niedziela, 12 maja 2013

Epilog

"Jedyne, co tak naprawdę powinien
pozostawić za sobą człowiek to
ciepły odcisk swej ręki w dłoni drugiego człowieka.
Bo to przecież od ludzi, 
podobnie jak od gwiazd, zależy,
co zostawią na tej ziemi."

   
         W życiu każdego człowieka są wzloty i upadki. Chwile szczęścia i nieszczęścia. Są okresy bólu i bezsilności, ale też okresy wielkiej radości i nieprzerwanych sukcesów. Potrafimy kochać, nienawidzić, zawodzić, ufać, budować, niszczyć. Upadamy, tracimy wszelkie nadzieję, ale w większości przypadków w końcu znajdujemy siłę, by wstać. Otrzepujemy się z pyłu i znów to samo: wzloty i upadki, szczęście i nieszczęście, ból i radość, kochanie, budowanie, niszczenie. Nieprzerwany krąg zdarzeń.
Bo jesteśmy tylko ludźmi. Albo aż ludźmi.

        Wchodzę do mieszkania i nie ściągając szpilek z stóp kieruję się do salonu, gdzie padam na kanapę kompletnie zmęczona. Nawet nie podnoszę głowy, która zwisa bezwładnie z kanapy, kiedy do pomieszczenia wchodzi Michał. Wpycha się pomiędzy oparcie a moje nogi.
- No po prostu nie mogę w to uwierzyć. - westchnął ze zrezygnowaniem.
- Uwierz mi ja też nie. Cały czas mam też wątpliwości czy to, co mówiła było prawdą.
- Myślę, że tak... - na te słowa podnoszę głowę i patrzę na niego, unosząc jedną brew. Widząc to wzrusza tylko ramionami.
- Myślisz, że po tym wszystkim tak nagle zrobiło się jej żal? - spytałam.
- Maja, ona z a b i ł a człowieka! Na pewno ma jakieś sumienie. - tym razem to ja wzruszyłam ramionami i znów opuściłam głowę. Ta sprawa sądowa, trwająca zaledwie dwie godziny kompletnie mnie wykończyła. Momentami myślałam, że nie wytrzymam i albo zacznę krzyczeć albo wybiegnę z sali, ale jednak zaciskałam zęby i pięści i jakoś wytrzymałam te kryzysowe chwile. Dagmara została skazana na pięć lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.
Czy byłam zadowolona z tego?
Nie. W moim mniemaniu powinna dostać dożywocie od ręki, ale mimo wszystko byłam wręcz szczęśliwa, że dostała jakąkolwiek karę. Gdy tylko weszła na salę przyznała się do potrącenia Darii i ucieczki z miejsca wypadku, ale przyrzekała, że nie zrobiła tego z premedytacją. Powiedziała, że była pod silnym wpływem alkoholu i nie wiedziała co robi. Miała osoby, które to potwierdziły, co mnie bardzo zdziwiło.
W ogóle cała ta sprawa sądowa mnie zadziwiała.
Zadziwiało mnie to, że dobrowolnie się przyznała. Zadziwiało mnie to, że przy wszystkich obecnych zaczęła gorliwie przepraszać mnie, Michała, Bartka i rodziców Darii. Zadziwiało mnie to, że się rozpłakała. Że zamiast tych swoich pięknych, drogich ciuchów miała ubraną wielką, szarą bluzę i leginsy, a włosy, zwykle pięknie ułożone, związane miała w niedbałego koka.
Nie ogarniałam już niczego, tak samo jak mój mózg i ciało. Poczułam jak Michał rozkłada się obok mnie i musiałam przytrzymać się ręką stolika, żeby nie spaść z kanapy. Znów podniosłam głowę i wdrapałam się na niego.
- Boże, chyba przytyłaś - jęknął, ale zaraz potem uśmiechnął się szeroko. Pokazałam mu tylko język i oparłam głowę na jego klatce piersiowej, obejmując ją mocno. Wsłuchiwałam się w spokojne bicie jego serca, a miarowo unosząca się klatka piersiowa jeszcze bardziej mnie uspokajała. - Mam pomysł. - zakomunikował.
- Żadnej imprezy dziś wieczorem. - odpowiedziałam szybko. Michał zaśmiał się wesoło i pokręcił głową.
- Puknij się w czółko, kochanie. Dzisiejszy wieczór chcę spędzić t y l k o z tobą! Dlatego j a robię pyszną kolację i wszystko przygotowuje, a ty bierzesz długą gorącą kąpiel i ładnie się ubierasz. Podkreślam długą, żebym się wyrobił - wyszczerzył się do mnie i pocałował w czoło. Byłam tak zaskoczona, że patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami i lekko rozchylonymi ustami. Michał spytał, co mnie tak zdziwiło, a ja uśmiechnęłam się szeroko i odpowiedziałam, że nic i ten układ jak najbardziej mi pasuje. Wzięłam świeży ręcznik i ruszyłam do łazienki. Puściłam gorącą wodę i usiadłam na brzegu wanny, czekając aż napełni się do końca. Postanowiłam zaszaleć i wsypałam do wody chyba pół butelki kolorowej soli. Zanurzyłam się po samą szyję, wypuszczając powietrze z płuc. Było mi strasznie dobrze, dopóki nie usłyszałam potężnego huku, a zaraz potem brzdęk zbijającego się szkła. Automatycznie usiadłam, nasłuchując.
- Michał?! - krzyknęłam. Przez chwilę się nie odzywał, a gdy już chciałam wychodzić z wody usłyszałam jego krzyk:
- Nic mi nie jest!
Zaśmiałam się i znów zanurzyłam się w wodzie. Przez głowę przemknęła mi myśl Boże, jak ja go kocham!


~ *  ~

        Cholera. Nabiłem sobie ogromnego guza na czole i zbiłem ulubiony, ogromny kubek Mai. Mam nadzieję, że mi wybaczy. Kupię jej lepszy. Chcąc pochwalić się moimi nienagannymi zdolnościami kulinarnymi postanowiłem zrobić kolację dla nas dwojga i ten wieczór spędzić tylko z nią. Cudownie jest mieć tą świadomość, że teraz nie jesteśmy narażeni na głupotę mojej byłej ż o n y. 
M o j e j   b y ł e j   ż o n y.
Nie mieści mi się to w głowie. Kiedy zobaczyłem ją dziś na sali sądowej nie mogłem pojąć, jak to się stało. Kiedyś była inna. Zmieniła się tak nagle. 
- Panie sędzio, mogę powiedzieć kilka słów do Michała, Mai i Bartka? - kiedy to powiedziała, poczułem jak wielka gula rośnie mi w gardle. Już myślałem, że spojrzy na nas pogardliwie z tym swoim nikłym, szatańskim uśmieszkiem na twarzy i zacznie mówić, jak to jest zadowolona z tego wszystkiego, ale tak bardzo się pomyliłem. Kiedy spojrzała na mnie dziękowałem Bogu, że siedzę, bo byłem pewny, że od tego spojrzenia zetnie mnie z nóg. Jej spojrzenie było przepełnione takim bólem, że sam go poczułem. Widać było, jak się świecą i na pewno ostatkami sił powstrzymywała łzy. Dolna warga drgała jej niebezpiecznie, aż zrobiło mi się jej żal. Mimo wszystkich krzywd, które nam wyrządziła, zwyczajnie zrobiło mi się jej żal. I kiedy wbiła we mnie pełne bólu spojrzenie, a sędzia wyraził zgodę, zaczęła swój monolog. - Michał, przepraszam cię. Za wszystko, co ci zrobiłam. Za to, że cię zostawiłam. Miałam jeden istotny powód, ale teraz jest on już nie ważny. Przepraszam za to, że tak nękałam ciebie i Maję, nie wiem co mnie napadło, ale wariowałam, kiedy widziałam ciebie i ją, kiedy byliście tacy szczęśliwi. Byłeś tak blisko, a zarazem tak daleko. Miałam świadomość, że już nigdy nie będę mogła mieć ciebie na własność i wpadłam na taki głupi pomysł, że jeżeli ja nie mogę być szczęśliwa z tobą, to ona też nie. A teraz żałuję. Tak bardzo żałuję, że to wszystko robiłam. Popełniłam tyle straszliwych błędów przez tak krótki okres czasu. Maja, Bartek was też bardzo przepraszam. Nie byliście niczemu winni, szczególnie ty, Bartoszu. Przepraszam, że za... zabiłam waszą przyjaciółkę, ukochaną. Jedyne co mi teraz pozostało, to przysięgać na Boga, że nie zrobiłam tego specjalnie. Wtedy, tego wieczoru, uświadomiłam sobie wszystko, co do tej pory robiłam. Uświadomiłam sobie jakie to było głupie, bezmyślne. No i chciałam o tym zapomnieć, więc upiłam się i wsiadłam do tego samochodu. Nie wiedziałam co robię, nie wiedziałam nawet, że kogoś potrąciłam. Wiem, że nigdy mi tego nie wybaczycie. Ja też sobie nigdy tego nie wybaczę. Mam nadzieję, że sąd wyda mi rozsądną karę. Żebym dostała nauczkę, żebym zmądrzała. Ja... Ja po prostu przepraszam was wszystkich i mam nadzieję, że zgniję w więzieniu. - kiedy usiadłam ze spuszczoną głową, wyraźnie zobaczyłem jak jedna, jedyna, pojedyncza łza spływa po jej policzku i rozpryskuje się na blacie stołu. Moje serce zatrzymało się na chwilę, a mój mózg przestał zupełnie działać. 
Więc jednak nie jest taką zimną suką. Jednak ma jakieś sumienie. - pomyślałem. 
Chyba nie była zadowolona z swojego wyroku, a może tylko wydawało mi się, że gdy sędzia uderzył młotkiem o podkładkę przez jej twarz przebiegło niezadowolenie, zawiedzenie? 

~ BARTEK ~ 
8 lipca 2012, Sofia

         Najcudowniejsze uczucie w życiu każdego sportowca? Stanąć na najwyższym stopniu podium w jednej z czołowych imprez świata? 
Dla mnie na pewno. Byłem z siebie i z moich kolegów tak dumny, że myślałem, że ta duma rozsadzi mnie od środka. Mimowolnie cały czas uśmiechałem się szeroko, a moje serce od początku finałowego meczu do teraz, ani razu nie biło normalnie. Cały czas bije szaleńczo, jakby zaraz miało wyskoczyć z mojej piersi. Nie zatrzymało się nawet wtedy, kiedy Clayton Stanley stanął w polu zagrywki, kiedy Polska miała piłkę meczową. Kiedy usłyszałem ostatni gwizdek w tym turnieju i głośny huk wszystkich wokoło, nie mogłem w to uwierzyć. Przez chwilę stałem z wytrzeszczonymi oczami, dysząc ciężko. W ogóle nie docierało do mnie to, że wygraliśmy. Że zdobyliśmy złoty medal. Dopiero, kiedy rzucił się na mnie Igła wrzeszcząc z radości,  ocknąłem się i spojrzałem na drugą połowę boiska. Gracze reprezentacji USA stali z różnymi wyrazami twarzy. I wtedy do mnie dotarło.
To się stało n a p r a w d ę. To nie jest s e n. 
Zrobiliśmy to. Dokonaliśmy tego. 
       Bartosz Kurek MVP Ligii Światowej 2012? 
Nie myślałem o tym wszystkim. W mojej głowie ciągle tylko brzmiały słowa To dla ciebie, Daria. Dokonałem tego, tak jak obiecałem. Mam nadzieję, że się cieszysz, że jesteś ze mnie dumna. 
Moje myśli krążyły tylko wokół tej dziewczyny. Wiecznie wesołej, optymistycznej, z błyskiem w oku i anielskim śmiechem. Dziewczyny, którą tak bardzo pokochałem. 

10 lipca 2012, Polska

            Pewnym krokiem wchodzę przez czarną bramę. Jak zawsze panuje tu idealna cisza, przerywana tylko lekkimi podmuchami wiatru i śpiewem ptaków. Po kilku minutach klękam przy bardzo zadbanym grobie pod wielką, zieloną brzozą. 
- Cześć, kochanie. - uśmiecham się lekko, przejeżdżając wzrokiem po złotych literkach, a następnie zatrzymując się na niewielkim zdjęciu z jej roześmianą twarzą. - Mam coś dla ciebie. 
Wyciągam z kieszeni złoty medal i kładę go na grobowej płycie. 
- Jest tylko i wyłącznie dla ciebie. Tak, jak obiecałem. Mam nadzieję, że oglądałaś nasz mecz. Ba, jestem pewny, że czułem tam twoją obecność. Dziękuję. Jestem ciekawy, co sądzisz o Dagmarze. Wiesz, co mówiła w sądzie? Z pewnością wiesz. Nie wiem, czy mam jej wierzyć... Zabrała mi ciebie, tego jej na pewno n i g d y nie wybaczę, chociażby nie wiem, jak bardzo się starała. Wiesz, tak kurewsko mi ciebie brakuje. 
I w tym momencie mogę przysiąc, że poczułem kogoś dłoń na policzku. Moje serce zabiło szybciej, ale nie przestraszyłem się. Wiedziałem, że straciłem ją tylko cieleśnie, ale duchowo ona cały czas jest przy mnie. Uśmiechnąłem się.
- Kocham cię. 

KONIEC

*  *  *

No cóż, stwierdzę tylko, że chyba nie ma jakiejś wielkiej rewolucji, jeżeli chodzi o ten epilog.

Ale mimo wszystko chciałabym Wam wszystkim i każdemu z osobna podziękować za to, 
że byliście ze mną do końca. Że zdołałam dociągnąć tą opowieść do końca, chociaż tyle razy wpadałam
w kompletny dołek i już nie wiedziałam, czy dam radę to pociągnąć dalej. 
Dziękuję, że komentowaliście, co mi bardzo pomagało. Ale dziękuję też tym,
którzy czytali, ale nie komentowali, bo wiem, że są tacy.
Dziękuję tym, którzy polecali mojego bloga innym. 
Dziękuję za wszystko.

Jestem pewna, że mimo wszystko cholernie będzie brakować mi tej opowieści. 
Chociaż już na początku zmieniałam narrację, chociaż mieszałam z akcją, 
chociaż nie wyrabiałam się z rozdziałami na czas, chociaż rzadko który rozdział mi się podobał. 
Jestem niezmiernie szczęśliwa, że zdołałam to napisać, jestem z siebie wręcz dumna. 

Dziękuję za ponad 46 tysięcy wyświetleń. 
Dziękuję za to, że mam :
42334 wyświetleń z Polski
282 wyświetleń z Stanów Zjednoczonych
168 wyświetleń z Niemiec. 
153 wyświetleń z Grecji.
59 wyświetleń z Wielkiej Brytanii.
42 wyświetlenia z Irlandii.
34 wyświetlenia z Rosji.
22 wyświetlenia z Francji.
12 wyświetleń z Kanady
11 wyświetleń z Białorusi. 

Jestem taka dumna, że tyle osób z tylu krajów czytało tego bloga, 
czytało te marne wypociny, wychodzące spod mojej klawiatury.
Nigdy nie lubiłam pożegnań. Nie lubię się żegnać...
Pozdrawiam i ściskam k a ż d e g o, kto przeczytał choć jedno słowo. 


A już teraz zapraszam was na I still believe, I still remember...
Opowiadanie o Mariuszu Wlazłym i niejakiej Adeli. 
Mam nadzieję, że wyjdzie lepsze niż to, że moje umiejętności
dzięki temu debiutowi się poprawiły :)

DZIĘKUJĘ!

czwartek, 2 maja 2013

rozdział 20

"Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się 
jakiś etap w życiu. 
Jeśli uparcie będziemy w nim trwać dłużej,
niż to konieczne,
tracimy radość i sens tego, co przed nami."


Mówią, że po każdej burzy wychodzi słońce. Że nic nie trwa wiecznie, nawet ból i cierpienie. Że zawsze po jakimś czasie jest lepiej.  Jestem królikiem doświadczalnym i z ręką na sercu mogę potwierdzić prawdziwość tych tez. Życie nie raz podkładało mi kłody pod nogi. Cierpiałam. I kiedy przychodził taki moment, że już myślałam, że nie wytrzymam tego wewnętrznego bólu, coś się zmieniało. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Życie nieustannie prowadzi jakieś chore gry. Wykorzystuje nas, sprawdza naszą wytrzymałość, ale zawsze jakoś wynagradza nam te swoje eksperymenty. Dlatego nigdy nie traćmy nadziei. Trzeba być silnym i nie poddawać się tak łatwo.

Po raz kolejny spojrzałam wyczekująco na Michała, ale on nawet nie zerknął w moją stronę. Chrząknęłam głośno. Nadal wpatrywał się w drogę, nie zwracając na mnie uwagi. Westchnęłam ciężko i z jękiem opadłam na oparcie fotela.
- Michał, błagam cię!
I znów na mnie nie spojrzał. Uśmiechnął się tylko i poprawił okulary. Wywozi mnie gdzieś, a ja nie mam zielonego pojęcia gdzie. Rano kazał mi się spakować i wsadził mnie do samochodu. Stwierdziłam, że kompletnie mu odbiło. Za dwa dni mamy przecież sprawę w sądzie. Jedziemy już od dobrych dwóch godzin, a ja - biorąc pod uwagę moją nieciekawą orientację w terenie - wiem tylko tyle, że jesteśmy już bardzo daleko od domu i jedziemy autostradą. Znów przeniosłam wzrok na Michała.
- Muszę do kibla. - powiedziałam. W końcu na mnie spojrzał. Podniosłam brwi, czekając na jego odpowiedź.
- Za kilka kilometrów będzie stacja, bądź cierpliwa. - znów uśmiechnął się zawadiacko. Zwykle uwielbiałam, kiedy to robiłam, ale w tej chwili strasznie mnie to irytowało. Znów westchnęłam, zakładając ręce na piersiach i obrażonych wzrokiem patrząc na drogę. Po niecałej godzinie wreszcie zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Postanowiłam, że obrażę się na Michała, za to, że nie chce mi nic powiedzieć. Dobrze wiedział, że nie lubię niespodzianek, że zawsze muszę mieć wszystko pod kontrolą. Wysiadłam z samochodu, specjalnie trzaskając drzwiami. Nie lubił, kiedy to robiłam. Nie oglądając się za siebie ruszyłam do budynku. Po skorzystaniu z toalety zamówiłam sobie kawę w niewielkim bufecie i wróciłam do samochodu. Michał przyszedł pięć minut później i znów ruszyliśmy w drogę.
- Nie bądź zła. Obiecuję, że ta niespodzianka ci się spodoba. - odezwał się w końcu. Prychnęłam tylko, wywracając oczami.
- Powiedz mi chociaż gdzie jedziemy.
- No nie, bo wtedy nie będzie niespodzianki. Nie bądź taka uparta! - dźgnął mnie w żebra, na co ja prawie wypuściłam papierowy kubek z kawą z rąk. Zgromiłam go wzrokiem. - Ale i tak cię kocham, uparciuchu.
Znów wywróciłam oczami, chociaż oczywiście na te słowa poczułam przyjemne ciepło na sercu.
- No ja też cię kocham, no. - mruknęłam, nie patrząc na niego, tylko biorąc ogromnego łyka kawy.
- Co? Chyba niedosłyszałem... - wyszczerzył się. - Możesz powtórzyć?
- Słowami świadczyć miłość, to nie miłość. - zacytowałam. Michał wybuchnął śmiechem.
- Wygrałaś, mądralo. - uśmiechnęłam się tylko i wygodniej rozłożyłam na samochodowym fotelu. Nie minęło pół godziny, a odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Obudziłam się, słysząc trzaśnięcie samochodowych drzwi. Otworzyłam powoli oczy, ale zaraz je zamknęłam, bo poraziły mnie promienie słońca wpadające przez otwarte okno drzwi po mojej stronie. Odpięłam pas i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się, próbując zorientować się, gdzie jestem. Dosłownie wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam buzię, kiedy zdałam sobie sprawę z swojego położenia. Nie zauważyłam kiedy wyrósł przede mną Michał, uśmiechając się szeroko.
- Niespodzianka! - rozłożył ręce, prezentując wszystko, co znajdywało się wokoło nas. Z piskiem wskoczyłam mu w ramiona, przytulając z całej siły. - A nie mówiłem, że ci się spodoba? - wyszeptał prosto do mojego ucha, po czym mnie pocałował. - Pomyślałem, że przyda nam się chociaż trochę odpoczynku. Od wszystkich i wszystkiego.
- Jeju, Michał! Dziękuję ci!
Odkleiłam się od niego i znowu rozejrzałam się wokoło. Ostatnio, podczas jednej z naszych nocnych rozmów wspominałam Michałowi, że chciałabym wrócić na Mazury. Właśnie z tym miejscem wiążą się moje najlepsze, najpiękniejsze wspomnienia. I on, jak na wspaniałego ukochanego przystało, spełnił to moje maleńkie marzenie i nawet wykupił nam domek. Spędzałam tutaj praktycznie całe dwa miesiące wakacji, rok w rok. To tutaj przeżywałam dużo swoich pierwszych razy, tutaj uczyłam się najwięcej. To był mój raj na Ziemi. Wzięłam swoją torebkę z samochodu, bo Michał już zdążył wnieść do domku nasze torby, po czym ruszyłam szybkim krokiem do środka. Zewnątrz budynek wyglądał wspaniale, ale wewnątrz był bardziej fascynujący. Był kominek, pod którym leżał wielki, biały, puchaty dywan, kanapa, dwa fotele. Kuchnia w pełni wyposażona, nawet lodówka była wypełniona. Zaczęłam szukać Michała. Nagle zauważyłam schody w kącie salonu. Były zakręcone i drewniane, weszłam na górę i przystanęłam. Ten pokój był piękny, zdecydowanie najpiękniejsze pomieszczenie w tym budynku. Było niewielkie, ale jakże przytulne! Wielkie, małżeńskie łóżko z milionem poduszek w różnych odcieniach brązu i czerni, znów taki sam, jak na dole puchowy dywan, jasnobrązowe, puchowe poduchy do siedzenia i niewielki stolik, duża komoda, ciekawe obrazy na ścianach, długie, ciemne zasłony, a to wszystko idealnie uzupełniały lampki, rozwieszone wokół całego pokoju i łóżka. Było magicznie.
- No i jak ci się podoba? - Michał wszedł do pomieszczenia przez drzwi balkonowe, uśmiechając się do mnie wesoło. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Nieziemsko. Chyba polubię niespodzianki, w szczególności twoje. - zaśmiałam się i przytuliłam się do jego torsu.

Szliśmy powoli, trzymając się za ręce. Napawałam się pięknem krajobrazu wokół mnie, wdychając świeże powietrze i wystawiając twarz do gorącego słońca. Michał wynalazł jakąś polanę, na którą koniecznie chciał mnie zaprowadzić, obiecując, że będziemy tam sami.
- Zamknij oczy. - Michał przystanął przede mnie z uśmiechem. Zobaczyłam w jego oczach wesołe iskierki, więc zaśmiałam się i zrobiłam co kazał. Po chwili poczułam, jak chwyta mnie za rękę i ciągnie lekko. Niepewnie stawiałam kroki,  bojąc się, że za chwilę zaliczę bliskie spotkanie z ziemią. Było cicho. Słyszałam tylko oddech Michała, który nie wiedzieć czemu, trochę przyśpieszył, delikatne ćwierkanie ptaków i szum wiatru.
- Stój. - usłyszałam, więc zatrzymałam się, resztkami sił powstrzymując się od otworzenia oczu. Moja ciekawość była tak ogromna, że bałam się, iż dłużej tak nie wytrzymam. Znów zapanowała cisza.
- Michał?
- Możesz otworzyć oczy. - odetchnęłam z ulgą i otwarłam oczy. Od razu poraziło mnie słońce, pomrugałam kilka razy oczami, by przyzwyczaić się do promieni i podniosłam wysoko brwi, kiedy ujrzałam Michała. Klękał przede mną na jednym kolanie, z lekkim uśmiechem na twarzy. Moje serce automatycznie ruszyło szaleńczym biegiem. Przełknęłam ślinę, otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale po krótkiej chwili zrezygnowałam.
- Zostań moją żoną, Maja. - otworzył czerwone, zamszowe pudełeczko i moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek w życiu widziałam. Poczułam, jak w gardle rośnie mi wielka gula i tradycyjnie poczułam łzy w oczach. Nigdy nie umiałam trzymać swoich emocji na wodzach. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, więc rzuciłam się na Michała, obejmując go mocno za szyję, przez co oboje wylądowaliśmy na miękkiej trawie. Nie zastanawiając się długo wpiłam się w jego usta, całując go z nieznaną sobie pasją.
- Rozumiem, że to znaczyło tak? - spytał z szerokim uśmiechem. Pokiwałam tylko głową, a on założył mi pierścionek na odpowiedni palec. Znów wtuliłam się w jego szyję i poczułam, jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Nie miałam żadnych wątpliwości, co do tego, że to właśnie z Michałem Kubiakiem pragnę spędzić resztę życia. Nie wahałam się nawet przez chwilę, nie poczułam żadnego niepokoju. Moje serce było teraz przepełnione miłością do mojego narzeczonego po same brzegi i miałam wrażenie, że od tego uczucia zaraz wybuchnie.
- Kocham cię. - wyszeptał mi wprost do ucha.
- Ja też cię kocham, Michał. - również wyszeptałam nie odrywając twarzy od jego szyi, napawając się jego zapachem i tą piękną chwilą.
Leżeliśmy na polanie już od dobrej godziny. Leżałam z głową na jego klatce piersiowej i co chwila unosiłam rękę do słońca, podziwiając mój pierścionek. Michał głaskał mnie po włosach, nucąc coś po cichu. Czułam się, jakbym była w niebie.
Nie.
Czułam się, jakbym była co najmniej trzy metry nad niebem. Jakbym szybowała ponad chmurami.
Byłam najszczęśliwsza na świecie u boku mojego narzeczonego, Michała Kubiaka, którego kochałam nad życie.

*    *   *

Po długiej przerwie, bo nie miałam dostępu do komputera. Mam ogromne zaległości na waszych blogach, ale już zaraz biegnę wszystko nadrabiać. 
Właśnie przeczytałyście ostatni rozdział tej historii. Teraz został już tylko epilog i pożegnamy się z Michałem, Mają, Bartkiem, Dagą, Darią. 

Nienawidzę tego okresu pomiędzy zakończeniem sezonu ligowego, a rozpoczęciem reprezentacyjnego. Nie dość, że zero meczy to jeszcze te wszystkie transfery, BOŻE! 

A no i szalonej majóweczki, wyszalejcie się za mnie, bo ja nie mogę. Spędzę sobie te kilka wolnych dni w łóżku, z herbatą i lekami. Dziękuję, organizmie, wiedziałeś kiedy się zakazić! 

Ps. Wiem, że Trzy Metry Nad Niebem ściągnięte z filmu, ale tak bardzo pasuje mi tu ten zwrot, że nie mogłam się powstrzymać :)