świnia. Zacząłeś dzwonić dzwonkiem jak oszalały, jak cię wpuściliśmy to usiadłeś na kanapie i zacząłeś się żalić aż w końcu godzinę później usnąłeś. - opowiedział w końcu Zibi.
- Żalić się? Czyli co mówiłem? - Kubiak byl wyraźnie przerażony, w głowie wyobrażał sobie najgorsze. Aśka spojrzała na Zibiego groźnie.
- Eee... No nic takiego. - powiedział szybko. - Idź lepiej do łazienki i ogarnij się bo za godzinę mamy trening. - zmienił szybko temat. Kubiak spojrzał na niego z irytacją, ale nie wnikał. Wolał nie wiedzieć, co takiego wygadywał.

Michał wstał i poszedł do łazienki. Kiedy spojrzał w lustro od razu widać było, że miał za sobą ciężkie godziny. Miał podkrążone oczy i wyglądał jaklby miał zaraz umrzeć. Przemył kilka razy twarz zimną wodą po czym wszedł pod prysznic. Po jakiś 15 minutach wyszedł z łazienki odświeżony. Zimny prysznic dobrze mu zrobił. Wszedł do kuchni, wziął butelkę wody i wypił połowę jednym duszkiem. Każdy z drużyny zawsze pozwalał reszcie czuć się w swoim domu jakby byli u siebie i oczywiście wszyscy to wykorzystywali, ale Michał uważał, że wtargnięcie w środku nocy do domu swojego przyjaciela było totalnym przegięciem. Dziku wszedł do salonu, gdzie Zibi i Bartman siedzieli obok siebie i ogladali telewizję.
- Dobra, Zibi idę do domu, spotkamy się na treningu. O ile Andrea mnie wpuści. - powiedział zrezygnowany.
- Jasne, do zobaczenia. I nie martw się, jestem pewny, że zagrasz w meczu. - oznajmił Zibi. Dzisiaj, kiedy myślał racjonalnie bardzo żałował tego, że się upił. Nigdy przedtem nie pił. Nigdy. To było wbrew wszystkim jego zasadom. Nie było w ich Reprezentacji siatkarza, który by się upijał. Alkohol był skreślony, całkowicie.  Kubiak zadzwonił po taksówkę i wyszedł z mieszkania Bartmana. Kiedy dojechał do domu zjadł szybko śniadanie, spakował torbę, znów zamówił taksówkę, bo nie chciał jeźdźić samochodem na kacu, i ruszył na trening. Po drodze myślał o jutrzejszym meczu. I jeszcze ta dziewczyna, której dał pozwolenie na wejście do szatni. Nie żałował tego, ale jak nie zjawi się na meczu, to dziewczyny raczej nie wpuszczą. Było mu jej szkoda.

Kubiak długo zastanawiał się czy wejść na salę czy jednak zrezygnować z treningu i jutrzejszego meczu. W końcu jednak wziął głęboki oddech i popchnał drzwi do budynku. Pełen obaw wszedł do szatni, gdzie połowa drużyny przebierała się i głośno rozmawiała. Kiedy wszedł zaczęli się witać. Nikt nie poruszał tematu Dagi i za to był im bardzo wdzięczny. Nie miał ochoty o tym wszystkim rozmawiać mimo, iż obrączka wciąż widniała na jego palcu. W pewnym momencie do szatni wszedł Andrea. Kubiak zamarł a serce zaczęło mu bić coraz mocniej. Co jak co, ale Andrei się bał. Bał się tego, że za jego wybryk trener wyrzuci go z Reprezentacji. Nie chciał tego, tylko walczył o dostanie się do niej. Tyle poświęcił.
- Dziku, chodź ze mną do gabinetu. - powiedział Andrea i wyszedł. Michał spuścił głowę i wyszedł z szatni, obawiając się najgorszego.

*  *  *

Drugi rozdział za nami :)
Mam pewną informację do wszystkic, którzy chcieliby być informowani o nowych wpisach na blogu. Wystarczy napisać do mnie na gadu-gadu na numer 43281466
Jutro wezmę się za czytanie waszych blogów, jeśli takowe macie. Jeżeli macie, to oczywiście piszcie na gadu albo w komentarzach, chętnie poczytam :)
Piszcie jak wam się podoba! Następny rozdział powinien pojawić się w ciągu 5 dni.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 1

"I nie ważne, że świat,
na którym przyszło Ci żyć
lepszym wydawał się być."

- Michał, mogę ci coś powiedzieć? - barman opiera ręce o blat, a Kubiak patrzy na niego nieprzytomnym wzrokiem. Wiedział, co chce mu powiedzieć, ale on nie chciał słuchać teraz żadnych kazań. Wolał zatopić swoje smutki w alkoholu, tak jak to robi prawdziwy polak. Maciej nie czekając na jego odpowiedź, kontynuował - Nie powinieneś się teraz upijać, z tego co wiem masz za dwa dni jakiś ważny mecz.
- Nie gadaj, tylko lej. - Powiedział Michał zanim jego słowa do niego dotarły. Barman westchnął i napełnił dwa kieliszki wódką. Kubiak wypił jeden za drugim i schował twarz w dłonie.
- Przeestań, Daga to podła kobieta. Ba, to nawet nie kobieta, podła kreatura, która wykorzystuje każdego bogatego głupka. Bez obrazy. - powiedział Maciej. - Zawróciła ci w głowie, wzięła kasę i uciekła.
- Nie mów tak... Ona nie jest taka. Mimo, że się ze mną rozwiodła, nie jest taka. - powiedział cicho Michał. Cały czas miał nadzieję, że ona wróci. Że gdy będzie wracał do domu z treningu ona będzie czekała na niego z obiadem, pocałują się czule na przywitanie. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego się z nim rozwiodła. Nie podała żadnego konkretnego powodu, powiedziała tylko,  że po prostu przestała go kochać. Można tak z dnia na dzień przestać kochać osobę z którą ma się ślub, z którą jest się od prawie 4 lat? Michał uważał, że nie. - A podobno mężczyźni nie potrafią kochać... - powiedział cicho.
- Baby to baby. Ich nigdy nie zrozumiesz. Dlatego mam zamiar nigdy się nie żenić. Moim zdaniem to jest zupełnie niepotrzebne, to tylko głupi pierścionek i papierek. - zkwitował i odszedł obsłużyć klienta. Tym razem to Michał westchnął ciężko. Dzisiejszego dnia nienawidził kobiet. Żadnych, bez wyjątku. Miał ochotę zadzwonić do swojego przyjaciela Zbyszka i powiedzieć mu, żeby natychmiast zostawił swoją dziewczynę, Aśkę, i żeby pod żadnym pozorem nie zamierzał brać z nią ślubu, bo ona go skrzywdzi. Skrzywdzi go i będzie wyglądał identycznie, jak teraz on. Przyjedzie prosto z sądu do swojego kumpla do baru, upije się jak świnia i będzie rozpaczał nad swoim losem. 

W czasie, gdy Dziku siedział cały czas z twarzą schowaną w dłoniach i czekał na Macieja, poczuł jak ktoś puka go delikatnie po ramieniu. Przez chwilę przez pijany mózg przeszła mu myśl, że to Daga. Podniósł głowę i odwrócił się powoli. Oczywiście nie zobaczył tam swojej byłej żony, tylko jakąś dziewczyną z notesem i długopisem w ręku.
- Eee... Kubiak, co nie? - odezwała się bezsensownie. - Mógłbyś mi dać swój autograf? - dziewczyna zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła w jakim stanie znajduje się siatkarz. - Hm, widzę, że nie jest pan w najlepszym nastroju, przepraszam. - powiedziała i odwróciła się.
- Nie, czekaj. - wybełkotał Kubiak. Nigdy nie miał serca odmawiać  kibicom siatkówki. Znaczyli dla niego bardzo dużo, pomagali na każdym meczu. - Daj mi ten notesik. - powiedział, wziął notes, długopis i napisał dużymi drukowanymi literami :

PROSZĘ UPRZEJMIE WPUŚCIĆ TĄ DZIEWCZYNĘ 
 DO SZATNI.

MICHAŁ KUBIAK 

Oddał notes dziewczynie, a ta marszcząc znów brwi zaczęła czytać. Z każdym wyrazem coraz bardziej rozpromieniała się.
- Jezu, dziękuję. Naprawdę nie trzeba było. Jest pan pewien, że chce mi to dać? Bez urazy, ale jest pan pijany i może pan później tego żałować... - powiedziała.
- A co chcesz mnie porwać albo zabić? - spytał.
- Nie! Oczywiście, że nie. Jestem tylko kibicem. - zaśmiała się.
- No więc idź już i przyjdź na mecz za dwa dni. - machnął ręką i rozłożył się na blacie. Dziewczyna wybąkała "dziękuję bardzo" i odeszła co po chwila odwracając się i patrząc na Kubiaka. 

- No, Dziku, ogarnij się. Zamówiłem ci już taskówkę i jedziesz do domu. - powiedział, biorąc z blatu kufel i dwa kieliszki Michała.
- Jeszcze jeden. Proszę. Obiecuję, że ostatni. - Kubiak zrobił maślane oczy, a Maciej wymamrotał coś pod nosem i nalał mu pół kieliszka. Dziku wziął kieliszek do ręki i szybkim ruchem wlał w siebie trunek.
- Maciej, przyjacielu, dzięki ci, że ze mną wytrzymałeś dzisiaj. Masz tu za to gówno, przez które prawdopodobnie trener nie pozwoli mi zagrać, reszty nie trzeba. - położył mu na blat 50 zł i chwiejnym krokiem wyszedł z baru. Akurat podjechała taksówka.
- Gdzie pana zawieźć, panie Kubiak? - taksówkarz spojrzał na niego, ale zaraz skrzywił się, gdy zobaczył jak wygląda.
- Gajowa 19 - mruknął Dziku i oparł głowę o fotel. Tak dawno nie pił, że teraz czuł się jakby miał zaraz umrzeć. Kiedy taksówka nagle gwałtownie zatrzymała się na światłach, Michał otworzył szybko drzwi i zwymiotował. Teraz był już pewny, że po tym co dzisiaj zrobił Andrea za nic w świecie nie pozwoli mu zagrać.

Po powrocie do domu zapomniał już o swoim zdrowym rozsądku, który obudził się tylko na chwilę. Kiedy wszedł do domu od razu poszedł do kuchni i wyciągnął z lodówki wódkę "na specjalną okazję". Leżąc na podłodze i popijając wódkę rozmawiał ze swoim psem. Nie był jeszcze na tyle zdesperowany, żeby pić w samotności. Nawijał, nawijał aż w końcu jego, jak mu się zdawało, wierny przyjaciel uciekł do sypialni i schował się pod łóżko. 
A przynajmniej tak mu się zdawało, bo rano obudził się w małym łóżku pod różową kołdrą w kwiaty. A pokój, w którym leżał w ogóle nie przypominał jego sypialni ani salonu. 

* * *
No więc rozdział 1 skończony. 
Mam nadzieję, że pozostawicie swoją opinię i powiecie czy warto pisać dalej (:
Zapraszam na fanpage'a na facebooku : KLIK




czwartek, 1 listopada 2012

Prolog.





Kochać, dopóki starczy nam sił.
Żyć, dopóki tylko możemy.
Walczyć, dopóki jest o co.
Śnić, dopóki snów nie zrealizujemy.
Wspominać, dopóki świat nie zaserwuje nam powtórki.

I przede wszystkim nie poddawać się, bowiem człowiek swego człowieczeństwa wyzbyć się nie może.