niedziela, 12 maja 2013

Epilog

"Jedyne, co tak naprawdę powinien
pozostawić za sobą człowiek to
ciepły odcisk swej ręki w dłoni drugiego człowieka.
Bo to przecież od ludzi, 
podobnie jak od gwiazd, zależy,
co zostawią na tej ziemi."

   
         W życiu każdego człowieka są wzloty i upadki. Chwile szczęścia i nieszczęścia. Są okresy bólu i bezsilności, ale też okresy wielkiej radości i nieprzerwanych sukcesów. Potrafimy kochać, nienawidzić, zawodzić, ufać, budować, niszczyć. Upadamy, tracimy wszelkie nadzieję, ale w większości przypadków w końcu znajdujemy siłę, by wstać. Otrzepujemy się z pyłu i znów to samo: wzloty i upadki, szczęście i nieszczęście, ból i radość, kochanie, budowanie, niszczenie. Nieprzerwany krąg zdarzeń.
Bo jesteśmy tylko ludźmi. Albo aż ludźmi.

        Wchodzę do mieszkania i nie ściągając szpilek z stóp kieruję się do salonu, gdzie padam na kanapę kompletnie zmęczona. Nawet nie podnoszę głowy, która zwisa bezwładnie z kanapy, kiedy do pomieszczenia wchodzi Michał. Wpycha się pomiędzy oparcie a moje nogi.
- No po prostu nie mogę w to uwierzyć. - westchnął ze zrezygnowaniem.
- Uwierz mi ja też nie. Cały czas mam też wątpliwości czy to, co mówiła było prawdą.
- Myślę, że tak... - na te słowa podnoszę głowę i patrzę na niego, unosząc jedną brew. Widząc to wzrusza tylko ramionami.
- Myślisz, że po tym wszystkim tak nagle zrobiło się jej żal? - spytałam.
- Maja, ona z a b i ł a człowieka! Na pewno ma jakieś sumienie. - tym razem to ja wzruszyłam ramionami i znów opuściłam głowę. Ta sprawa sądowa, trwająca zaledwie dwie godziny kompletnie mnie wykończyła. Momentami myślałam, że nie wytrzymam i albo zacznę krzyczeć albo wybiegnę z sali, ale jednak zaciskałam zęby i pięści i jakoś wytrzymałam te kryzysowe chwile. Dagmara została skazana na pięć lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.
Czy byłam zadowolona z tego?
Nie. W moim mniemaniu powinna dostać dożywocie od ręki, ale mimo wszystko byłam wręcz szczęśliwa, że dostała jakąkolwiek karę. Gdy tylko weszła na salę przyznała się do potrącenia Darii i ucieczki z miejsca wypadku, ale przyrzekała, że nie zrobiła tego z premedytacją. Powiedziała, że była pod silnym wpływem alkoholu i nie wiedziała co robi. Miała osoby, które to potwierdziły, co mnie bardzo zdziwiło.
W ogóle cała ta sprawa sądowa mnie zadziwiała.
Zadziwiało mnie to, że dobrowolnie się przyznała. Zadziwiało mnie to, że przy wszystkich obecnych zaczęła gorliwie przepraszać mnie, Michała, Bartka i rodziców Darii. Zadziwiało mnie to, że się rozpłakała. Że zamiast tych swoich pięknych, drogich ciuchów miała ubraną wielką, szarą bluzę i leginsy, a włosy, zwykle pięknie ułożone, związane miała w niedbałego koka.
Nie ogarniałam już niczego, tak samo jak mój mózg i ciało. Poczułam jak Michał rozkłada się obok mnie i musiałam przytrzymać się ręką stolika, żeby nie spaść z kanapy. Znów podniosłam głowę i wdrapałam się na niego.
- Boże, chyba przytyłaś - jęknął, ale zaraz potem uśmiechnął się szeroko. Pokazałam mu tylko język i oparłam głowę na jego klatce piersiowej, obejmując ją mocno. Wsłuchiwałam się w spokojne bicie jego serca, a miarowo unosząca się klatka piersiowa jeszcze bardziej mnie uspokajała. - Mam pomysł. - zakomunikował.
- Żadnej imprezy dziś wieczorem. - odpowiedziałam szybko. Michał zaśmiał się wesoło i pokręcił głową.
- Puknij się w czółko, kochanie. Dzisiejszy wieczór chcę spędzić t y l k o z tobą! Dlatego j a robię pyszną kolację i wszystko przygotowuje, a ty bierzesz długą gorącą kąpiel i ładnie się ubierasz. Podkreślam długą, żebym się wyrobił - wyszczerzył się do mnie i pocałował w czoło. Byłam tak zaskoczona, że patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami i lekko rozchylonymi ustami. Michał spytał, co mnie tak zdziwiło, a ja uśmiechnęłam się szeroko i odpowiedziałam, że nic i ten układ jak najbardziej mi pasuje. Wzięłam świeży ręcznik i ruszyłam do łazienki. Puściłam gorącą wodę i usiadłam na brzegu wanny, czekając aż napełni się do końca. Postanowiłam zaszaleć i wsypałam do wody chyba pół butelki kolorowej soli. Zanurzyłam się po samą szyję, wypuszczając powietrze z płuc. Było mi strasznie dobrze, dopóki nie usłyszałam potężnego huku, a zaraz potem brzdęk zbijającego się szkła. Automatycznie usiadłam, nasłuchując.
- Michał?! - krzyknęłam. Przez chwilę się nie odzywał, a gdy już chciałam wychodzić z wody usłyszałam jego krzyk:
- Nic mi nie jest!
Zaśmiałam się i znów zanurzyłam się w wodzie. Przez głowę przemknęła mi myśl Boże, jak ja go kocham!


~ *  ~

        Cholera. Nabiłem sobie ogromnego guza na czole i zbiłem ulubiony, ogromny kubek Mai. Mam nadzieję, że mi wybaczy. Kupię jej lepszy. Chcąc pochwalić się moimi nienagannymi zdolnościami kulinarnymi postanowiłem zrobić kolację dla nas dwojga i ten wieczór spędzić tylko z nią. Cudownie jest mieć tą świadomość, że teraz nie jesteśmy narażeni na głupotę mojej byłej ż o n y. 
M o j e j   b y ł e j   ż o n y.
Nie mieści mi się to w głowie. Kiedy zobaczyłem ją dziś na sali sądowej nie mogłem pojąć, jak to się stało. Kiedyś była inna. Zmieniła się tak nagle. 
- Panie sędzio, mogę powiedzieć kilka słów do Michała, Mai i Bartka? - kiedy to powiedziała, poczułem jak wielka gula rośnie mi w gardle. Już myślałem, że spojrzy na nas pogardliwie z tym swoim nikłym, szatańskim uśmieszkiem na twarzy i zacznie mówić, jak to jest zadowolona z tego wszystkiego, ale tak bardzo się pomyliłem. Kiedy spojrzała na mnie dziękowałem Bogu, że siedzę, bo byłem pewny, że od tego spojrzenia zetnie mnie z nóg. Jej spojrzenie było przepełnione takim bólem, że sam go poczułem. Widać było, jak się świecą i na pewno ostatkami sił powstrzymywała łzy. Dolna warga drgała jej niebezpiecznie, aż zrobiło mi się jej żal. Mimo wszystkich krzywd, które nam wyrządziła, zwyczajnie zrobiło mi się jej żal. I kiedy wbiła we mnie pełne bólu spojrzenie, a sędzia wyraził zgodę, zaczęła swój monolog. - Michał, przepraszam cię. Za wszystko, co ci zrobiłam. Za to, że cię zostawiłam. Miałam jeden istotny powód, ale teraz jest on już nie ważny. Przepraszam za to, że tak nękałam ciebie i Maję, nie wiem co mnie napadło, ale wariowałam, kiedy widziałam ciebie i ją, kiedy byliście tacy szczęśliwi. Byłeś tak blisko, a zarazem tak daleko. Miałam świadomość, że już nigdy nie będę mogła mieć ciebie na własność i wpadłam na taki głupi pomysł, że jeżeli ja nie mogę być szczęśliwa z tobą, to ona też nie. A teraz żałuję. Tak bardzo żałuję, że to wszystko robiłam. Popełniłam tyle straszliwych błędów przez tak krótki okres czasu. Maja, Bartek was też bardzo przepraszam. Nie byliście niczemu winni, szczególnie ty, Bartoszu. Przepraszam, że za... zabiłam waszą przyjaciółkę, ukochaną. Jedyne co mi teraz pozostało, to przysięgać na Boga, że nie zrobiłam tego specjalnie. Wtedy, tego wieczoru, uświadomiłam sobie wszystko, co do tej pory robiłam. Uświadomiłam sobie jakie to było głupie, bezmyślne. No i chciałam o tym zapomnieć, więc upiłam się i wsiadłam do tego samochodu. Nie wiedziałam co robię, nie wiedziałam nawet, że kogoś potrąciłam. Wiem, że nigdy mi tego nie wybaczycie. Ja też sobie nigdy tego nie wybaczę. Mam nadzieję, że sąd wyda mi rozsądną karę. Żebym dostała nauczkę, żebym zmądrzała. Ja... Ja po prostu przepraszam was wszystkich i mam nadzieję, że zgniję w więzieniu. - kiedy usiadłam ze spuszczoną głową, wyraźnie zobaczyłem jak jedna, jedyna, pojedyncza łza spływa po jej policzku i rozpryskuje się na blacie stołu. Moje serce zatrzymało się na chwilę, a mój mózg przestał zupełnie działać. 
Więc jednak nie jest taką zimną suką. Jednak ma jakieś sumienie. - pomyślałem. 
Chyba nie była zadowolona z swojego wyroku, a może tylko wydawało mi się, że gdy sędzia uderzył młotkiem o podkładkę przez jej twarz przebiegło niezadowolenie, zawiedzenie? 

~ BARTEK ~ 
8 lipca 2012, Sofia

         Najcudowniejsze uczucie w życiu każdego sportowca? Stanąć na najwyższym stopniu podium w jednej z czołowych imprez świata? 
Dla mnie na pewno. Byłem z siebie i z moich kolegów tak dumny, że myślałem, że ta duma rozsadzi mnie od środka. Mimowolnie cały czas uśmiechałem się szeroko, a moje serce od początku finałowego meczu do teraz, ani razu nie biło normalnie. Cały czas bije szaleńczo, jakby zaraz miało wyskoczyć z mojej piersi. Nie zatrzymało się nawet wtedy, kiedy Clayton Stanley stanął w polu zagrywki, kiedy Polska miała piłkę meczową. Kiedy usłyszałem ostatni gwizdek w tym turnieju i głośny huk wszystkich wokoło, nie mogłem w to uwierzyć. Przez chwilę stałem z wytrzeszczonymi oczami, dysząc ciężko. W ogóle nie docierało do mnie to, że wygraliśmy. Że zdobyliśmy złoty medal. Dopiero, kiedy rzucił się na mnie Igła wrzeszcząc z radości,  ocknąłem się i spojrzałem na drugą połowę boiska. Gracze reprezentacji USA stali z różnymi wyrazami twarzy. I wtedy do mnie dotarło.
To się stało n a p r a w d ę. To nie jest s e n. 
Zrobiliśmy to. Dokonaliśmy tego. 
       Bartosz Kurek MVP Ligii Światowej 2012? 
Nie myślałem o tym wszystkim. W mojej głowie ciągle tylko brzmiały słowa To dla ciebie, Daria. Dokonałem tego, tak jak obiecałem. Mam nadzieję, że się cieszysz, że jesteś ze mnie dumna. 
Moje myśli krążyły tylko wokół tej dziewczyny. Wiecznie wesołej, optymistycznej, z błyskiem w oku i anielskim śmiechem. Dziewczyny, którą tak bardzo pokochałem. 

10 lipca 2012, Polska

            Pewnym krokiem wchodzę przez czarną bramę. Jak zawsze panuje tu idealna cisza, przerywana tylko lekkimi podmuchami wiatru i śpiewem ptaków. Po kilku minutach klękam przy bardzo zadbanym grobie pod wielką, zieloną brzozą. 
- Cześć, kochanie. - uśmiecham się lekko, przejeżdżając wzrokiem po złotych literkach, a następnie zatrzymując się na niewielkim zdjęciu z jej roześmianą twarzą. - Mam coś dla ciebie. 
Wyciągam z kieszeni złoty medal i kładę go na grobowej płycie. 
- Jest tylko i wyłącznie dla ciebie. Tak, jak obiecałem. Mam nadzieję, że oglądałaś nasz mecz. Ba, jestem pewny, że czułem tam twoją obecność. Dziękuję. Jestem ciekawy, co sądzisz o Dagmarze. Wiesz, co mówiła w sądzie? Z pewnością wiesz. Nie wiem, czy mam jej wierzyć... Zabrała mi ciebie, tego jej na pewno n i g d y nie wybaczę, chociażby nie wiem, jak bardzo się starała. Wiesz, tak kurewsko mi ciebie brakuje. 
I w tym momencie mogę przysiąc, że poczułem kogoś dłoń na policzku. Moje serce zabiło szybciej, ale nie przestraszyłem się. Wiedziałem, że straciłem ją tylko cieleśnie, ale duchowo ona cały czas jest przy mnie. Uśmiechnąłem się.
- Kocham cię. 

KONIEC

*  *  *

No cóż, stwierdzę tylko, że chyba nie ma jakiejś wielkiej rewolucji, jeżeli chodzi o ten epilog.

Ale mimo wszystko chciałabym Wam wszystkim i każdemu z osobna podziękować za to, 
że byliście ze mną do końca. Że zdołałam dociągnąć tą opowieść do końca, chociaż tyle razy wpadałam
w kompletny dołek i już nie wiedziałam, czy dam radę to pociągnąć dalej. 
Dziękuję, że komentowaliście, co mi bardzo pomagało. Ale dziękuję też tym,
którzy czytali, ale nie komentowali, bo wiem, że są tacy.
Dziękuję tym, którzy polecali mojego bloga innym. 
Dziękuję za wszystko.

Jestem pewna, że mimo wszystko cholernie będzie brakować mi tej opowieści. 
Chociaż już na początku zmieniałam narrację, chociaż mieszałam z akcją, 
chociaż nie wyrabiałam się z rozdziałami na czas, chociaż rzadko który rozdział mi się podobał. 
Jestem niezmiernie szczęśliwa, że zdołałam to napisać, jestem z siebie wręcz dumna. 

Dziękuję za ponad 46 tysięcy wyświetleń. 
Dziękuję za to, że mam :
42334 wyświetleń z Polski
282 wyświetleń z Stanów Zjednoczonych
168 wyświetleń z Niemiec. 
153 wyświetleń z Grecji.
59 wyświetleń z Wielkiej Brytanii.
42 wyświetlenia z Irlandii.
34 wyświetlenia z Rosji.
22 wyświetlenia z Francji.
12 wyświetleń z Kanady
11 wyświetleń z Białorusi. 

Jestem taka dumna, że tyle osób z tylu krajów czytało tego bloga, 
czytało te marne wypociny, wychodzące spod mojej klawiatury.
Nigdy nie lubiłam pożegnań. Nie lubię się żegnać...
Pozdrawiam i ściskam k a ż d e g o, kto przeczytał choć jedno słowo. 


A już teraz zapraszam was na I still believe, I still remember...
Opowiadanie o Mariuszu Wlazłym i niejakiej Adeli. 
Mam nadzieję, że wyjdzie lepsze niż to, że moje umiejętności
dzięki temu debiutowi się poprawiły :)

DZIĘKUJĘ!

czwartek, 2 maja 2013

rozdział 20

"Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się 
jakiś etap w życiu. 
Jeśli uparcie będziemy w nim trwać dłużej,
niż to konieczne,
tracimy radość i sens tego, co przed nami."


Mówią, że po każdej burzy wychodzi słońce. Że nic nie trwa wiecznie, nawet ból i cierpienie. Że zawsze po jakimś czasie jest lepiej.  Jestem królikiem doświadczalnym i z ręką na sercu mogę potwierdzić prawdziwość tych tez. Życie nie raz podkładało mi kłody pod nogi. Cierpiałam. I kiedy przychodził taki moment, że już myślałam, że nie wytrzymam tego wewnętrznego bólu, coś się zmieniało. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Życie nieustannie prowadzi jakieś chore gry. Wykorzystuje nas, sprawdza naszą wytrzymałość, ale zawsze jakoś wynagradza nam te swoje eksperymenty. Dlatego nigdy nie traćmy nadziei. Trzeba być silnym i nie poddawać się tak łatwo.

Po raz kolejny spojrzałam wyczekująco na Michała, ale on nawet nie zerknął w moją stronę. Chrząknęłam głośno. Nadal wpatrywał się w drogę, nie zwracając na mnie uwagi. Westchnęłam ciężko i z jękiem opadłam na oparcie fotela.
- Michał, błagam cię!
I znów na mnie nie spojrzał. Uśmiechnął się tylko i poprawił okulary. Wywozi mnie gdzieś, a ja nie mam zielonego pojęcia gdzie. Rano kazał mi się spakować i wsadził mnie do samochodu. Stwierdziłam, że kompletnie mu odbiło. Za dwa dni mamy przecież sprawę w sądzie. Jedziemy już od dobrych dwóch godzin, a ja - biorąc pod uwagę moją nieciekawą orientację w terenie - wiem tylko tyle, że jesteśmy już bardzo daleko od domu i jedziemy autostradą. Znów przeniosłam wzrok na Michała.
- Muszę do kibla. - powiedziałam. W końcu na mnie spojrzał. Podniosłam brwi, czekając na jego odpowiedź.
- Za kilka kilometrów będzie stacja, bądź cierpliwa. - znów uśmiechnął się zawadiacko. Zwykle uwielbiałam, kiedy to robiłam, ale w tej chwili strasznie mnie to irytowało. Znów westchnęłam, zakładając ręce na piersiach i obrażonych wzrokiem patrząc na drogę. Po niecałej godzinie wreszcie zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Postanowiłam, że obrażę się na Michała, za to, że nie chce mi nic powiedzieć. Dobrze wiedział, że nie lubię niespodzianek, że zawsze muszę mieć wszystko pod kontrolą. Wysiadłam z samochodu, specjalnie trzaskając drzwiami. Nie lubił, kiedy to robiłam. Nie oglądając się za siebie ruszyłam do budynku. Po skorzystaniu z toalety zamówiłam sobie kawę w niewielkim bufecie i wróciłam do samochodu. Michał przyszedł pięć minut później i znów ruszyliśmy w drogę.
- Nie bądź zła. Obiecuję, że ta niespodzianka ci się spodoba. - odezwał się w końcu. Prychnęłam tylko, wywracając oczami.
- Powiedz mi chociaż gdzie jedziemy.
- No nie, bo wtedy nie będzie niespodzianki. Nie bądź taka uparta! - dźgnął mnie w żebra, na co ja prawie wypuściłam papierowy kubek z kawą z rąk. Zgromiłam go wzrokiem. - Ale i tak cię kocham, uparciuchu.
Znów wywróciłam oczami, chociaż oczywiście na te słowa poczułam przyjemne ciepło na sercu.
- No ja też cię kocham, no. - mruknęłam, nie patrząc na niego, tylko biorąc ogromnego łyka kawy.
- Co? Chyba niedosłyszałem... - wyszczerzył się. - Możesz powtórzyć?
- Słowami świadczyć miłość, to nie miłość. - zacytowałam. Michał wybuchnął śmiechem.
- Wygrałaś, mądralo. - uśmiechnęłam się tylko i wygodniej rozłożyłam na samochodowym fotelu. Nie minęło pół godziny, a odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Obudziłam się, słysząc trzaśnięcie samochodowych drzwi. Otworzyłam powoli oczy, ale zaraz je zamknęłam, bo poraziły mnie promienie słońca wpadające przez otwarte okno drzwi po mojej stronie. Odpięłam pas i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się, próbując zorientować się, gdzie jestem. Dosłownie wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam buzię, kiedy zdałam sobie sprawę z swojego położenia. Nie zauważyłam kiedy wyrósł przede mną Michał, uśmiechając się szeroko.
- Niespodzianka! - rozłożył ręce, prezentując wszystko, co znajdywało się wokoło nas. Z piskiem wskoczyłam mu w ramiona, przytulając z całej siły. - A nie mówiłem, że ci się spodoba? - wyszeptał prosto do mojego ucha, po czym mnie pocałował. - Pomyślałem, że przyda nam się chociaż trochę odpoczynku. Od wszystkich i wszystkiego.
- Jeju, Michał! Dziękuję ci!
Odkleiłam się od niego i znowu rozejrzałam się wokoło. Ostatnio, podczas jednej z naszych nocnych rozmów wspominałam Michałowi, że chciałabym wrócić na Mazury. Właśnie z tym miejscem wiążą się moje najlepsze, najpiękniejsze wspomnienia. I on, jak na wspaniałego ukochanego przystało, spełnił to moje maleńkie marzenie i nawet wykupił nam domek. Spędzałam tutaj praktycznie całe dwa miesiące wakacji, rok w rok. To tutaj przeżywałam dużo swoich pierwszych razy, tutaj uczyłam się najwięcej. To był mój raj na Ziemi. Wzięłam swoją torebkę z samochodu, bo Michał już zdążył wnieść do domku nasze torby, po czym ruszyłam szybkim krokiem do środka. Zewnątrz budynek wyglądał wspaniale, ale wewnątrz był bardziej fascynujący. Był kominek, pod którym leżał wielki, biały, puchaty dywan, kanapa, dwa fotele. Kuchnia w pełni wyposażona, nawet lodówka była wypełniona. Zaczęłam szukać Michała. Nagle zauważyłam schody w kącie salonu. Były zakręcone i drewniane, weszłam na górę i przystanęłam. Ten pokój był piękny, zdecydowanie najpiękniejsze pomieszczenie w tym budynku. Było niewielkie, ale jakże przytulne! Wielkie, małżeńskie łóżko z milionem poduszek w różnych odcieniach brązu i czerni, znów taki sam, jak na dole puchowy dywan, jasnobrązowe, puchowe poduchy do siedzenia i niewielki stolik, duża komoda, ciekawe obrazy na ścianach, długie, ciemne zasłony, a to wszystko idealnie uzupełniały lampki, rozwieszone wokół całego pokoju i łóżka. Było magicznie.
- No i jak ci się podoba? - Michał wszedł do pomieszczenia przez drzwi balkonowe, uśmiechając się do mnie wesoło. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Nieziemsko. Chyba polubię niespodzianki, w szczególności twoje. - zaśmiałam się i przytuliłam się do jego torsu.

Szliśmy powoli, trzymając się za ręce. Napawałam się pięknem krajobrazu wokół mnie, wdychając świeże powietrze i wystawiając twarz do gorącego słońca. Michał wynalazł jakąś polanę, na którą koniecznie chciał mnie zaprowadzić, obiecując, że będziemy tam sami.
- Zamknij oczy. - Michał przystanął przede mnie z uśmiechem. Zobaczyłam w jego oczach wesołe iskierki, więc zaśmiałam się i zrobiłam co kazał. Po chwili poczułam, jak chwyta mnie za rękę i ciągnie lekko. Niepewnie stawiałam kroki,  bojąc się, że za chwilę zaliczę bliskie spotkanie z ziemią. Było cicho. Słyszałam tylko oddech Michała, który nie wiedzieć czemu, trochę przyśpieszył, delikatne ćwierkanie ptaków i szum wiatru.
- Stój. - usłyszałam, więc zatrzymałam się, resztkami sił powstrzymując się od otworzenia oczu. Moja ciekawość była tak ogromna, że bałam się, iż dłużej tak nie wytrzymam. Znów zapanowała cisza.
- Michał?
- Możesz otworzyć oczy. - odetchnęłam z ulgą i otwarłam oczy. Od razu poraziło mnie słońce, pomrugałam kilka razy oczami, by przyzwyczaić się do promieni i podniosłam wysoko brwi, kiedy ujrzałam Michała. Klękał przede mną na jednym kolanie, z lekkim uśmiechem na twarzy. Moje serce automatycznie ruszyło szaleńczym biegiem. Przełknęłam ślinę, otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale po krótkiej chwili zrezygnowałam.
- Zostań moją żoną, Maja. - otworzył czerwone, zamszowe pudełeczko i moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek w życiu widziałam. Poczułam, jak w gardle rośnie mi wielka gula i tradycyjnie poczułam łzy w oczach. Nigdy nie umiałam trzymać swoich emocji na wodzach. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, więc rzuciłam się na Michała, obejmując go mocno za szyję, przez co oboje wylądowaliśmy na miękkiej trawie. Nie zastanawiając się długo wpiłam się w jego usta, całując go z nieznaną sobie pasją.
- Rozumiem, że to znaczyło tak? - spytał z szerokim uśmiechem. Pokiwałam tylko głową, a on założył mi pierścionek na odpowiedni palec. Znów wtuliłam się w jego szyję i poczułam, jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Nie miałam żadnych wątpliwości, co do tego, że to właśnie z Michałem Kubiakiem pragnę spędzić resztę życia. Nie wahałam się nawet przez chwilę, nie poczułam żadnego niepokoju. Moje serce było teraz przepełnione miłością do mojego narzeczonego po same brzegi i miałam wrażenie, że od tego uczucia zaraz wybuchnie.
- Kocham cię. - wyszeptał mi wprost do ucha.
- Ja też cię kocham, Michał. - również wyszeptałam nie odrywając twarzy od jego szyi, napawając się jego zapachem i tą piękną chwilą.
Leżeliśmy na polanie już od dobrej godziny. Leżałam z głową na jego klatce piersiowej i co chwila unosiłam rękę do słońca, podziwiając mój pierścionek. Michał głaskał mnie po włosach, nucąc coś po cichu. Czułam się, jakbym była w niebie.
Nie.
Czułam się, jakbym była co najmniej trzy metry nad niebem. Jakbym szybowała ponad chmurami.
Byłam najszczęśliwsza na świecie u boku mojego narzeczonego, Michała Kubiaka, którego kochałam nad życie.

*    *   *

Po długiej przerwie, bo nie miałam dostępu do komputera. Mam ogromne zaległości na waszych blogach, ale już zaraz biegnę wszystko nadrabiać. 
Właśnie przeczytałyście ostatni rozdział tej historii. Teraz został już tylko epilog i pożegnamy się z Michałem, Mają, Bartkiem, Dagą, Darią. 

Nienawidzę tego okresu pomiędzy zakończeniem sezonu ligowego, a rozpoczęciem reprezentacyjnego. Nie dość, że zero meczy to jeszcze te wszystkie transfery, BOŻE! 

A no i szalonej majóweczki, wyszalejcie się za mnie, bo ja nie mogę. Spędzę sobie te kilka wolnych dni w łóżku, z herbatą i lekami. Dziękuję, organizmie, wiedziałeś kiedy się zakazić! 

Ps. Wiem, że Trzy Metry Nad Niebem ściągnięte z filmu, ale tak bardzo pasuje mi tu ten zwrot, że nie mogłam się powstrzymać :)

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 19



"Nocą myśli mają nieprzyjemny
zwyczaj zrywania się ze smyczy."

- Powiedz mi, bałaś się? - spytałem, obejmując ją ramieniem i spoglądając na jej twarz. Oczy świeciły się w ciemnościach. Odpowiedziała mi cisza. - Nie wstydź się. Strach to nic złego. - znów cisza. - Sko­ro nie, to...
- Tak. Bałam się, boję się i będę się bała. - przerwała mi, nawet na mnie nie spoglądając. Wpatrywała się w okno, przez które wpadało delikatne światło latarni, które było jedynym źródłem światła w pokoju. 
- Czego najbardziej?
- Sa­mot­ności.
- Dlacze­go? 
- Bo żaden strach nie równa się z odejściem kogoś bliskiego.
- Co wte­dy czułaś?
- Pus­tkę. Tak nap­rawdę nie czułam nic po­za wielką pus­tką. Oczy­wiście, mogę wy­mieniać wiele uczuć, przeżyć, wrażeń... Ale to wszys­tko i tak spro­wadza się do jed­ne­go. Czułam się niepot­rzeb­na. Byłam przepełniona tęsknotą. Miałam.... Na­dal mam taką wielką dziurę w ser­cu. Wraz ze swoim odejściem zab­rał jakąś wielką cząstkę mnie. W pew­nym stop­niu umarłam. Pot­ra­fiłam nie jeść, nie spać, nie wychodzić z do­mu. Za­mykałam się w po­koju i kładąc na łóżku, wy­lewałam łzy, które przy­nosiły ulgę tyl­ko na ja­kiś czas. To­warzyszyła mi wtedy tylko mu­zyka, która na­pełniała mnie od środ­ka spo­kojem. Nies­te­ty, ten spokój bar­dzo szyb­ko znów się ulatniał... Od­cinałam się od całego świata. Tak mi było najlepiej. Zbu­dowałam wokół siebie mur, który miał mnie chro­nić przed rzeczy­wis­tością. Miewałam lep­sze dni. Z cza­sem było ich co­raz więcej. I gdy już myślałam, że po­woli os­woiłam się z bra­kiem tej osoby, za każdym ra­zem pow­ra­cały wspom­nienia. Każde­go dnia zakładałam maskę, by nikt się nie zo­rien­to­wał, że coś jest ze mną nie tak. Jed­nak to uda­wanie strasznie mnie męczyło. Zde­cydo­wanie więcej było na­de mną tych czar­nych chmur. Deszczo­wych, cza­sami na­wet burzo­wych. Nie pot­ra­fiłam so­bie po­radzić z otaczającym mnie światem. Prze­ras­tał mnie. Każdy mały prob­lem sta­wał się og­romnym. Stra­ciłam swój cały ­optymizm, którego każdy mi kiedyś zazdrościł. Nag­le wszys­tko stało się ta­kie prze­rażające i nie do przet­rwa­nia. Stworzyłam ta­ki mały świat, w którym miej­sca nie było dla ni­kogo. Wciąż cze­kałam, miałam nadzieję, że jednak stanie się coś, co zdoła wyciągnąć mnie z tego dołka. - przerwała. Wszystko co wydarzyło się kilka lat temu, wyglądało tak samo, jak to, co wydarzyło się kilka tygodni temu. Czuła to samo, zachowywała się tak samo. Z jednym wyjątkiem. Teraz miała mnie, a ja nie pozwolę jej znów się odciąć od świata i egzystować, zamiast żyć. Gdy nie mówiła nic przez dłuższą chwilę znów odezwałem się ja:
- I co było da­lej? Co się stało? Prze­cież dziś jes­teś tu ze mną. Opo­wiadasz o tym....
- Docze­kałam się. 
- Czego? Kogo?
- Ciebie. - A nie mówiłem? - Moja Daria, która była jedyną podporą dla mnie, wyciągnęła mnie na ten mecz. Tak bardzo tego nie chciałam, a okazało się, że to jedno spotkanie zmieni całe moje życie. Później kapryśny los znowu postawił mi na drodze ciebie. I jestem mu za to niezmiernie wdzięczna. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Mimo wszystko. 

- Tęsknisz cały czas za nim? 
- Oczywiście. Ta tęsknota nigdy nie przeminie. Będzie się za mną ciągnęła do końca mojego życia. Nie zapomniałam i nie zapomnę o nim nigdy. Był dla mnie oczkiem w głowie. Był najlepszy pod słońcem. Był kochany. Był mój i zawsze we wszystkim mnie wspierał i mi pomagał. Nie przestałam go kochać nawet wtedy, gdy zostawił mnie samą, gdy wyjechał. Chociaż tak mocno mnie zranił, ja nie przestałam za nim tęsknić.
- Czy wiesz dlacze­go cię zos­ta­wił na tak długo? 
- Wiem pokrótce. Nie zdążył opowiedzieć mi całej historii. To zostanie na zawsze jedną, wielką niewiadomą. Miał mi wszystko opowiedzieć do końca następnego dnia, ale następnego dnia już go nie było.
- Wybaczyłaś mu tak od razu? Gdy nagle wrócił? 
- Tak. Jak już mówiłam był dla mnie najważniejszą osobą na Ziemi. Kochałam go bardzo mocno. Nie mogłam mu nie wybaczyć. Nie umiałabym. Zginął w tak okropny sposób. Przez ludzką głupotę, ale jednak w miejscu, które uważał za swój dom. Kochał tam przebywać. Zginął w imię honoru, którym darzył ten klub.
- Jak to?
- Zginął na stadionie Lecha Poznań. Ten klub był dla niego wielką pasją, ten stadion domem. Zginął, bo na trybunach wybuchły zamieszki pomiędzy kibicami Lecha i przeciwnej drużyny. Stanął w obronie swoich ulubionych piłkarzy, swojego klubu. I stało się. Ktoś po prostu wbił mu nóż w serce. Nie patrząc na to, że to jest też człowiek, z zimną krwią wbił mu sztylet w serce i zostawił umierającego na trybunach. Koledzy nie zdążyli mu pomóc. Miał tylko dwadzieścia lat, całe życie przed sobą. A ja miałam wtedy siedemnaście. - usłyszałem cichy szloch, więc przytuliłem ją mocno. Nie mieściło mi się w głowie to, ile przeszła zaledwie dwudziestotrzyletnia dziewczyna.  Ile przykrości ją spotkało. Dziwiłem się, że taka mała, delikatna osóbka może to wszystko wytrzymać. Zdecydowanie za dużo śmierci było w jej życiu. Za dużo bólu. Wtuliła się w mój tors, mocząc moją koszulkę i szlochając cicho. 
- Cśśś... - pocałowałem ją w czubek głowy i przytuliłem do siebie jeszcze mocniej. Po kilku minutach trochę się uspokoiła.
- Ale potrafiłaś wyjść z dołka, prawda? 
- Masz rację. Jes­tem in­nym człowiekiem. No­wym. Bo­gat­szym o no­we doświad­cze­nia. Doj­rzal­szym. Sil­niej­szym. Pew­niej stąpającym po ziemi. Jed­nak wiem, że to, co było, zos­ta­wiło we mnie trwały ślad. I teraz doszedł jeszcze nowszy, głębszy. Przeżyłam to już dwa razy. Mam nadzieję, że trzeciego nie będzie. Boję się, że trzeciej śmierci kogoś, kogo kocham już nie wytrzymam. Nie mam już sił. Ta dziura w sercu nigdy się nie zagoi. Ten ka­wałek mnie odeb­rali na zaw­sze. Obydwoje. Cieszę się, że mam ciebie. Boję się też, że cię stracę. Boję się, że odejdziesz albo umrzesz. - ostatnio słowo wypowiedziała tak cicho, że gdybym nie przytulał jej mocno do siebie, raczej bym go nie usłyszał. 
- Nie martw się. Obiecuję ci to. Nikt nie zdoła ci mnie zabrać. - musnąłem jej usta, a ona znów wtuliła się w moją klatkę piersiową. 
To była jedna z tych nocy, kiedy siedzieliśmy przytuleni na kanapie, w ciemności i rozmawialiśmy. Poznawaliśmy się na nowo. Odkrywaliśmy przed sobą sekrety i uczucia. Takie noce bardzo nam pomagały. 
- Tak bardzo chciałabym, żeby on żył. Żeby było jak dawniej. Kocham go, cały czas kocham mojego brata. - odezwała się cicho i znów usłyszałem szloch. 


~ * ~ 



"Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą

i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości

czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą"

Obudziłam się, a kiedy poruszyłam się lekko poczułam ból w krzyżu. Byłam cała ścierpnięta, a to przez to, że leżałam przygnieciona przez Michała na niewielkiej kanapie w salonie. Chrapał sobie w najlepsze. Spojrzałam na zegarek i odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że jest dopiero ósma, a ja do pracy muszę iść na dziesiątą. Ostatnimi czasy miałam zadziwiająco mało pracy, biorąc pod uwagę to, że wielkimi krokami zbliżała się Liga Światowa. Dźgnęłam delikatnie Michała w żebra, ale on nawet się nie poruszył, więc z wielkim trudem wydostałam się spod jego cielska. Nastawiłam wodę w czajniku i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam zrobiłam sobie kawę i usiadłam na parapecie w salonie. Nie, nie miałam ochoty spędzić tutaj kolejnego dnia. Nocna rozmowa z Miśkiem znów coś mi uświadomiła. Nie chciałam skończyć tak jak po śmierci Fabiana.  
- Oooo Jeeezuuu! - usłyszałam jęk Michała, odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam jak wstaje i rozciąga się. - Musimy kupić inną kanapę, większą. Zdecydowanie większą. 
Zaśmiałam się, przyznając mu rację. Podszedł do mnie i przytulając, pocałował. Przypomniał mi, że niedługo mamy sprawę w sądzie. Mój humor automatycznie się pogorszył. W ciągu ostatnich tygodni w komisariacie zagościłam bardzo dużo razy. Ciągle wypytywali, w kółko zadawali te same pytania. Nie wiem, co wyjdzie z tego wszystkiego, ale mam nadzieję, że Daga dostanie karę. Podobno mają nagrania z monitoringu i świadków. Serce zabiło mi mocniej, kiedy o tym pomyślałam, więc potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić te myśli z głowy. Dopiłam kawę i uśmiechnęłam się do Miśka. 
- Martwmy się tym, gdy przyjdzie na to czas, dobrze? 
- Oczywiście. - odwzajemnił mój uśmiech. Zeskoczyłam z parapetu i ruszyłam do kuchni. Pozmywałam naczynia, a później, gdy Misiek wyszedł już z łazienki, ja wzięłam swoje ubrania i tam poszłam. Wyszłam po dwudziestu minutach i zaczęłam ubierać buty. 
- Ej, ej, a śniadanie? - w korytarzu pojawił się Michał i spojrzał na mnie jak matka na dziecko, które  czegoś nie zrobiło. 
- Zjem coś po drodze, bo nie mam za dużo czasu. - odpowiedziałam wymijająco. W rzeczywistości w ogóle nie byłam głodna, ale wiedziałam, że gdy to powiem Michałowi, nic sobie  z tego nie zrobi. Obdarzył mnie krótkim spojrzeniem, podszedł i chwycił mnie za rękę. 
- Nie ma mowy. Wiem, że nic nie zjesz. - pociągnął mnie lekko, a ja zgromiłam go wzrokiem. - Proszę. - dodał. Po chwili zastanowienia westchnęłam głęboko i pokiwałam głową. Udałam się z Kubiakiem do kuchni i razem zjedliśmy pyszną jajecznicę, którą przygotował specjalnie Michał. Później pożegnałam się z nim pocałunkiem i wyszłam do pracy. Na długo nie będę musiała się z nim rozstawać, bo za niecałe dwie godziny zaczyna trening, więc na pewno spotkamy się na hali. Zeszłam po schodach, tradycyjnie windę omijając szerokim łukiem. Wyszłam na świeże powietrze. Ostatnimi dniami pogoda strasznie nas rozpieszczała. Dziękowałam Bogu, że mieszkam tak blisko i mogłam spokojnie pójść na pieszo. Mój genialny humor automatycznie ulotnił się, gdy zobaczyłam tak dobrze znaną mi twarz. Szła zamaszystym krokiem, a związane w kucyka włosy podskakiwały z każdym krokiem. Miała na nosie wielkie okulary, więc nie byłam pewna czy mnie nie zauważyła, dlatego szybko weszłam w jakąś uliczkę. Oparłam się o mur i odetchnęłam głęboko. Jak to możliwe, że jeszcze jej nie zatrzymali? Zaczęłam obawiać się, że to wszystko co nam zrobiło ujdzie jej na sucho. Nie mogłam do tego dopuścić.


* * *

Dodaję szybko i uciekam na finał.
BOŻE, BĄDŹ DZIŚ RESOVIAKIEM! 
Mam nadzieję, że zobaczę dziś moich kochanych chłopaków szalejących na parkiecie 
i cieszących się z wygranej! 
Piszcie jak wam się podoba :)

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 18

"Musisz odnaleźć nadzieję
I nie ważne,
Że nazwą ciebie głupcem."



Teraz już wiem, że niektóre wydarzenia zmieniają człowieka bezpowrotnie. Zostawiają ślad na jego sercu i psychice, który płonie żywym ogniem. Co prawda ogień z czasem słabnie, jednak nie oznacza to, że ślad znika, o nie. Po pewnym czasie po prostu przyzwyczajamy się do zaistniałej sytuacji , co nie oznacza, że się z nią pogodziliśmy i znów będzie jak dawniej. Ja wiem, że już nigdy nie będzie.Bywają momenty, że już nawet wydawać by się mogło, iż wszystko wróciło do normy. Niestety to wyłącznie chwilowe złudzenie. Za każdym razem to wraca. Zawsze coś musi przywołać wspomnienia. Zdjęcie, piosenka, program w tv, kubek - wszystko.

Nie wiem czemu tu przyszłam. To nie była świadoma decyzja. Wolnym krokiem wchodzę przez starą, czarną bramę. Jestem pełna niezdecydowania. Nie wiem czy dam radę. Jednak po kilku sekundach wahania ryszyłam wąską, żwirową ścieżką. Głucha cisza, która tutaj panowała wręcz mnie przerażała. Nie było tu żadnej żywej duszy. Szłam powoli, nie spieszyłam się. Wręcz odwlekałam dojście do celu. Patrzyłam na te mniej i bardziej zadbane nagrobki z coraz większą gulą w gardle. Niepokój, ból a nawet strach powiększały się z każdym krokiem, z każdym chrzęstem żwiru pod moim ciężarem. Ale mimo wszystko szłam przed siebie, szukając odpowiedniej alejki. I wreszcie jest. Znów się zatrzymuję. Znów się waham. Moje serce niebezpiecznie przyspiesza, a w płucach brakuje tlenu. Czuję się, jakby ktoś rzucił na mnie urok, który sprawia, że zastygam. Nie mogę się poruszyć, stoję jak sparaliżowana na początku alejki wpatrując się w grób stojący kilka metrów ode mnie, pod wielką brzozą. Wiatr wieje lekko, sprawiając, że liście drzewa szeleszczą zagłuszając mój przyspieszony oddech.
Nie dam rady. 
Zamknęłam oczy, biorąc kilka głębokich wdechów i niepewnie ruszyłam naprzód. Kiedy stanęłam pod brzozą, automatycznie wstrzymałam oddech. Omiotłam wzrokiem grób zrobiony z czarnego marmuru, na którym leżał stos kwiatów, wieńców i kilka kartek z dziecięcymi malowidłami. Później niepewnie spojrzałam na płytę, na której złote litery układały się w imię i nazwisko mojej przyjaciółki, linijkę niżej data urodzenia i data śmierci.
Data śmierci. To brzmi okropnie. I w końcu tak bardzo znienawidzony przeze mnie cytat Na zawsze w naszej pamięci. Przez chwilę wpatrywałam się w to zdanie, nawet nie mrugając. W końcu opadłam na na trawę rosnącą wokoło grobu. Dotknęłam delikatnie płyty, pod którą leżała trumna z Darią. Momentalnie oczy zaczęły mnie piec i poczułam jak zbierają się w nich łzy.
- Cześć, kochana. - wyszeptałam, kreśląc delikatnie palcem ślady na płycie grobu. - Jak ci się tam żyje? Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. Przepraszam cię, że nie przyszłam na twój pogrzeb, zrozum mnie, proszę. - poczułam, jak po moim policzku spływa samotna łza. - Myślę, że spotkałaś się z niebiańską drużyną Wagnera - sama byłam zaskoczona, że zapamiętałam tą nazwę. Daria dużo mi o tym opowiadała. Zamilkłam na chwilę, nie przestając palcem kreślić zawijasów. Druga samotna łza. - Tak strasznie za tobą tęsknię, wszyscy tęsknimy. - wzięłam głęboki oddech i przyłożyłam ucho do płyty, zamykając oczy. - Bartek jest w strasznym stanie. To, co was połączyło musiało być naprawdę silne i wyjątkowe, bo chłopak zupełnie zamknął się w sobie, przestał trenować, w ogóle z nami nie rozmawia. Wczoraj byłam u niego. Powiedziałam co uważam. Myślę, że to wszystko było prawdą. Chciałabyś tego, prawda? Mam do ciebie ogromną prośbę. Nie zostawiaj nas. Bądź z nami zawsze i wszędzie, wspieraj nas, bo bez ciebie nie damy sobie rady. Ja nie dam sobie rady. - trzecia łza. Czwarta. Piąta. Szósta. Strumień łez. - Nie zasługiwałaś na taką śmierć, w ogóle na żadną śmierć nie zasługiwałaś. Dlaczego Bóg jest taki niesprawiedliwy?  - wyłkałam.
Usłyszałam czyjeś kroki na żwirze, które po chwili ucichły. Czułam, że ktoś mi się przygląda, więc powoli otworzyłam oczy. Przede mną, wspierając się na lasce, stał starszy pan. Patrzył na mnie z troską na twarzy i współczuciem w oczach. Po chwili ruszył w moją stronę, siadając na niewielkiej, zniszczonej ławeczce. Spodziewałam się beznadziejnego pytania wszystko w porządku? Jak się czujesz? Jednak takowe nie padło. Starszy pan wpatrywał się teraz w złote litery.
- Twoja siostra? - spytał po chwili. Podniosłam głowę, ocierając mokre policzki. Pokiwałam głową.
- Tak ją nazywam. - nie chciałam mówić tego w czasie przeszłym, bo cały czas uważałam ją za moją siostrę. - Moja najlepsza przyjaciółka, poznałyśmy się praktycznie w piaskownicy. - powiedziałam, uśmiechając się lekko na tamte wspomnienia.
- Mam na imię Tadeusz. - ściągnął czapkę, pochylając się lekko w moją stronę.
- Maja. - posłałam panu Tadeuszowi wymuszony uśmiech. Starszy pan miał w sobie jakiś urok. Wyglądał na takiego, który dużo przeżył. Znów przeniosłam wzrok na wieńce leżące na grobie Darii, gładząc dłonią płytę. Ta płyta już zawsze będzie mnie od niej oddzielać.
- Najważniejsze, żeby nie zapomnieć. - usłyszałam nagle zachrypnięty głos pana Tadeusza. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Ona zawsze będzie z tobą. To bardzo dobrze, że przychodzisz z nią rozmawiać. Najważniejsze, żeby nie zapomnieć. - powtórzył, wstając powoli i ruszając w dalszą drogę. Odprowadziłam go wzrokiem i zobaczyłam, że zatrzymuje się alejkę dalej i z trudem oraz bólem na twarzy klęka przy grobie, po czym kładzie białą różę na płycie.
- Nie zapomnieć... - powtórzyłam szeptem, zamyślona. - Nie zapomnę, Daria. Nigdy. Obiecuję, że będę cię odwiedzać codziennie. - znów przyłożyłam ucho do płyty, a po chwili złożyłam na niej delikatny pocałunek. - Kocham cię, siostro.
Wstałam i jeszcze raz spojrzałam na złote litery.
Na zawsze w naszej pamięci. 
Ruszyłam żwirową alejką w stronę pana Tadeusza, który cały czas klękał przy płycie grobowej. Stanęłam niedaleko, próbując dostrzec napis. Wiesława Kamińska. Zmarła pięć lat temu. Szybko obliczyłam w pamięci, że kobieta zmarła w wieku sześćdziesięciu siedmiu lat. Podejrzewałam, że to żona starszego pana. Podeszłam bliżej, klękając obok niego. Nie poruszył się ani o milimetr. Miał spuszczoną głowę i dopiero teraz usłyszałam, że szepta. Kiedy usłyszałam, że ucichł, spojrzałam na niego kątem oka.
- Pan nie zapomniał. - wyszeptałam. Cisza.
- Nieśmiałbym. - westchnął, nie podnosząc głowy. - Była dla mnie wszystkim. Jestem jeszcze po tej stronie, ponieważ obiecałem jej coś ważnego. I nie spocznę dopóki do końca nie spełnię tej obietnicy. Przegrała walkę z rakiem. Była taka silna, moja kochana. Uwielbiała białe róże, dlatego codziennie przynoszę jej jedną. Wiem, że jest szczęśliwa. - mówił o swojej żonie z taką czułością, że aż zadrżałam, a do oczu znów napłynęły mi łzy.

~ *  ~

Z wielką ulgą patrzyłem, jak Maja z każdym dniem wygląda coraz lepiej. I psychicznie, i fizycznie. Nie dopytywałem się o czym rozmawiała z Bartoszem, ale chyba bardzo pomogła jej ta rozmowa. Nie wygląda już jak wrak człowieka. Nie przesiaduje całych dni na parapecie. Zaczęła wychodzić do sklepu, na spacer. Jestem z nią cały czas. Nocuję u niej. W swoim mieszkaniu nie byłem od dawna. 
Jednakże moje zdziwienie osiągnęło apogeum, kiedy oznamiła mi, że idzie na cmentarz. Wiedziałem, że w końcu się na to zdecyduje, ale nie sądziłem, że nastąpi to tak szybko. Chociaż, czy niecałe trzy tygodnie to szybko? Nie wiem, jak mam na to patrzeć. Spytałem, czy pójść z nią. Pokiwała przecząco głową, mówiąc, że chce pójść sama. Podziwiałem ją za siłę. Była wrażliwą dziewczyną, wydawała się być taka krucha. Szczególnie teraz, kiedy była blada, z podkrążonymi oczami. W nocy nie mogła spać. Robiłem wszystko, co mogłem, ale nic nie pomagało. Jeżeli już udało jej się usnąć, to na niewiele ponad godzinę, bo szybko budziła się przerażona. 
Bałem się o nią. Bardzo. Schudła, co było widać gołym okiem. Nie jadła w ogóle, czasami piła tylko herbatę i łykała jakieś tabletki. Ciągle siedziała wtulona we mnie i słuchała swoich ulubionych piosenek. 
Kiedy wszedłem z kolegami na halę drugi raz tego dnia moje zdziwienie osiągnęło apogeum. Zresztą, chyba nie tylko moje. Stanęliśmy jak wryci, kiedy na parkiecie zobaczyliśmy Kurka. Chyba żaden z nas się go tutaj nie spodziewał. Bezcenna była też mina trenera Anastasiego. Biedny myślał, że stracił jednego z najlepszych siatkarzy w drużynie i cały czas nad tym rozpaczał. Teraz stoi zszokowany i wpatruje się w zagrywającego Kurka.
- To wasza sprawka? - spytał po angielsku. Spojrzeliśmy po sobie, kręcąc głowami. Chyba nikt nie byłby do tego zdolny. Andrea wziął Kurka do gabinetu, a my zaczęliśmy się rozgrzewać. Bartek był tematem tabu.

Bartek wyszedł z treningu wcześniej, a chciałem złapać go i z nim porozmawiać. Postanowiłem więc po treningu pojechać do niego do domu. Zaparkowałem pod jego blokiem i zadzwoniłem domofonem. Nikt nie odbierał, więc zadzwoniłem jeszcze raz. Cisza. Westchnąłem. Jednak nie wszystko wróciło do normy. A może nic nie wróciło? To, że przyszedł na trening jeszcze o niczym nie świadczy. Wróciłem do samochodu i pojechałem na swoje osiedle. Tradycyjnie nawet nie spojrzałem na drzwi do mojego mieszkania, tylko od razu skierowałem się do mieszkania Mai. Przekręciłem klucz w zamku i od razu usłyszałem tak dobrze znane mi dźwięki piosenki. Znów westchnąłem, obawiając się, że znowu zobaczę Maję w opłakanym stanie siedzącą na parapecie, ale jednak się myliłem. Stanąłem jak wryty w wejściu do kuchni, widząc jak Maja kiwając się delikatnie na boki i podśpiewując, smaży mięso na patelni. Pierwszy raz od tak dawna zobaczyłem ją w pobliżu jedzenia. Pierwszy raz od tak dawna zobaczyłem ją z szczerym uśmiechem. Pierwszy raz od tak dawna zobaczyłem jak tańczy.
Podszedłem do niej z uśmiechem, przytulając ją mocno.
Nie mieściło mi się w głowie to, co zdarzyło się dzisiejszego dnia. Byłem taki szczęśliwy.

*  *  *

http://ask.fm/voolley :)

EDIT : Informuję, iż w tym tygodniu nie pojawi się nowy rozdział, ponieważ tym razem do Polski zawitają Chorwaci i naprawdę nie będę miała czasu na siedzenie przy komputerze. Mam nadzieję, że rozumiecie i zostanie mi to wybaczone :))

czwartek, 28 marca 2013

rozdział 17

"Jak ciężko jest podnieść głowę do góry
i znów się uśmiechać,
gdy gaśnie ktoś, kto uczył żyć
jak trudno dalej samemu iść..."

~ BARTEK ~

Przychodzi nagle i niespodziewanie. Myślisz, że to ona. Nareszcie! Ta jedyna, prawdziwa miłość. Uważasz, że nigdy cię nie opuści. Że życie jest piękne. Że marzenia się spełniają. Później zaczynasz myśleć o przyszłości, co będzie i jak będzie. 
Kochasz to życie. 
A wystarczy kilka złych słów, jedna decyzja, jedna zła osoba. Całe szczęście i beztroska znika. Wszystko zalewa się łzami i coś ukrywa dobre strony życia. 
Wszystko się zmienia.
Pustka, kompletna pustka. 
Strasznie trudno w to uwierzyć. Nie chcesz w to uwierzyć. Nagle tracisz powietrze w płucach. Kręci ci się w głowie. Tracisz grunt pod stopami. Wpadasz w głęboki dół i nie wiesz, nie potrafisz, nie chcesz z niego wyjść. Udajesz, że nie słyszysz wołania innych. Odrzucasz pomoc, nie przyjmujesz rad.
Dlaczego? Czemu teraz? Dlaczego ja? Czy można było tego uniknąć? - Te pytania nie dają ci spokoju. Tylko złe myśli krążą po twojej głowie. 
Powoli się poddajesz. Czujesz, że nie zwyciężysz w tym "meczu". Nie masz siły, chęci, motywacji... Wszystko się ulotniło. Chcesz to skończyć. Myślisz, że tak będzie lepiej. Lżej. Przestaniesz czuć ból. Nękające cię wspomnienia znikną. Skończą się dni pełne cierpienia. Kończąc swoje życie, chcesz rozpocząć nowe. 
Stop!
Wreszcie pojawia się ktoś, kto uświadamia ci coś ważnego. Resztkami sił chwytasz wyciągniętą dłoń i podnosisz się. Powoli. Już zapomniałeś jak się chodzi. 
Ale co teraz? Chcesz zapomnieć? Wymazać przeszłość, żyć teraźniejszością i marzyć o przyszłości? W głowie wciąż plątają się myśli: Jak? Uda się? 

Po raz kolejny tej nocy otworzyłem szeroko oczy, gwałtownie wyrwany ze snu. O ile to można  w ogóle nazwać snem. Przez kilka godzin przewracałem się z boku na bok, mocno zaciskając oczy i czekając na sen. Kiedy wreszcie przyszedł przywitał mnie koszmarem. Znów widziałem moment, w którym rozpędzony samochód wjeżdża prosto w Darię, jak jej bezwładne ciało pada na ziemię, a kierowca odjeżdża z piskiem opon. Znów czuję, jak nogi się pode mną uginają, jak braknie mi powietrza. Wszystko to trwało zaledwie kilkanaście sekund, ale były to najdłuższe i najgorsze sekundy w moim życiu. 
I ten koszmar towarzyszy mi niezmiennie od dwóch tygodni, co noc. Czuję, że powoli wysiadam. To wszystko kompletnie mnie wykańcza.
I jeszcze do tego wszystkiego doszła ta rozmowa z Mają. Jej słowa huczały mi w głowie, zlewając się z obrazami z ostatnich dwóch tygodni, co razem tworzyło ogromny chaos. Nie do wytrzymania. Nie wiedziałem co mam myśleć o jej słowach. Znała Darię jak nikt inny, może ma rację? Ale z drugiej strony - może to tylko puste słowa, które mają na celu pocieszenie mnie, podniesienie na duchu?
W końcu zrezygnowałem z ponownej próby zaśnięcia. Leżąc na plecach i beznamiętnie wpatrując się w biały sufit myślałem o tym wszystkim. Nie potrafiłem wyobrazić sobie mojego dalszego życia. Zero pomysłów, pustka. Już zaczynałem planować duże rzeczy, oczywiście związane głównie z Darią. I co z tego wyszło? Może czas przestać przejmować się przyszłością, a zacząć żyć teraźniejszością i czerpać z niej jak najwięcej? Żałowałem, że tak mało czasu spędzałem z Darią, że wcześniej tego wszystkiego nie zacząłem. Tylu rzeczy teraz żałowałem.
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła godzina siódma, więc wstałem i ruszyłem do łazienki. Wziąłem długi prysznic i zjadłem małe śniadanie. W końcu potrafiłem przełknąć cokolwiek, bo dotychczas żyłem tylko pijąc wodę albo herbatę. Siedziałem w kuchni, żując kęs kanapki, którą jadłem już od piętnastu minut i popijając kawę, kiedy nagle mnie olśniło.

Szybko wbiegłem po schodach na czwarte piętro i zadzwoniłem do drzwi. Długo nie musiałem czekać. Daria otworzyła po kilku sekundach z wielkim uśmiechem na ustach. 
- Cześć! - wręcz rzuciła mi się na szyję i pocałowała. 
- No cześć. - odpowiedziałem z uśmiechem. Wszedłem do jej mieszkania, ściągnąłem buty. Kolejny, już piąty wieczór z rzędu spędzam z nią. I wcale mi to nie przeszkadzało. Odkąd jesteśmy razem żadnego wieczoru nie spędziliśmy osobno. Mogę śmiało powiedzieć, że ostatnie dni były jednymi z najszczęśliwszych w moim życiu. 
Najpierw poszliśmy do kuchni i zrobiliśmy górę kanapek oraz herbatę z cytryną, a później usadowiliśmy się w salonie, włączając film. Siedzieliśmy w ciszy, zajadając kanapki i wpatrując się w ekran telewizora. 
- Baaaaaarteeek - zaczęła Daria, opierając swoją głową na moim torsie i patrząc mi w oczy. Podniosłem brew, patrząc na nią pytająco. - Obiecaj mi coś, dobrze? 
- No, zależy co. - zaśmiałem się. 
- Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby przywieźć medal z nadchodzącej Ligi Światowej. - zrobiła poważną minę, natomiast ja wybuchnąłem śmiechem. 
- Zawsze robię wszystko, ale teraz będę miał jeszcze większą motywację. Obiecuję, że przywiozę dla ciebie medal z Ligi Światowej dwa tysiące dwanaście. - powiedziałem, po czym pocałowałem ją. 
- To będzie spełnienie moich marzeń, uwierz mi. Wiesz, że wykupiłam już kilka biletów? Będę z wami zawsze i wszędzie. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Będę wam kibicować z całych sił, będę się drzeć aż mi się gardło zedrze, będę szaleć, gdy wygracie i będę przeszczęśliwa, przeżywając to wszystko. - rozmarzyła się. W tej chwili była jak mała dziewczynka z wielkimi marzeniami i ogromnym zapałem do ich spełnienia. I to w niej uwielbiałem. Wiecznie wesoła i pełna pozytywnych emocji. 

Pamiętam bardzo dobrze, że wtedy obiecałem sobie w duchu, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby spełnić jej marzenia.
A co teraz robię? Nic. Nie robię nic w tym kierunku!
Nieważne, że już jej nie ma. Że już nie będzie mogła jeździć z nami na mecze. Że już nie będzie mogła się cieszyć z naszych wygranych i nam kibicować. Jej marzenie nadal pozostaje niespełnione, a ja mam możliwości, żeby je spełnić. Ale dlaczego tego nie robię?
Wstałem gwałtownie i ruszyłem do pokoju. Wyciągnąłem z szafy torbę treningową i szybko spakowałem wszystko co potrzebne. Założyłem buty i dosłownie wybiegłem z mojego mieszkania, zbiegłem po schodach i wsiadłem do samochodu. Szybko dojechałem na halę.
- Pan Kurek, co pan robi tu tak wcześnie? - spytał zdziwiony ochroniarz, kiedy wszedłem na korytarz.
- Przyszedłem trenować.
- Ale trening zaczynają panowie dopiero o dziesiątej. Ma pan jeszcze dwie godziny!
- Wiem to. Przyszedłem odrobić trochę moją nieobecność. Niech mi pan pozwoli. - powiedziałem błagalnie. Ochroniarz zawahał się, ale po chwili westchnął głęboko i zniknął w gabinecie. Wyszedł po kilku sekundach i wskazał ręką drzwi na boisko.
- Rozumiem pana sytuację. - zaczął. - Cieszę się, że jednak chce pan trenować. - dodał po chwili ciszy. Skinąłem tylko głową.
- Dziękuję bardzo. - powiedziałem, kiedy odkluczył drzwi. Ruszyłem w stronę szatni, gdzie przebrałem się szybko. Czułem się strasznie dziwnie. Jeszcze kilka godzin temu nie miałem siły ani ochoty na nic, żadnych perspektyw na życie. A teraz znów miałem swój cel w życiu i chciałem go osiągnąć za wszelką cenę. Wszedłem na boisko, ciągnąć za sobą wózek pełen piłek. Dobrze było znów tu być. Dobrze było znów trzymać piłkę w dłoniach. Siatkówka jednak bardzo mi pomaga. Ćwicząc serwy na chwilę zapominałem o tym wszystkim co się ostatnio zdarzyło. W mojej głowie huczały wtedy tylko słowa motywacji. Przed oczami nie było już sceny potrącenia Darii, nie słyszałem pisku maszyn, kiedy jej serce zatrzymało się na zawsze. Teraz widziałem siebie i moich kolegów, szalejących z szczęścia po wygraniu finału Ligi Światowej. Oczami wyobraźnii widziałem też Darię, pękającą z radości. Te sceny były teraz motywem przewodnim w moim życiu.
I trenowałem całe dwie godziny, aż w końcu zobaczyłem chłopaków stojących przy wejściu. Patrzyli na mnie z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogą niedowierzać w to, co widzą. Ale nie przerywałem serii zagrywek, które znów ćwiczyłem. Skakałem wyżej niż zwykle, moje zagrywki miały więcej siły niż zwykle. Wszystko się zmieniło, ze mną na czele.

*  *  *

Znów muszę Was przepraszać! 
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Rozdział tak strasznie naciągany... Nie wiem co się stało, ale po prostu miałam jakąś blokadę. Zero pomysłów, kompletny brak weny w związku z tym rozdziałem jak i z trzecim na i-still-believee.blogspot.com
Ale wiecie co? Chyba pod koniec tego rozdziału się przełamałam, bo z każdym zdaniem pisało mi się coraz lepiej ;-)
Teraz biorę się za napisanie trzeciego rozdziału na drugim blogu, a wy piszcie jak wam się podoba ten! 

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 16

"Tylko nie krzycz, bo to nie miejsce na krzyk
Nie ma lepszych niż Ty
I nie masz więcej niż nic 
Teraz zostały te wspomnienia i łzy 
I trzeba żyć kurwa, przed nami jeszcze tyle dni."

Dlaczego dopiero po stracie bliskiej osoby uświadamiasz sobie jak wiele dla ciebie znaczyła? Czy ktoś kiedykolwiek czuł się tak jak ja teraz? Czy czuł, że traci wszystko, aby za moment dowiedzieć się, że to nie ma sensu, a ty stoisz pośrodku tego wszystkiego z pustymi oczami, kamienną twarzą i zastanawiasz się co takiego zrobiłeś w swoim życiu, że musisz tak cierpieć? Ten rozszywający duszę i serce ból i nieopisane uczucie, kiedy ukrywasz go w sobie. 
Niewyobrażalnie wiele czasu potrzeba, aby uśmiechnąć się po stracie kogoś bliskiego. Aby uśmiechnąć się jednocześnie mając świadomość, że ta osoba nigdy nie wróci, nigdy nie usłyszysz jej głosu, że już nigdy nie usłyszysz od niej złotych rad, już nigdy nie przytulisz się do niej i nie wypłaczesz w ramię. Cholerne NIGDY. Śmierć sama w sobie nie jest straszna, najstraszniejsza jest ta cholerna pustka po stracie. 
Jan Twardowski napisał "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą." 
Niektórzy odchodzą zdecydowanie za szybko. 
Kiedyś przeczytałam, że łzy koją duszę po stracie. A ja wypłakałam już hektolitry łez, a moje serce ciągle cierpi. To było kłamstwo czy za mało napłakałam? 
Do tego wszystkiego doszły jeszcze wyrzuty sumienia. Dlaczego?
Bo nie poszłam na jej pogrzeb. Nie poszłam na pogrzeb jednej z najważniejszych osób w moim życiu. Pozwoliłam, aby beze mnie przeszła ostatnie metry, zanim już na zawsze zostanie złożona pod warstwą ziemi.  Ale nie byłam w stanie tam pójść, nie byłam w stanie patrzeć na jej bladą, kamienną twarz i sine usta. Michał mówił, że było dużo ludzi. Wszyscy ją kochali, wszyscy płakali po stracie tak wspaniałej osoby jaką była Daria.
Nienawidziłam siebie za to, że tam nie pojechałam. To był wielki błąd.

Siedzę znów na parapecie, popijając zimną już herbatę z dużego, miętowego kubka, opierając głowę na szybie. Każdy, kto w ostatnich ciągu ostatnich dwóch tygodni przewinął się przez moje mieszkanie widział ten widok. Widok iście żałosny.
Mała, chuda dziewczyna w spodniach od piżamy w małpki, ogromnej reprezentacyjnej bluzie Michała Kubiaka, nieogarniętych włosach i z przeraźliwie pustymi, podkrążonymi oczami.
Spokojnie mogłabym spróbować pójść na casting do jakiegoś horroru, przyjęliby mnie bez żadnego kłopotu. Kilka osób próbowało mnie jakoś pocieszać, reszta stwierdziła, że to nie ma sensu, albo nie wiedzą jak to zrobić.
Michał pomagał mi najbardziej - nie słowami, ale czynami. Tym, że po prostu był. Siedział przy mnie, przytulał, przynosił chusteczki i parzył herabatę.
Był moim aniołem.
Rezygnował dla mnie z treningów, ale w końcu kazałam mu na nie chodzić, gorliwie zapewniając, że przez kilka godzin jego obecności nic mi się nie stanie. A w rzeczywistości bez niego było mi jeszcze gorzej. Sama jak palec, siedząca w czterech ścianach. Gdy nie było Michała w domu, miałam takie chwile, że brałam telefon do ręki i wykręcałam numer do Darii, ale po sekundzie znów uświadamiałam sobie, że to nie ma sensu, że jej już nie ma, że nie wyjdziemy do centrum, nie przyjedzie do mnie z colą i chipsami, nie obejrzymy jakiegoś filmu. I znów nadchodziła nowa fala bólu, wyrzutów i łez. Nie było widać końca tego wszystkiego. Czułam, że nigdy nie pogodzę się z nagłą śmiercią mojej najlepszej przyjaciółki, mojej siostry, która znała mnie jak nikt inny i zawsze potrafiła pomóc.
Usłyszałam strzęk zamka i chwilę potem Michał już szedł w moją stronę z otwartymi ramionami. Zeskoczyłam z parapetu, odłożyłam kubek i wtuliłam się w Miśkowy tors, wdychając zapach jego perfum.
- Bartek był dzisiaj na treningu? - spytałam, nie odrywając się od Michała.
- Niestety nie. Chłopacy mówili, że byli u niego nie raz, ale nie chciał otwierać. - westchnął. Bartek też bardzo przeżywał śmierć Darii. Wiedziałam, że coś między nimi jest, ale nie wiedziałam, że to coś jest takie silne. Ukrywali się przed światem tak dobrze, że nawet ja spostrzegłam się, że coś jest na rzeczy dużo po tym, jak to wszystko się rozpoczęło. Już chcieli się ujawnić, już chcieli powiedzieć wszystkim, że są razem, kiedy okrutny los ich rozdzielił. Na zawsze.
Bartek odciął się całkowicie od świata, nie otwierał nikomu, nie odbierał telefonów, nie chodził na treningi, a przecież Liga Światowa zbliża się wielkimi krokami. Sąsiedzi mówili nawet, że nie widzieli, żeby chociaż raz wyszedł do sklepu.
- Pójdę do niego. - powiedziałam, odrywając się od Michała i ruszając w stronę swojego pokoju.
- Teraz? - spytał zdziwiony. Pokiwałam tylko głową, ściągając spodnie od piżamy, a wciągając na siebie jeansy. Ubrałam buty i nie zmianiając bluzy Michała, otworzyłam drzwi. - Jesteś pewna, że w takim stanie chcesz wyjść? Spójrz w lustro, kochanie.
Obróciłam się, żeby zerknąć na swoje odbicie w lustrze wiszącym na korytarzu i powoli pokiwałam głową.
- Uh, masz rację. Pójdę doprowadzić się do porządku. - ściągnęłam buty i weszłam do łazienki. Umyłam włosy i zrobiłam lekki makijaż, żeby przykryć wory pod oczami i bladą skórę. Wyszłam po pół godzinie. Michał siedział z kubkiem i kanapkami przed telewizorem. Podeszłam do niego i pocałowałam.
- Idę, mam nadzieję, że jakoś będę w stanie mu pomóc... - powiedziałam i znów poszłam ubrać buty.
- Trzymam kciuki, jakbym miał przyjechać po ciebie to dzwoń. - Michał uśmiechnął się do mnie zakrzepiająco. Odwzajemniłam to grymasem, który także miał wyglądać jak uśmiech. Wzięłam kilka oddechów i po raz pierwszy od dwóch tygodni wyszłam za próg swojego mieszkania. Zeszłam na dół schodami, bo serdecznie dość miałam tego małego, cichego pomieszczenia jakim jest winda i wyszłam na ciepłe powietrze. Słońce grzało, ptaki ćwierkały, dzieci biegały wesoło na pobliskim placu zabaw. Świat zewnętrzny w ogóle się nie zmienił, ale mój wewnętrzny świat uległ wielkiej zmianie. Nieodwracalnej. Powoli ruszyłam chodnikiem w stronę bloku Kurka. Miałam trochę drogi, ale postanowiłam pójść na pieszo. Szłam, patrzac na radosne twarze ludzi wokół mnie, na małe dzieci bawiące się w gonito.
Daria zawsze marzyła o dziecku. Pamiętam, jak opowiadała mi o tym, że chciałaby mieć chłopca Kajtka i dziewczynkę Lenę.
I znów to ukłucie w sercu. Daria już nigdy nie spełni swojego marzenia.
Nim się obejrzałam, byłam już na osiedlu, na którym mieszkał Bartek. Dziękowałam mu, że kiedyś podał mi hasło do drzwi i że zapisałam je sobie w telefonie, inaczej marne byłyby szanse, żebym się dostała chociażby na klatkę schodową. Usłyszałam charakterystyczne kliknięcie i weszłam do środka. Stanęłam przed drzwiami z numerem dwadzieścia dwa i podniosłam ręke, aby zapukać. Jednak zanim to zrobiłam wzięłam kilka głębszych wdechów, zastanawiając się co mu powiem. W końcu moja pięść zetknęła się z drewnianymi drzwiami. Czekałam cierpliwie, nasłuchując, aż w końcu usłyszałam strzęk przekręcanych kluczy i drzwi przede mną otworzyły się. Widok, który zastałam za nimi był piorunujący. Bartosz Kurek nie wyglądał tak, jak ten, którego widywano niedawno w telewizji. Bartosz Kurek wyglądał jak duch, jak wrak człowieka. Spojrzał na mnie pustymi oczami, nie zaszczyczając mnie nawet cieniem uśmiechu, czy jakimkolwiek ruchem twarzy. Odusnął się, żebym mogła wejść do środka. Skierowałam się do salonu. Wszystko wyglądało jak pobojowisko, wszędzie walały się ciuchy, skarpetki, jedzenie i śmieci. Zrzuciłam z kanapy śmieci i usiadłam. Bartek przyczłapał się do fotela i opadł na niego. Patrzyłam na niego w ciszy, a on wpatrywał się w brudną szklankę stojącą na stoliku.
- Czemu nie chodzisz na treningi? - spytałam prosto z mostu. Nie chciałam zadawać głupich pytań typu Jak się czujesz?, bo doskonale znałam odpowiedź na nie. Bartek prychnął lekceważąco. Czekałam w spokoju na jego odpowiedź, ale widocznie nie miał zamiaru się odzywać. Westchnęłam. - Bartek, wiem, że jest ci strasznie ciężko, mi też, ale nie możesz rezygnować z siatkówki, przecież to kochasz. Tyle lat pracowałeś, żeby grać w reprezentacji, żeby wygrywać. Wiesz... Daria na pewno chciałaby, żebyś grał. Ona zawsze gorliwie wam kibicowała, cieszyła się jak wariatka z każdego waszego zwycięztwa. Jestem pewna, że nawet jak jej tutaj nie ma, to tam, na górze będzie całym sercem i duchem z tobą. Nie możesz się tak po prostu poddać, uwierz mi.
- Skąd ty to możesz wiedzieć, co? - spytał. Jego głos był zimny, bez uczuć. - Myślisz, że to tak łatwo wrócić na boisko i tak po prostu grać, jakby nigdy nic się nie stało? Kurwa, dlaczego zawsze ja? Kiedy już znalazłem kogoś idealnego. Kogoś, kogo pokochałem z całego serca, ktoś musiał mi ją odebrać, kurwa! Jak ja mam teraz grać, co? Jak mam wykonywać chociażby normalne, codzienne czynności, kiedy wiem, że jej nie ma i że już nigdy jej nie zobaczę? Nie wiesz co czuję.
Przymknęłam oczy. Bolało mnie to, co mówił.
- Bartek, Daria była dla mnie bardzo ważną osobą. Znałyśmy się od piaskownicy, dorastałyśmy razem, wszędzie trzymałyśmy się razem, powierzałyśmy sobie największe tajemnice, zawsze sobie pomagałyśmy, wiedziałymy o sobie wszystko. Była dla mnie jak rodzona siostra, nawet moi rodzice uważali ją za kogoś na wzór swojej córki. Masz brata, tak? Wyobraź sobie, że on zginął. To boli tak samo, bo obydwie te osoby kochasz bardzo mocno. Nie ważne, czy między wami są jakieś więzy krwi, kochasz ich nad życie i w każdym przypadku ból byłby taki sam. Więc wiem doskonale, co czujesz. Przypomnij sobie, nie raz oglądałeś z Darią mecze, nie tylko siatkówki. Kibicowała z całych sił, wierzyła w swoją ulubioną drużynę z całego serca i była u kresu szczęscia, kiedy wygrywała. Gdy wyjeżdżaliście na Ligę Światową, Mistrzostwa Świata, Europy albo chociażby zwykłe mecze towarzyskie zawsze była na meczu albo przed telewizorem. Ona kochała was wszystkich za to, że gracie. Była twoją wielką fanką, podziwiała cię za wytrwałość, za dążenie do celu, za spełnianie marzeń. A teraz co robisz? Daria nie byłaby z tego zadowolona. Ona zawsze patrzyła na świat przez różowe okulary. Nie udało się raz? Spróbuje jeszcze jeden. Nigdy nie przestawała mieć nadzieji. Dam sobie ręke uciąć, że chciałaby, abyś nadal grał. Chciałaby, żebyś z nadchodzącej Ligi Światowej przywiózł medal, najlepiej złoty. Zanim się poznaliśmy już planowała wykupić bilety na wszystkie wasze mecze i jeźdźić za wami chociażby na koniec świata. Przemyśl to wszystko. Ja nie kłamie, nie śmiałabym. - zakończyłam swój monolog, wstając i udając się do wyjścia. - Wierzę w ciebie, Bartek. Daria też na pewno trzyma kciuki za ciebie i mimo, że jej tu nie ma jest z tobą cały czas. - powiedziałam jeszcze i wyszłam. Udałam się do pobliskiego parku i opadłam na ławkę. Nie docierało do mnie, że to wszystko powiedziałam. Nagle dotarło do mnie, że tak naprawdę jest. Powiedziałam Bartkowi coś, co do mnie samej wcześniej nie docierało.
Chociaż...
Może to tylko taki banalny sposób, dzięki któremu mam poczuć się dobrze. Bezpodstawne gadanie o tym, że Daria bardzo chciałaby, aby jej najbliżsi byli szczęśliwi. A może ona w ogóle tego nie chce?
- Boże, Maja, co ty wygadujesz. - mruknęłam do siebie, wstając. Ruszyłam w powrtoną drogę.
W głowie tliło mi się tysiące sprzecznych ze sobą myśli, myślałam, że zwariuję, dlatego jak najszybciej chciałam znaleźć się w swoim mieszkaniu.

*  *  *

Wróciłam z tej Chorwacji i mam dla Was nowy rozdział, napisany trochę szybko, bo muszę nadrobić cały ten tydzień nieobecności. Za błędy strasznie przepraszam i pozostawiam Wam ocenę tego krótkiego czegoś :)

czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 15

" I może trochę pusto 
i znowu jest to rano
i znów uwierzyć trudno, że marzenia się spełniają."

To jedno słowo uderzyło we mnie z ogromną siłą. W jednej chwili zabrakło mi powietrza, serce przystanęło na chwilę, a oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówki. Usłyszałem jak Maja wciąga powietrze z głośnym świstem, chwile później poczułem jak jej uścisk się rozluźnia, a jej głowa bezwładnie pada na moje ramie. 
- Maja, jasna cholera! Bartek biegnij po lekarza! - wziąłem jej twarz w dłonie. Bartek szybko zniknął w korytarzu. Nie minęła minuta, gdy podeszła do nas pielęgniarka z Bartkiem. Kazała mi zanieść Maję do zabiegowego, tak też zrobiłem. Położyłem ją delikatnie na kozetce.
- Niech się panowie nie martwią. Straciła tylko przytomność. Wkłujemy wenflon i podamy kroplówkę. - odezwała się pielęgniarka, wyciągając igłę i dezynfekując miejsce, w które chwilę potem ją wbiła. Trzymałem ją za ręke. Kątem oka spojrzałem na Bartka, który siedział na krzesełku opierając głowę na dłoniach. Byliśmy w koszmarnej sytuacji. Mogliśmy od razu pójść na policję, wtedy na pewno nie doszło by do tego wypadku.
Kurwa, to wszystko przeze mnie.
Dlaczego byłem taki ślepy? Dlaczego uwierzyłem jej, że z tym skończyła? Dlaczego, do kurwy nędzy, pozwoliłem na to, żeby niszczyła moje życie i życie moich przyjaciół?!
Teraz wszyscy cierpią. Przeze mnie. Ja sam cierpię przez swoją głupotę.
Poczułem, jak ktoś delikatnie ściska moją dłoń, więc od razu spojrzałem na Maję, która powoli otwierała oczy. W końcu spojrzała mi prosto w oczy.
"Oczy są zwierciadłem duszy" 
W jej pięknych, zielonych oczach było tyle bólu, tyle smutku. Po chwili pojawiły się w nich lśniące łzy. Pocałowałem ją w dłoń, a później w czoło.
- Będzie dobrze, prawda Misiek? - wyszeptała. Ścisnąłem jej dłoń i przełknąłem ślinę. Czułem, że mam w gardle wielką gulę. Poczucie, że Maja i Bartek cierpią przeze mnie, że Daria walczy o życie przeze mnie, było okropne. Wręcz nie do zniesienia. Bez słowa pokiwałem głową.
Siedzieliśmy tak okrągłą godzinę. Bartek ani razu nie zmienił pozy, a ja ciągle trzymałem śpiącą Maję za ręke. Gdy Maja się obudziła, kroplówki nie było, a ona gorliwie przekonywała pielęgniarki, że już czuje się dobrze. W końcu pozwoliły nam wyjść z zabiegowego. Daria od razu skierowała się do pokoju lekarskiego. Spytała, czy mogą odwiedzić Darię. I znów zaczęła gorliwie prosić doktora o pozwolenie. W końcu on także uległ i zaprowadził całą naszą trójkę do sali, w której leżała dziewczyna.
- Boże, Daria... - wyszeptała. I znowu poczułem to ukłucie w sercu.
Wszystko przeze mnie, wszystko przeze mnie.
WSZYSTKO KURWA PRZEZE MNIE!

~ *  ~ 

Spojrzałam na łóżko, na którym leżała moja przyjaciółka. Serce mi stanęło, kiedy zbaczyłam te wszystko rurki i aparaty. Wyglądała tak bezbronnie. Dorknęłam delikatnie jej ręki, jakby bojąc się, że dziewczyna zaraz się rozsypie. To był najgorszy widok w moim życiu. Do oczu znów napłynęły mi łzy, które po chwili jedna po drugiej zaczęły spływać po moich policzkach. 
Niewyobrażalny ból, smutek i rozpacz. 
Przez następne kilka godzin wciąż siedzieliśmy w trójkę przy łóżku Darii, błagając rozpaczliwie, żeby w końcu się obudziła. Lekarz i pielęgniarki chyba się nad nami zlitowali, bo przestali nas wciąż wyganiać. Siedzieliśmy cicho, czekając.
To czekanie było straszne. Najgorsze. Mieliśmy tą świadomość, że z sekundy na sekundę jej stan się pogarsza, że jeżeli nie wybudzi się z szpiączki będzie jeszcze gorzej.Czułam, że z każdą godziną tracę nadzieję.
A przecież nie mogłam jej tracić! Muszę mieć nadzieję, muszę wierzyć! Ona zawsze kazała mi mieć nadzieję. Ona zawsze zapalała we mnie tą iskierkę.
Boże, co ja bez niej zrobię? Błagam cię, nie odbieraj mi jej! Nie zabieraj mi jedynej osoby, która rozumie mnie w stu procentach, która zawsze znosi moje humory, która zawsze mi pomoże, kiedy tego potrzebuję i która zawsze opierdoli, kiedy będę na to zasługiwała. Nie odbieraj mi jednej z najważniejszych osób w moim życiu!

Siedziałam cały czas wtulona w Michała, wpatrując się w Darię. Cała nasza trójka wpatrywała się w nią. Bartek wyglądał tragicznie, ale za nic w świecie nie chciał jechać do domu, wykąpać się i przespać chociażby kilka godzin. Michał namawiał mnie na to tak gorliwie, aż w końcu się zgodziłam.
- Ale nie więcej niż dwie godziny, ja z nią muszę być. - powiedziałam, wstając. Michał pokiwał glową, całując w czoło. - Bartek, jak przyjadę zmienimy się i ty pójdziesz do domu, naprawdę. - powiedziałam, przytulając Bartka, który siedział z pustym wzrokiem. Nie zareagował w ogóle na moje słowa. Westchnęłam, podeszłam do łóżka Darii i pocałowałam ją w czoło. - Trzymaj się, kochanie. Wierzę w ciebie.
Drogę do domu przebyliśmy w ciszy. Każdy zajął się swoimi myślami, które kłębiły się w naszych głowach i nie chciały odejść. Czułam się strasznie. Jakby ktoś wypruł ze mnie wszelkie emocje, czułam się pusta, ociążała.
To było straszne.
Weszliśmy do mojego mieszkania. Pustego, szarego. Michał od razu wszedł do łazienki i puścił wodę do wanny.
- Pójdziesz pierwsza, a ja przygotuję kanapki i łóżko, dobrze? - przytulił mnie. Bardzo mnie wspierał, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Był moim aniołem. Pokiwałam tylko głową i weszłam do łazienki. Położyłam się w wannie pełenj ciepłej wody i beznamiętnie wpatrywałam się w biały sufit oraz błękitne ściany pomieszczenia. Kiedy po półgodzinie woda zrobiła się zimna, wyszłam z wanny i owinęłam się szlafrokiem. Michał siedział w salonie, jedząc kanapki i pijąc ciepłą herbatę. Usiadłam obok niego i wzięłam w ręce gorący kubek. Oparłam się o Michała i podkuliłam nogi. Gdzieś w tle słychać było ciche dźwięki Lany Del Rey. Przyknęłam oczy, opierając głowę o ramię Miśka.
- Boję się. - wyszeptałam. Michał objął mnie ramieniem i jeszcze mocniej przybliżył do siebie.
- Będzie dobrze. Prziecież wiesz, że Daria to silna dziewczyna, wyjdzie z tego. - spróbował uśmiechnąć się pocieszająco, co niezbyt dobrze mu wyszło.
- Pójdę się położyć na trochę. - powiedziałam. Wzięłam ze stołu komórkę i ustawiłam budzik, który miał obudzić mnie za półtorej godziny. Położyłam się w pościelonym łóżku, ale za cholerę nie mogłam zasnąć. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam moją przyjaciółkę podłączoną do najróżniejszych aparatów.

~ BARTEK ~ 

Siedzę w białej, chłodnej sali szpitalnej, wpatrując się w kobietę, którą kocham, a która walczy o życie. A ja nie mogę nic zrobić, zupełnie nic. Mogę tylko siedzieć z założonymi rękami i modlić się do Boga. Ale czy to coś da?
Nie sądzę. 
Miałem oczy szeroko otwarte, bo gdy tylko je zamknąłem widziałem moemnt wypadku. Widziałem twarz Dagamry, która uciekła tak po prostu zostawiając potrąconą Darię na chodniku. Z całego serca nie nawidził tej kobiety. Nie mieściło mu się w głowie, jak można być aż tak okrutnym. Ona musiała nie mieć serca, żeby robić takie rzeczy. Najpierw prześladowała Michała i Maję, doprowadziła do rozpadu ich związku, a teraz potrąciła Darię. To było za okrutne, żeby jego zmęczony i przepełniony bólem mózg mógł to pojąć. 
Przysunął sobie krzesło bliżej jej łóżka i chwycił ją za rękę. 
- Daria, błagam cię, obudź się. Obudź się, my tu czekamy na ciebie. Jesteś silna, musisz się obudzić, musisz wyjść z tego. Obiecuję, że będę z tobą, będę ci pomagał z całych sił, zawsze będę cię kochał, tylko proszę obudź się... - wyszeptałem, czując, że oczy znów zaczynają nieprzyjemnie piec. - Kocham cię, Daria. 
Oparłem głowę o jej ręke, a po chwili usłyszałem, że któryś z aparatów zaczyna pikać coraz szybciej. Moje serce gwałtownie przyspieszyło. Podniosłem głowę i spojrzałem na dziewczynę. Po kilku sekundach dotarło do mnie co to wszystko oznacza. Wstałem tak gwałtownie, że krzesło na którym siedziałem przewróciło się z trzaskiem. 
- Daria! Daria, błagam cię, Daria! Nie rób mi tego, proszę cię! - zacząłem błagać rozpaczliwie. - Daria! 
Upierdliwe pikanie przeobraziło się w przeciągły dźwięk. Nie wytrzymałem i poczułem zimne łzy, spływające po moich policzkach. Uklęknąłem przy jej łóżku i znów przyłożyłem czoło do jej ręki. 
- Daria... - wyszeptałem, czując ogrmoną pustkę wypełniającą moje wnętrze. Nie kontrolowałem łez kapiących na podłogę, na rękę Darii. Nie kontrolowałem niczego, straciłem kontrolę nad wszystkim. 
Po chwili do sali wszedł lekarz z pielęgniarką. 
- Zgon nastąpił dwudziestego drugiego czerwca dwa tysiące dwunastego roku, o godzinie dwudziestej drugiej piętnaście. - powiedział doktor. - Zostawimy pana na razie samego, składamy serdeczne kondolencje. - wyszedł wraz z pielęgniarką. Nie poruszyłem się nawet o milimetr. Ciężko mi się oddychało, jakbym miał w płucach piasek, a w gardle wielką gulę. Po chwili wstałem i pocałowałem nieruchome, sine usta Darii. 
- Zabiję tą sukę. Obiecuję ci, zgnije w więzieniu. - powiedziałem, po czym znów pocałowałem ją w usta, później w czoło. - ZABIJĘ CIĘ, SZMATO! - wybuchnąłem, z całej siły waląc pięścią w stolik stojący obok łóżka. 

*  *  *

Oddaję w wasze ręce rozdział piętnasty. 

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 14

"Ból fizyczny ma w sobie to dobrego, że jeśli przekroczy pewną granicę, zabija.
Ból psychiczny, kiedy boli nas serce, zabija nas codziennie od nowa, jednak ciągle żyjemy"

Otworzyłam drzwi do mieszkania i stanęłam na progu, nasłuchując. Było dziwnie podejrzanie, bo kiedy wychodziłam był tu chaos, krzyki i śmiechy, a teraz cisza jak makiem zasiał. Ściągnęłam buty, zaniosłam zakupy do kuchni i weszłam do salonu. Uśmiechnęłam się na widok, który tam zastałam. Kurek, Kubiak i młody Winiarski leżeli rozwaleni na kanapie, śpiąc w najlepsze. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero dwudziesta pierwsza. Oliwier tak ich wymęczył, że padli. Wysłali mnie na zakupy, bo nagle zachciało im się strasznie jeść, a mieli ochotę na coś oryginalnego, a nie kanapki. No i po co ja się taszczyłam do tego sklepu? Pokręciłam głową i poszłam do kuchni. Należało mi się coś dobrego po tym samotnym spacerze. Po długim zastanawianiu się stwierdziłam, że wystarczy mi jajecznica. Zaczęłam przyrządzać kolację, podśpiewując cicho. Właśnie miałam zamiar wbić jajko na patelnie, kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra. Jak to zwykle bywa w ostatniej chwili powstrzymałam krzyk, wydając tylko stłumiony jęk, a jajko wypadło mi z rąk i rozbiło się na podłodze. Odwróciłam się i zobaczyłam chichotającego Michała. Spojrzałam na niego z mordem w oczach. - KUBIAK! - powiedziałam głośnym szeptem, nie chcąc obudzić małego Winiarskiego i Bartka. Michał tylko pocałował w usta i przytulił mnie.- Uwielbiam to robić. - wyszeptał w mój obojczyk. Czułam jak się uśmiecha, więc mimowolnie na mojej twarzy także pojawił się uśmiech. 
- Bardzo śmieszne, ale ty sprzątasz to jajko. - zaśmiałam się. Pokiwał tylko głową, cały czas mnie przytulając. Oparłam głowę o jego głowę. Było mi niewyobrażalnie dobrze w tej chwili. Staliśmy tak w ciszy, rozkoszując się swoją bliskością, kiedy nagle do kuchni wszedł Oliwier. Miał trochę nieprzytomny wzrok i rozczochrane włosy. 
- Maja, jestem głooodny. - powiedział, ziewając. 
- Oczywiście, Oliwierku, już robię kolację. Na co masz ochotę? 
- Na naleśniki. - odpowiedział z uśmiechem. Michał podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. 
- Też mam ochotę na naleśniki! - pisnął, jak małe dziecko. Oliwier wybuchnął śmiechem, a ja wywróciłam oczami. 
- Czyli rozumiem, że to ma być wersja maxi? Jak jeszcze się Kurek obudzi, to ja do jutra nie wyjdę z tej kuchni, tylko będę smażyć naleśniki. - zaśmiałam się. 
- Nie martw się, kochanie, ja zjem tylko jakieś dwadzieścia. - Kubiak wyszczerzył się do mnie. 
- A ja piętnaście, o! - wykrzyknął Oliwier zrywając się z krzesła. 
- Aż piętnaście? - zrobiłam wielkie oczy. - Widzę, że apetyt odziedziczony po tatusiu. - poczochrałam włosy Winiarskiego. - No to żeby było szybciej, to może mi pomożesz, co ty na to? 
- Jasne! Ja często pomagam mamie gotować. - powiedział, dumnie wypinając pierś. 
- No, no, no! To dobry synek z ciebie, Oliwierku. To pokaż co potrafisz. 
Oliwier przetarł jeszcze raz zaspane oczy, podwinął rękawy, przysunął sobie krzesło do blatu, po czym wszedł na nie i spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i wzięliśmy się za robienie naleśników.


Leżałam rozwalona na kanpie w pokoju, opierając się o Miśka i z głową Kurka na moich nogach. Bartek na nieszczęście obudził się w czasie smażenia naleśników przez co wyprodukowałam ich dzisiaj chyba z pięćdziesiąt. Było dużo zabawy, ale po trzydziestu już mi się nie chciało i stwierdziłam, że mam dość tego dania na najbliższy miesiąc. Później położyłam Oliwierka spać i rozsiadłam się z chłopakami przed telewizorem. Bartek znów usnął jakieś pół godziny po tym, jak zaczął się film. 
Oglądaliśmy z Michałem w ciszy, kiedy rozdzwoniła się moja komórka. Szybkim ruchem odebrałam nie chcąc obudzić Bartka ani tym bardziej Oliwiera. 
- Słucham? 
- Cześć. I jak tam? Dajecie sobie radę? - usłyszałam w słuchawce głos Winiara.
- Jasne, że tak. Oliwier zjadł kolację i właśnie śpi. A jak idzie tobie? 
- Świetnie! - odpowiedział uradowany. - Dobra, chciałem tylko sprawdzić, jak sobie radzicie. Kończę, przyjadę po Oliwiera jutro przed popołudniowym treningiem, okej? 
- Jasne, miłej zabawy. - zaśmiałam się i rozłączyłam. 
Nawet nie zauważyłam, kiedy oczy same zaczęły mi się zamykać i usnęłam w ramionach Michała, śniąc o wspólnych wakacjach. 

- Dzień dobry! - do moich uszu dobiegł głośny krzyk. Przestraszona, szybko zerwałam się z miejsca, co sprawiło, że Bartek spadł z kanapy. Zobaczyłam przed sobą szczerzącego się szeroko Oliwierka. Odetchnęłam z ulgą i przetarłam zaspane oczy. Spanie w takich warunkach absolutnie mi nie sprzyjało, ponieważ czułam jak wszystkie mięśnie i kości mnie bolą. W sumie, chyba nie tylko mnie, bo po chwili usłyszałam jęk Bartka, kiedy próbował podnieść się z podłogi. 
- Booooooże, umieram! - jęknął znów, rezygnując z wstawania i położył się na plecach. 
- Już sobie wyobrażam nasz dzisiejszy trening. - jęknął również Michał, przeciągając się. 
- Ale narzekacie! - wykrzyknął Oliwier. - Jestem głodny, Majuś. 
Spojrzałam na niego zdziwiona. Pierwszy raz słyszałam, żeby ktoś tak zdrobnił moje imię. Uśmiechnęłam się szeroko do chłopca. 
- Już się robi, ale dasz mi najpierw doprowadzić się do jako takiego porządku? - spytałam, a mały pokiwał głową i usiadł obok Michała. Poszłam do pokoju, wzięłam ubrania i ruszyłam do łazienki. Codzienna toaleta i byłam w miarę ogarnięta. 
- No to na co masz ochotę? - spytałam, wchodząc do salonu. Bartek cały czas leżał na podłodze, a Michał i Oliwier siedzieli na kanapie, wpatrując się w telewizor. 
- Wystarczą kanapki. - mruknął mały. Bez słowa poszłam do kuchni, nastawiłam wodę i zabrałam się za robienie kanapek. Chwilę później już kładłam na stolik talerz i cztery kubki. Bartek w końcu podniósł się z podłogi i teraz w czwórkę siedziliśmy na kanapie, zajadając się kanapkami.
I znów było mi niezmiernie dobrze. Cieszyłam się w duchu, że Daga wreszcie dała nam spokój, że znów jesteśmy wolni i możemy być spokojni. Na początku jakoś nie byłam przekonana do tej jej nagłej odmiany. Ale z czasem, kiedy w ogóle się nie pojawiała zaczynało docierać do mnie, że w końcu nas zostawiła. Mimo wszystko uwielbiałam takie dni, kiedy po prostu siedzieliśmy razem i rozmawialiśmy. O niczym innym nie marzyłam. 

Jakieś pół godziny po tym, jak Michał odebrał Oliwiera do mieszkania dosłownie wleciał Bartek, a za nim wczłapał się Michał. Spojrzałam na niego pytająco. Bartek wyglądał, jakby się czegoś naćpał i miał za dużo energii. Michał wzruszył tylko ramionami i przywitał mnie pocałunkiem. 
- Po treningu zadzwonił do kogoś, po czym przebrał się z prędkością światła. - uśmiechnął się. - Podejrzewam, że kogoś sobie znalazł. - szepnął mi do ucha i wybuchnął śmiechem. Zawtórowałam mu i znów spojrzałam na Kurka, który miotał się po całym mieszkaniu, aż w końcu zamknął się w łazience. Coś zaświtało mi w głowie, ale postanowiłam, że poczekam, aż Bartek sam coś powie. Po kilkudziesięciu minutach wyszedł, wystrojony i odświeżony. Spojrzałam na niego wyczekująco, ale on tylko uśmiechnął się do mnie i powiedział, że wychodzi, ale nie wie, kiedy wróci. Pokiwałam tylko głową, uśmiechając się szeroko. Miałam wielką nadzieję, że moje przypuszczenia okażą się prawdziwe. 
- Michaaaał, masz ochotę na spacer? - spytałam, wchodząc do kuchni, gdzie Kubiak siedział z kabanosem w ręku. Pokiwał ochoczo głową. - Wstąpimy jeszcze po drodze na małe zakupy, bo nie chce mi się w weekend chodzić do marketu. - Uśmiechnęłam się i wyszłam do swojego pokoju, żeby się przebrać. Ubrałam krótkie jeansowe spodenki i zwiewną miętową koszulkę, ubrałam buty i teraz tylko czekałam na Miśka. Wyszliśmy na oblane słońcem osiedle, na którym mieszkaliśmy. Dzieci biegały i jeździły rowerami korzystając z gorących wakacyjnych dni. 
- Wiesz co, Misiek? Myślę, że tą wybranką Bartka jest Daria... - odezwałam się, uśmiechając się lekko. Michał w zamyśleniu pokiwał głową. 
- To bardzo możliwe. Też zauważyłem, że ostatnio bardzo się do siebie zbliżyli. To cudownie. - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Tak, to było cudowne. Mój przyjaciel i najlepsza przyjaciółka prawdopodobnie będą parą. Cieszyłam się, że Daria w końcu znalazła kogoś fajnego, bo dotychczas trafiała tylko na niemoralnych debili. 
- Wiesz, że niedługo wyjazd do Spały? Trzeba zacząć ostre przygotowania do Ligi Światowej. 
Uśmiechnęłam się szeroko na słowa Michała. 
- Jeżeli zacząłeś już ten temat, to muszę cię o czymś poinformować. - powiedziałam, cały czas uśmiechając się wesoło. 
- No? - Michał przyjrzał mi się badawczo. 
- Wygląda na to, że na czas Spały i w ogóle Ligi Światowej nie będziemy musieli się w ogóle rozstawać.
Misiek zmarszczył brwi. 

- Żartujesz? 
- No nie! Jadę z wami! - pisnęłam i rzuciłam mu się w ramiona. Cieszyłam się strasznie, że nie będę musiała rozstawać się z nim na tak długi czas. Kiedy prezes zaproponował mi wyjazd od razu się zgodziłam. 
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! - Michał uścisnął mnie mocno. Nagle zadzwonił mój telefon. Spohrzałam na wyświetlacz, który oznajmiał mi, że dzwoni Bartek. Zdziwiłam się trochę, ale po chwili wcisnęłam zielony guzik. 
- Słucham? - odezwałam się, ale odpowiedziała mi cisza i jakieś szmery. - Halo? 
- Maja! - usłyszałam spanikowany głos Bartka. Serce automatycznie przyśpieszyło, słysząc ton jego głosu. Przełknęłam ślinę. 
- Co jest? - spytałam i poczułam, że głos mi zadrżał. 
- Maja... Daria... Szpital... Błagam przyjeżdżaj do szpitala! - moje serce, którw szaleńczego biegło, po prostu stanęło. Zabrakło mi tchu i musiałam zrobić się biała jak ściana, bo Michał spojrzał na mnie przestraszony. 
- Zaraz będę. - powiedziałam tylko i nic nie mówiąc ruszyłam biegiem w stronę parkingu, gdzie stał zaparkowany mój samochód. Michał stał przez chwilę sparaliżowany, ale po chwili zaczął biec za mną. 
- Maja! Maja, zaczekaj! - krzyczał, ale do mnie nic nie docierało. W głowie huczał mi tylko ten głos Bartka i te słowa. Obawiałam się najgorszego, ale miałam ogromną nadzieję, że tym razem to okaże się prawdą. Dopadłam samochodu i zaczęłam przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu kluczyków. Jak na złość nie mogłam ich znaleźć w kompletnym chaosie, który panował w mojej torebce. Kiedy wyciągnęłam pożądany przedmiot szybko otworzyłam samochód i drżącymi rękami próbowałam trafić kluczykiem do dziurki. 
- Maja, wychodź. Ja poprowadzę, bo nas zabijesz. - powiedział twardo Michał. Szybko, nawet nie wychodząc z samochodu przeskoczyłam na miejsce pasażera, a Misiek odpalił samochód. - Gdzie jedziemy? 
- Szpital. - wyszeptałam tylko, czując, że głos mi się łamie. W tej chwili chciałabym mieć jakiś magiczny eliksir, który w kilku sekundach przetransportowałby mnie do szpitala. Michał z piskiem opon ruszył z parkingu. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, a w rzeczywistości dojechaliśmy do budynku bardzo szybko. Michał wysadził mnie przed wejściem, a sam pojechał poszukać miejsca do zaparkowania. Wleciałam na korytarz pełen pacjentów i od razu zauważyłam Bartka. Niewiele myśląc podbiegłam do niego. 
- Bartek! - krzyknęłam, przyciągając uwagę pacjentów. Podniósł głowę i wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że jednak zdarzyło się coś naprawdę strasznego. Bartek wyglądał okropnie, był strasznie przybity, a jego oczy nienaturalnie błyszczały, od razu zobaczyłam w nich łzy. - Tylko nie to... - wyszeptałam. 
- Operują ją - powiedział łamiącym się głosem. - Nie chcą mi nic powiedzieć, bo nie jestem nikim z rodziny, kurwa! - powiedział wściekły, ale jego twarz cały czas była wykrzywiona z bólu. Usiadł na krzesełku, oparł łokcie o nogi, a głowę na rękach, zaciskając palce na swoich włosach. Usiadłam obok niego i objęłam go ramieniem. Miałam wielką gulę w gardle i czułam, że oczy zaczynają mnie piec. Moja najlepsza przyjaciółka, moja siostra leżała właśnie na bloku operacyjnym. 
- Bartek, powiedz mi... - mój głos był nienaturalnie piskliwy. - Powiedz mi co się stało. 
Bartek już otwierał usta, żeby mi odpowiedzieć, kiedy drzwi z napisem "BLOK OPERACYJNY" wyszedł mężczyzna w białym fartuchu. Odruchowo wstałam w tym samym momencie, co Bartek. 
- Co z nią? Błagam, niech mi pan powie! - jęknął Kurek. Doktor spojrzał na niego, po cyzm przeniósł wzrok na mnie. 
- A pani jest kimś z rodziny? - spytał. Pokręciłam głową. 
- Ale ona nie ma tutaj żadnej rodziny, panie doktorze. - powiedziałam szybko. Doktor Lesiński, jak przeczytałam na identyfikatorze, zamyślił się na chwilę, po czym westchął. 
- No dobrze. Operacja powiodła się, ale pacjentka jest w krytycznym stanie. Teraz nie możemy zrobić nic innego, jak czekać na to, co przyniesie czas. Musimy być dobrej myśli. - posłał w naszym kierunku wymuszony uśmiech. Poczułam się jak w jakimś kretyńskim filmie. Zawsze tak mówili. "Musicie być dobrej myśli". Ale w czym to miało jej pomóc?! 
- Możemy do niej wjeść? - spytał Bartek. Lesiński pokręcił głową. 
- Jest bardzo słaba, będziecie mogli ją odwiedzić najwyżej za godzinę. Powtarzam, bądźmy dobrej myśli, bo nic innego na razie zrobić nie możemy. - powiedział, skinął głową i odszedł. Na korytarz wpadł Michał. 
- Przepraszam, ale za cholerę nie mogłem znaleźć miejsca. Co jest? - spytał wyraźnie zdenerwowany. 
- Daria miała operację. Jest w krytycznym stanie i teraz możemy tylko czekać. - odezwałam się szeptem. Niebezpiecznie kręciło mi się w głowie i czułam się, jakbym miała nogi z waty. Daria nie była dla mnie zwykłą przyjaciółką. Znałyśmy się od zawsze, wiedziałyśmy o sobie wszystko,  traktowałam ją jak rodzoną siostrę. Co ja bez niej zrobię?!
Na tą myśl nie wytrzymałam i po moich policzkach jedna po drugiej zaczęły spływać łzy. Michał widząc to od razu mnie przytulił i pocałował w czoło. 
- Bartek, błagam, powiedz co się stało. - wyszeptałam, bo nie było stać mnie na nic innego. Bartek skinął głową i znów usiadł. 
- Umówiłem się z nią dzisiaj. Spotkaliśmy się w restauracji, zjedliśmy coś i postanowiliśmy się gdzieś przejść. Powiedziałem, że pójdę jeszcze do łazienki, a ona wyszła przed budynek. - zaciął się. Wziął kilka głębokich oddechów. - Kiedy wyszedłem akurat to zobaczyłem. Stała na chodniku, wpatrując się w telefon, gdy nagle wjechał prosto w nią. Samochód. Po prostu walnął w nią i odjechał. - Głos Bartka drżał, wyrażając wiele emocji. Trzęsły mu się ręce i miał szeroko otwarte oczy. Wyobraziłam sobie bezwładnie leżącą Darię i samochód, który uciekł z miejsca wypadku. Od razu poczułam niewyobrażalną złość na kierowcę. - Widziałem kierowcę. To była ONA. - podkreślił ostatnie słowo, wyczułam w nim wiele nienawiści. Nie musiał nam wyjaśniać kim była ONA. Znów zakręciło mi się w głowie, zobaczyłam mroczki przed oczami i zapadła ciemność. 


* * *

Taka mała niespodzianka, oddaję w wasze ręce rozdział 14 już dzisiaj :)
Przepraszam za ten początek, ale musiałam jeszcze dodać kilka scen, zanim nastąpiła ta, która zmieni życie naszych bohaterów. Następne rozdziały będą kluczowe dla całego opowiadania, tak mi się przynajmniej to wszystko widzi. 
Proszę o subjektywną ocenę, nawet krytykę :)

ZAPYTAJ! < - pytać :)