Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, że będę wracał do domu z moją uroczą sąsiadką trzymając ją za rękę i co chwila przytulając, wyśmiałbym go. A jednak, stało się.Byłem po prostu najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Ba, w całym wszechświecie. Wydawało mi się, że nie czułem czegoś takiego nawet do Dagi. Do kobiety, którą znałem tyle lat, z którą się ożeniłem. Maję znałem zaledwie kilka tygodni. Czy to możliwe, że mogłem się zakochać w takiej osobie?
Tak, ja w to wierzyłem. Zawsze wierzyłem w rzeczy na pozór niemożliwe, dziwne. Mimo krótkiej znajomości wiem o niej chyba wszystko. Wiem nawet takie banalne rzeczy jak to, że zawsze słodzi herbatę i kawę dwoma łyżeczkami cukru, jej ulubione danie to gyros lub to, że przeważnie zasypia na prawym boku. Rozmawiamy prawie w każdej wolnej chwili. Ona przychodzi do mnie lub ja do niej. Gadamy o rzeczach ważnych lub mniej ważnych, o czymś sensownym lub o czymś całkowicie pozbawionym sensu. Oglądamy telewizor lub gramy u mnie na x-boxie. Po pocałunku, który miał miejsce dwa tygodnie temu i długim omówieniu naszych uczuć, oficjalnie zostaliśmy parą. Prawie skakałem z radości.
Weszliśmy na naszą klatkę. Pociągnąłem Maję za rękę w stronę mojego mieszkania.
- Michał, nie mogę. Mam dużo pracy. W dodatku obiecałam prezesowi, że zrobię coś związanego z meczem charytatywnym, który gracie w sobotę. Ale to niespodzianka! - powiedziała z uśmiechem. No tak, w sobotę będziemy grali mecz charytatwyny na rzecz jednego ze szpitali dla dzieci chorujących na nowotwory. Po długich dyskusjach zagram jednak z moim klubem Jastrzębskim Węglem, natomiast Zbyszek zagra z Reprezentacją Polski. Roześmiałem się i zrobiłem maślane oczka. - Nie, Misiek, błagam cię! Nie rób takiej miny!
- Proszę? Przecież to dopiero za dwa tygodnie!
- Przykro mi, naprawdę muszę iść. Spotkamy się jutro. Dobranoc. - uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Odwzajemniłem pocałunek i przytuliłem ją.
- Już tęsknie. - powiedziałem z wielkim uśmiechem, a Maja parsknęła śmiechem.
- Głuptas, przecież mieszkam kilkanaście metrów od ciebie.
- Ale o strasznie daleko. Nie powinno nas dzielić więcej niż kilka milimetrów.
- Oczywiście. Pa Misiu. - odwróciła się i otworzyła drzwi swojego mieszkania, puściła mi jeszcze całusa i zamknęła drzwi. Westchnąłem. W duchu przeklinałem prezesa za powierzenie jej wykonania niespodzianki dla wszystkich kibiców, a może też dla samych siatkarzy.
Dokładnie w chwili, gdy padłem na kanapę w salonie zadzwoniła moja komórka.
- Przeszkadzam? - usłyszałem głos Zbyszka. Był tak rozbawiony, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- Nie, nie przeszkadzasz.
- Ale z ciebie ciota. Myślałem, że będzie jakaś dzika orgia, czy coś. A ty zapewne leżysz rozwalony na kanapie w salonie, zgadłem? - roześmiał się głośno. Odsunąłem telefon od ucha, a kiedy skończył się śmiać znów przyłożyłem. Taaak, Bartman jak zwykle myśli tylko o jednym.
- Brawo, zgadłeś. Maja musi coś zrobić. Coś związanego z tym meczem chartytatywnym w sobotę.
- A no tak. Misiaczku, przygotowałeś się już na porażkę?
- Chciałbyś. Kończę, bo umieram z głodu. - powiedziałem, a on od razu się rozłączył. Poszedłem zrobić sobie coś do jedzenia, do późna siedziałem przed telewizorem oglądając jakąś beznadziejną komedię. W końcu poszedłem pod prysznic i położyłem się spać. Długo nie mogłem usnąć, rozmyślając nad zmianami, które miały miejsce w ciągu ostatniego miesiąca w moim życiu.
Następne dwa tygodnie zleciały bardzo szybko. Oprócz treningów i wypadów na miasto lub do kina, dwa razy byliśmy na dyskotece. Oczywiście bez Łasko, bo z nim już na pewno nigdy nie pójdę na żadną imprezę. Maję miałem ciągle na oku, ale nic już się jej nie stało. W końcu nadeszła sobota, długo oczekiwane spotkanie. Podobno bilety sprzedały się bardzo dobrze, więc mieliśmy grać przed bardz dużą publicznością. Mówili nam, że mamy rozegrać ten mecz tak, jak rozgrywany jest Mecz Gwiazd. Wszyscy ucieszyli się na tą wiadomość. Lubiliśmy grać luźną siatkówkę. Można było się pobawić i pośmiać.
Weszliśmy do szatni. Krew się we mnie zagotowała, kiedy ujrzałem Michała Łasko. Zacisnąłem pięści i poszedłem na ławkę po drugiej stronie szatni. Łasko do ostatniej chwili wachał się czy zagrać, czy nie. Zapewne zdecydował się zagrać, co mnie w ogóle nie ucieszyło. Przebrałem się szybko i wyszedłem z szatni. Rzeczywiście, kiedy wyszliśmy na parkiet o nasze uszy obił się ryk kibiców. Było ich mnóstwo. Wydawało się, że na trubunach nie ma żadnego wolnego miejsca. Rozejrzałem się i zobaczyłem Maję stojącą obok Anastasiego. Podbiegłem do niej i objąłem od tyłu. Maja podskoczyła w miejscu i jęknęła.
- Kubiak, chyba wystarczająco dużo razy mówiłam ci, żebyś mnie tak nie straszył, bo kiedyś zejdę na zawał! - uderzyła mnie teczką, którą trzymała w ręce w głowę.
- Oj tam, oj tam. - mruknąłem i pocałowałem ją w policzek. Usłyszałem chrząknięcie, a kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem Andreę z groźną miną, ale rozbawieniem w oczach. Pokiwał ostrzegawczo palcem.
- Michał, ty lepiej zostaw moją Maję, bo ona musi biec zobaczyć czy wszystko jest gotowe. - powiedział po angielsku. Wywróciłem oczami i wyprostowałem. Maja zaśmiała się.
- Taak, to prawda. Muszę uciekać, żeby przeze mnie ta cała impreza się nie zepsuła. - musnęła mnie w usta i zniknęła w tłumie zawodników reprezentacji. Spojrzałem na Anastasiego i uśmiechnąłem się szeroko.
- Ona jest moja, panie trenerze. - powiedziałem i uciekłem, zanim zdążył uderzyć mnie w ramię. Już mieliśmy zacząć rozgrzewkę, kiedy podeszła do nas kobieta i zaprowadziła nas za scenę postawioną na końcu hali. Po meczu miał na niej wystąpić jakiś znany zespół muzyczny, ale zupełnie zapomniałem nazwy. Stanęliśmy przed schodami wiodącymi na scenę, kiedy nagle zgasło światło i halę oświetlały tylko kolorowe lampy z sceny. Zaczęły się jakieś przemowy, rozpoznałem głos trenera Jastrzębia i włoski akcent Andrei Anastasiego. W końcu ktoś powiedział, że zaraz przedstawi wszystkim zawodników obu drużyn. Wszyscy zdziwili się, nie powiedziano im o żadnym takim wydarzeniu. No ale cóż, kiedy zaczęli wymieniać nazwiska graczy z Reprezentacji Polski, zobaczyliśmy, że wychodzą na scenę. W końcu zaczęli wyczytywać graczy Jastrzębskiego Węgla. Kiedy wszyscy wyszliśmy na scenę, kibice znów powitali nas olbrzymimi oklaskami i wiwatami. Zeszliśmy na rozgrzewkę. Mecz zakończył się tie-break'iem 3:2 dla Reprezentacji Polski. Zbyszek miał niezły ubaw, co chwila wypominając mi, że on wiedział, że tak się skończy, że dostałem od niego w dupę. Poklepałem go tylko po ramieniu, przytakując głową. Zachowywał się jak małe dziecko, doprawdy. Kiedy zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego znowu kazali pójść nam na scenę. Wręczyli każdemu pamiątkowy medal, po czym dali nam piłki, które dość dawno temu kazali nam podpisać. Rzuciliśmy je w trybuny. Wtedy cały mecz oficjalnie się zakończył. Poszedłem do trybun, aby rozdać autografy. Stanąłem jak wryty, kiedy zobaczyłem Maję i Dagę. Daga powiedziała coś z strasznie poważną miną do Maji, tłumacząc jej coś zażarcie. Maja krzyknęła coś i pobiegła w stronę trenerów. Wpatrywałem się tępo w Dagę, a ona odwróciła się. Zauważyła mnie, zmrużyła oczy i uśmiechnęła się diabelsko. Wyglądała, jakby zaraz miała kogoś zabić i to z wielką przyjemnością. Pomachała mi, a ten złośliwy uśmieszek nie schodził z jej twarzy.
- Pożałujesz tego. - szepnęła, kiedy przeszła obok mnie obojętnie i skierowała się do wyjścia z hali. Spojrzałem na nią z zmarszczonymi brwiami, już chciałem za nią ruszyć, kiedy dopadł mnie tłum kibiców. Nie miałem szans się wyrwać, więc postanowiłem, że zadzwonię do niej i każę jej wyjaśnić to wszystko. W końcu uwolniłem się od kibiców i pobiegłem do szatni. Wziąłem prysznic i ubrałem się najszybciej jak umiałem. Musiałem natychmiast dowiedzieć się o czym Maja rozmawiała z Dagą. Wyszedłem z szatni i rozejrzałem się. Zobaczyłem Maję zamaszystym ruchem otwierającą drzwi i wybiegającą na zewnątrz. Ruszyłem za nią biegiem.
- Maja! Maja stój! - krzyknąłem. W końcu ją dogoniłem i złapałem za nadgarstek. Spróbowała się wyszarpnąć, a ja wzmocniłem uścisk. - Maja, co się stało?!
- Pytasz co się stało?! Przypomnij sobie! Wiedziałam, że tak będzie! Wiedziałam, że nie mogę z tobą być! Nie można tak po prostu zapomnieć i opuścić kogoś kogo się kochało i było się z nim przez bite cztery lata! Mogłeś nie wplątywać się w moje życie! - w jej oczach zobaczyłem łzy. Po chwili jedna po drugiej zaczęły płynąć po jej policzkach i spadać na ziemię i moją rękę. Spojrzałem na nią oszołomiony.
- Maja, o czym ty mówisz? Ja cię kocham! Tylko ciebie! Daga to już przeszłość. Ona to był największy błąd w moim życiu! - powiedziałem, próbując patrzeć jej w oczy, ale ona w ogóle na mnie na patrzyła. Świdrowała wzrokiem wszystko dookoła, oprócz mnie. W końcu wziąłem jej twarz w dłonie i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała. - Słońce, powiedz mi, o co chodzi? Co ci nagadała Daga?
- Zostaw mnie. Z nami koniec. Zniknij z mojego życia raz na zawsze, rozumiesz? Nie odzywaj się do mnie kiedy spotkamy się na korytarzu, nie mów do mnie na treningach, kiedy to nie będzie potrzebne. Po prostu zachowuj się tak, jakbym była tylko zwykłą sąsiadką i pracowała z waszą drużyną, jak każda inna kobieta, która tam pracuje. Idź do Dagi. - wyszarpnęła swoją twarz z mojego uścisku i pobiegła w stronę taksówek. Wsiadła szybko do jednej i odjechała. Wpatrywałem się tępo w białą taksówkę, którą odjeżdżała miłość mojego życia. Poczułem jak w moim gardle rośnie wielka gula, a oczy zaczynają piec.
- KURWA! - krzyknęłam, waląc z całej siły nogą w koło mojego samochodu. Wsiadłem do niego i z całej siły trzasnąłem drzwiami. Zakryłem twarz dłońmi, próbując pozbierać myśli, które wirowały w mojej głowie. Usłyszałem pukanie w szybę, podniosłem głowę i zobaczyłem Dagę. Znów uśmiechała się złośliwie.
- Jeden-zero dla mnie, Misiaczku. - usłyszałem jej stłumiony głos, ponieważ szyba była zamknięta. Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować uciekła szybko do swojego samochodu i odjechała z piskiem opon.
Poczułem, jakby uszło ze mnie całe powietrze. A raczej cała dusza, całe życie. Zjechałem w dół na siedzeniu i siedziałem tak tępo wpatrując się w kibiców, którzy wypłynęli z hali. Mój mózg przestał zupełnie pracować. Nie docierały do mnie żadne bodżce z zewnętrznego świata. Głucha cisza wypełniła moje uszy.
Co tak kobieta, do cholery, kombinuje?!
Na początek : STRASZNIE PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO. NIE MIAŁAM W OGÓLE WENY ANI CZASU!
TERAZ ZBLIŻAJĄ SIĘ FERIE ZIMOWE, WIĘC OBIECUJĘ, ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ DODAWANE CZĘŚCIEJ! MAM NADZIEJĘ, ŻE WYBACZYCIE...
A tak w ogóle, to rozdział nie jest górnych lotów, bo jak już mówiłam, kompletny brak weny.
Dziękuję za tak dużą liczbę wyświetleń! :)
sobota, 29 grudnia 2012
czwartek, 13 grudnia 2012
Rozdział 6
Michał chwycił mnie za rękę i siłą zaciągnął w kąt sali. Przycisnął mnie do ściany. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
- O co ci chodzi? - spytałam z wyrzutem. Spróbowałam go odepchnąć, ale miałam za mało siły. Nachylił się nade mną a ja poczułam od niego dużą ilość alkoholu. - Michał, przestań! - krzyknęłam, kiedy zaczął całować mnie po szyi. Tym razem chciałam wyjść z jego uścisku, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo objął mnie wokół talii.
- Piękna jesteś, wiesz? - szepnął mi do ucha, po czym zaczął wkładać swoje ręce pod moją sukienkę i macać mnie po tyłku.
- Michał! - pisnęłam, ale on wpił się w moje usta i całował namiętnie. Zaczęłam walić go pięściami po plecach, a on znów całował moją szyję i podnosił sukienkę w górę. Łzy napłynęły mi do oczu z bezsilności. Dwumetrowy facet przyciska do ściany mnie, ledwo mającą metr siedemdziesiąt. Zjechał w dół po mojej szyi i teraz całował mój dekolt.
- ZOSTAW MNIE! - krzyknęłam, cały czas okładając go pięściami. On nic sobie z tego nie robił. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wokoło było pełno ludzi, ale w ogóle nie zwracali na nas uwagi, tylko tańczyli i bawili się. Krzyczałam, cały czas krzyczałam mając nadzieję, że ktoś nas zauważy. Miałam nadzieję, że ktoś nas zauważy zanim on mnie zgwałci.
- Co się tu... ŁASKO CO TY, DO CHOLERY, ROBISZ?! - usłyszałam. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Kubiaka. Łasko słysząc kolegę odwrócił się na chwilę, a ja korzystając z okazji wyszarpałam się z jego uścisku i uciekłam. Pchałam każdego, kto stał na mojej drodze aż w końcu dostałam się do drzwi i wybiegłam. Biegłam przed siebie jak najdalej od klubu, od Michała Łasko. W końcu, gdy nie miałam już sił biec dalej, opadłam na ławkę w parku. Przyciągnęłam nogi pod brodę i płakałam. Czułam na sobie jego obrzydliwy zapach alkoholu. Ja też dzisiaj piłam, ale nie aż tak i na pewno tak nie śmierdziałam. Fuj. Jak sobie pomyślę co on chciał mi zrobić, to po prostu mam ochotę rzucić się pod samochód. Łzy cały spływały mi po policzkach a głowę miałam spuszczoną, kiedy poczułam jak ktoś siada obok mnie i przytula. Podniosłam głowę i przez łzy zobaczyłam Kubiaka.
- Co ty tu robisz? - wyszeptałam. Wytarł rękawem moje policzki.
- Nic. Po prostu jestem z tobą. - przytulił mnie mocniej. Byłam zdziwiona. Zdziwiona jak cholera. Znał mnie ledwo jeden dzień, ale podobało mi się to. Podobało mi się to, że przyszedł tu do mnie i jest ze mną. Tak po prostu. Wydawało mi się, jakbyśmy znali się od lat. Czułam, że nie jest dla mnie zwykłym sąsiadem. Poczułam to już w parku, kiedy tak jakby pomogłam pozbyć mu się tych złych wspomnień po żonie. Ba, to poczułam coś dziwnego już wtedy na meczu, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. A podobno nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia... Nie, przecież to nie jest miłość!
Boże, co się ze mną dzieje? Przecież byłam taka twarda, pewna siebie. Normalnie na pewno nie dałabym się przytulać teraz ledwie poznanemu facetowi, a jednak przy nim czułam się bezpiecznie. Dzisiaj u niego w mieszkaniu tak dobrze nam się rozmawiało, tak dobrze się rozumieliśmy.
Poczułam jak na włosy spadają mi zimne krople deszczu. Miałam na sobie tylko sukienkę, bo nie pomyślałam, żeby wziąć jakieś okrycie. Michał wstał i pociągnął mnie za rękę.
- Chodź, jedziemy do domu. Zamówię taksówkę. - wyciągnął telefon a ja wstałam. Nogi miałam jak z waty, a łzy zlewały się z coraz mocniejszym deszczem. Michał pociągnął mnie za rękę w stronę ulicy. Kilka minut później siedzieliśmy już w taksówce. Nikt nie odezwał się słowem.
- O co ci chodzi? - spytałam z wyrzutem. Spróbowałam go odepchnąć, ale miałam za mało siły. Nachylił się nade mną a ja poczułam od niego dużą ilość alkoholu. - Michał, przestań! - krzyknęłam, kiedy zaczął całować mnie po szyi. Tym razem chciałam wyjść z jego uścisku, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo objął mnie wokół talii.
- Piękna jesteś, wiesz? - szepnął mi do ucha, po czym zaczął wkładać swoje ręce pod moją sukienkę i macać mnie po tyłku.
- Michał! - pisnęłam, ale on wpił się w moje usta i całował namiętnie. Zaczęłam walić go pięściami po plecach, a on znów całował moją szyję i podnosił sukienkę w górę. Łzy napłynęły mi do oczu z bezsilności. Dwumetrowy facet przyciska do ściany mnie, ledwo mającą metr siedemdziesiąt. Zjechał w dół po mojej szyi i teraz całował mój dekolt.
- ZOSTAW MNIE! - krzyknęłam, cały czas okładając go pięściami. On nic sobie z tego nie robił. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wokoło było pełno ludzi, ale w ogóle nie zwracali na nas uwagi, tylko tańczyli i bawili się. Krzyczałam, cały czas krzyczałam mając nadzieję, że ktoś nas zauważy. Miałam nadzieję, że ktoś nas zauważy zanim on mnie zgwałci.
- Co się tu... ŁASKO CO TY, DO CHOLERY, ROBISZ?! - usłyszałam. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Kubiaka. Łasko słysząc kolegę odwrócił się na chwilę, a ja korzystając z okazji wyszarpałam się z jego uścisku i uciekłam. Pchałam każdego, kto stał na mojej drodze aż w końcu dostałam się do drzwi i wybiegłam. Biegłam przed siebie jak najdalej od klubu, od Michała Łasko. W końcu, gdy nie miałam już sił biec dalej, opadłam na ławkę w parku. Przyciągnęłam nogi pod brodę i płakałam. Czułam na sobie jego obrzydliwy zapach alkoholu. Ja też dzisiaj piłam, ale nie aż tak i na pewno tak nie śmierdziałam. Fuj. Jak sobie pomyślę co on chciał mi zrobić, to po prostu mam ochotę rzucić się pod samochód. Łzy cały spływały mi po policzkach a głowę miałam spuszczoną, kiedy poczułam jak ktoś siada obok mnie i przytula. Podniosłam głowę i przez łzy zobaczyłam Kubiaka.
- Co ty tu robisz? - wyszeptałam. Wytarł rękawem moje policzki.
- Nic. Po prostu jestem z tobą. - przytulił mnie mocniej. Byłam zdziwiona. Zdziwiona jak cholera. Znał mnie ledwo jeden dzień, ale podobało mi się to. Podobało mi się to, że przyszedł tu do mnie i jest ze mną. Tak po prostu. Wydawało mi się, jakbyśmy znali się od lat. Czułam, że nie jest dla mnie zwykłym sąsiadem. Poczułam to już w parku, kiedy tak jakby pomogłam pozbyć mu się tych złych wspomnień po żonie. Ba, to poczułam coś dziwnego już wtedy na meczu, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. A podobno nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia... Nie, przecież to nie jest miłość!
Boże, co się ze mną dzieje? Przecież byłam taka twarda, pewna siebie. Normalnie na pewno nie dałabym się przytulać teraz ledwie poznanemu facetowi, a jednak przy nim czułam się bezpiecznie. Dzisiaj u niego w mieszkaniu tak dobrze nam się rozmawiało, tak dobrze się rozumieliśmy.
Poczułam jak na włosy spadają mi zimne krople deszczu. Miałam na sobie tylko sukienkę, bo nie pomyślałam, żeby wziąć jakieś okrycie. Michał wstał i pociągnął mnie za rękę.
- Chodź, jedziemy do domu. Zamówię taksówkę. - wyciągnął telefon a ja wstałam. Nogi miałam jak z waty, a łzy zlewały się z coraz mocniejszym deszczem. Michał pociągnął mnie za rękę w stronę ulicy. Kilka minut później siedzieliśmy już w taksówce. Nikt nie odezwał się słowem.
~ * ~
Miałem ochotę wybiec z tej taksówki, pobiec do tego klubu i zbić ryj temu idiocie. Nie ważne, że do tej pory byliśmy dobrymi kumplami. Przesadził. Przesadził i to cholernie. Jak on mógł jej to zrobić. Nienawidził go. Dziękuję tylko Bogu, że mam teraz treningi reprezentacyjne, bo raczej nie wytrzymałbym z Łasko.
Weszliśmy na naszą klatkę. Spojrzałem na nią. Na szczęście już nie płakała, ale miała okropnie smutną minę.
- Może przyjdziesz do mnie? - spytałem. Podniosła wzrok i pokiwała przecząco głową.
- Nie, pójdę do siebie. Dziękuję. - odpowiedziała i weszła do swojego mieszkania. A jak przez tego cholernego Łasko Maja nie będzie chciała się ze mną zadawać?
A mimo, że znałem ją dopiero jeden dzień, czułem, że on ona jest kimś więcej. Nie jest taka jak inne. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego do kobiety. Chyba nawet do Dagi. Daga to była jedna, wielka pomyłka. Ale ona jest przeszłością. Maja jest moją teraźniejszością i przyszłością. A przynajmniej chciałbym, żeby była.
Nie zaczęliśmy treningu od razu, bo miał przyjść ktoś nowy. Zatrudnili kogoś, żeby pomagał Bieleckiemu. Twierdził, że przyda mu się pomoc w Sofii na LŚ. Siedzieliśmy na trybunach i czekaliśmy, aż Aleksander przyprowadzi swojego nowego pomocnika. Na salę wszedł on a za nim, o zgrozo!, szła Maja. Albo była taka twarda i wszystko dobrze maskowała, albo po prostu zapomniała o tym wydarzeniu, co było mało prawdopodobne. Uśmiechała się szeroko, przyciskając do piersi jakieś notatki. Zrobiłem wielkie oczy i wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć! Dlaczego los ciągle kazał nam na siebie wpadać? Najpierw przeprowadza się na przeciwko mnie a teraz będzie pracować razem ze mną. Razem z łysym terrorystą stanęli obok Andrei. Maja przyjrzała się każdemu z naszej drużyny i mógłbym przysiąść, że kiedy spojrzała na mnie, jej mina trochę zrzedła. Z westchnieniem oparłem się na krześle i zakryłem twarz dłońmi. Bielecki przedstawił ją wszystkim. Zbyszek od razu ją rozpoznał. Zaczął się śmiać i gadać mi coś, ale ja w ogóle go nie słuchałem. Miała jechać z nami do Sofii, będzie z nami wszędzie.
W czasie treningu wszystko robiłem automatycznie. W ogóle nie myślałem nad tym co robię, moje myśli biegły w zupełnie innym kierunku.
- Michał, co ci jest? Grałeś dzisiaj jakbyś był w jakimś transie czy coś. Aż mnie przerażasz. - powiedział Zbyszek, kiedy szliśmy do szatni. Wywróciłem oczami i wzruszyłem ramionami. Chciałem jak najszybciej wziąć prysznic, przebrać się i pogadać z Mają. Zrobiłem wszystko najszybciej jak się dało i pobiegłem najpierw na salę, ale tam jej nie było, później do gabinetu Andrei, ale tam powiedzieli mi, że już wyszła. Wyleciałem z gabinetu i popędziłem w stronę wyjścia. Dogoniłem ją kilkanaście metrów od hali. Zatrzymałem się dokładnie obok niej, a ona krzyknęła.
- Boże, Kubiak, chcesz żebym zawału dostała?! - krzyknęła i spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - wybuchnąłem śmiechem. Ona też zaśmiała się krótko. - Chcę z tobą porozmawiać, szczerze. - spojrzała na mnie zdziwiona, ale wskazała głową na ławkę. Usiedliśmy, a ja spojrzałem na nią.
- Nienawidzisz mnie, prawda? - spytałem, zanim zdążyłem w ogóle pomyśleć. Skarciłem się w duchu. Znów spojrzała na mnie zdziwiona.
- A dlaczego tak myślisz?
- No, za to, co stało się wczoraj. Jakbym mógł to zabiłbym bym tego cholernego Łasko. - mruknąłem. Zaśmiała się.
- No co ty Michał, czy to twoja wina? Ja się jakoś pozbieram, w sumie już prawie o tym zapomniałam. Ja mogę być tobie tylko wdzięczna, za to, że mnie pocieszałeś i zostałeś ze mną. Dziękuję. - uśmiechnęła się do mnie zniewalająco.
- Dla ciebie wszystko. - sam nie wierzyłem, że to powiedziałem. Schyliłem się i musnąłem delikatnie jej usta. Odwzajemniła mój pocałunek, ale dużo mocniej. Zaczęliśmy się całować, a ja czułem się jak w siódmym niebie. To było niesamowite. Wiedziałem, że coś jest między nami. Nie byliśmy tylko sąsiadami. Pierwszy raz jak ją zobaczyłem, poczułem się dziwnie. Jakaś nadprzyrodzona siła ciągnęła mnie w jej stronę. Z mojego raju wyrwał mnie głos Bartmana. Oderwałem się od Maji i spojrzałem na niego wzrokiem, który mógłby zabić.
- Przepraszam, nie przeszkadzajcie sobie, ja znikam! - uniósł ręce w geście obronnym i wycofał się szybko do tyłu. Spojrzałem z uśmiechem na Maję, w jej intensywnie zielone oczy. Ona też na mnie spojrzała, ale zaraz potem roześmiała się.
- Co to było? - spytała ze śmiechem.
- Nie wiem, ale przyznam, że bardzo mi się to podobało. - uśmiechnąłem się wesoło i znów musnąłem jej usta.
- To czysta ironia. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, a tu nagle pojawiasz się ty i już przy naszym pierwszym spotkaniu poczułam coś więcej. Czemu w ogóle wtedy na meczu do mnie podszedłeś? W ogóle nie miałam ochoty gadać z jakimkolwiek siatkarzem. Nie lubiłam siatkówki. - znów się roześmiała.
- Sam nie wiem. Coś mnie do ciebie przyciągnęło. Skoro nie lubisz siatkówki, to dlaczego pracujesz z Reprezentacją Polski w siatkówce? - spytałem z niedowierzaniem.
- Oh, mój dziadek jest prezesem tej drużyny i zaproponował mi pracę. Nie będę tylko pomagać Bieleckiemu, ale też będę pomagać wam się porozumiewać za granicą. Mówię biegle w trzech językach, bez polskiego oczywiście. - uśmiechnęła się szeroko.
- Pff, prezes myśli, że sami sobie nie poradzimy? Większość drużyny bardzo dobrze mówi po angielsku. - powiedziałem, obrażonym tonem. - Nigdy mu tego nie wybaczymy.
Maja znowu się roześmiała. Byłem wniebowzięty widząc, że śmieje i jest szczęśliwa. Przytuliłem ją mocno.
Obudziła się we mnie nadzieja i przeczucie, że w końcu znalazłem tą jedyną.
Weszliśmy na naszą klatkę. Spojrzałem na nią. Na szczęście już nie płakała, ale miała okropnie smutną minę.
- Może przyjdziesz do mnie? - spytałem. Podniosła wzrok i pokiwała przecząco głową.
- Nie, pójdę do siebie. Dziękuję. - odpowiedziała i weszła do swojego mieszkania. A jak przez tego cholernego Łasko Maja nie będzie chciała się ze mną zadawać?
A mimo, że znałem ją dopiero jeden dzień, czułem, że on ona jest kimś więcej. Nie jest taka jak inne. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego do kobiety. Chyba nawet do Dagi. Daga to była jedna, wielka pomyłka. Ale ona jest przeszłością. Maja jest moją teraźniejszością i przyszłością. A przynajmniej chciałbym, żeby była.
Nie zaczęliśmy treningu od razu, bo miał przyjść ktoś nowy. Zatrudnili kogoś, żeby pomagał Bieleckiemu. Twierdził, że przyda mu się pomoc w Sofii na LŚ. Siedzieliśmy na trybunach i czekaliśmy, aż Aleksander przyprowadzi swojego nowego pomocnika. Na salę wszedł on a za nim, o zgrozo!, szła Maja. Albo była taka twarda i wszystko dobrze maskowała, albo po prostu zapomniała o tym wydarzeniu, co było mało prawdopodobne. Uśmiechała się szeroko, przyciskając do piersi jakieś notatki. Zrobiłem wielkie oczy i wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć! Dlaczego los ciągle kazał nam na siebie wpadać? Najpierw przeprowadza się na przeciwko mnie a teraz będzie pracować razem ze mną. Razem z łysym terrorystą stanęli obok Andrei. Maja przyjrzała się każdemu z naszej drużyny i mógłbym przysiąść, że kiedy spojrzała na mnie, jej mina trochę zrzedła. Z westchnieniem oparłem się na krześle i zakryłem twarz dłońmi. Bielecki przedstawił ją wszystkim. Zbyszek od razu ją rozpoznał. Zaczął się śmiać i gadać mi coś, ale ja w ogóle go nie słuchałem. Miała jechać z nami do Sofii, będzie z nami wszędzie.
W czasie treningu wszystko robiłem automatycznie. W ogóle nie myślałem nad tym co robię, moje myśli biegły w zupełnie innym kierunku.
- Michał, co ci jest? Grałeś dzisiaj jakbyś był w jakimś transie czy coś. Aż mnie przerażasz. - powiedział Zbyszek, kiedy szliśmy do szatni. Wywróciłem oczami i wzruszyłem ramionami. Chciałem jak najszybciej wziąć prysznic, przebrać się i pogadać z Mają. Zrobiłem wszystko najszybciej jak się dało i pobiegłem najpierw na salę, ale tam jej nie było, później do gabinetu Andrei, ale tam powiedzieli mi, że już wyszła. Wyleciałem z gabinetu i popędziłem w stronę wyjścia. Dogoniłem ją kilkanaście metrów od hali. Zatrzymałem się dokładnie obok niej, a ona krzyknęła.
- Boże, Kubiak, chcesz żebym zawału dostała?! - krzyknęła i spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - wybuchnąłem śmiechem. Ona też zaśmiała się krótko. - Chcę z tobą porozmawiać, szczerze. - spojrzała na mnie zdziwiona, ale wskazała głową na ławkę. Usiedliśmy, a ja spojrzałem na nią.
- Nienawidzisz mnie, prawda? - spytałem, zanim zdążyłem w ogóle pomyśleć. Skarciłem się w duchu. Znów spojrzała na mnie zdziwiona.
- A dlaczego tak myślisz?
- No, za to, co stało się wczoraj. Jakbym mógł to zabiłbym bym tego cholernego Łasko. - mruknąłem. Zaśmiała się.
- No co ty Michał, czy to twoja wina? Ja się jakoś pozbieram, w sumie już prawie o tym zapomniałam. Ja mogę być tobie tylko wdzięczna, za to, że mnie pocieszałeś i zostałeś ze mną. Dziękuję. - uśmiechnęła się do mnie zniewalająco.
- Dla ciebie wszystko. - sam nie wierzyłem, że to powiedziałem. Schyliłem się i musnąłem delikatnie jej usta. Odwzajemniła mój pocałunek, ale dużo mocniej. Zaczęliśmy się całować, a ja czułem się jak w siódmym niebie. To było niesamowite. Wiedziałem, że coś jest między nami. Nie byliśmy tylko sąsiadami. Pierwszy raz jak ją zobaczyłem, poczułem się dziwnie. Jakaś nadprzyrodzona siła ciągnęła mnie w jej stronę. Z mojego raju wyrwał mnie głos Bartmana. Oderwałem się od Maji i spojrzałem na niego wzrokiem, który mógłby zabić.
- Przepraszam, nie przeszkadzajcie sobie, ja znikam! - uniósł ręce w geście obronnym i wycofał się szybko do tyłu. Spojrzałem z uśmiechem na Maję, w jej intensywnie zielone oczy. Ona też na mnie spojrzała, ale zaraz potem roześmiała się.
- Co to było? - spytała ze śmiechem.
- Nie wiem, ale przyznam, że bardzo mi się to podobało. - uśmiechnąłem się wesoło i znów musnąłem jej usta.
- To czysta ironia. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, a tu nagle pojawiasz się ty i już przy naszym pierwszym spotkaniu poczułam coś więcej. Czemu w ogóle wtedy na meczu do mnie podszedłeś? W ogóle nie miałam ochoty gadać z jakimkolwiek siatkarzem. Nie lubiłam siatkówki. - znów się roześmiała.
- Sam nie wiem. Coś mnie do ciebie przyciągnęło. Skoro nie lubisz siatkówki, to dlaczego pracujesz z Reprezentacją Polski w siatkówce? - spytałem z niedowierzaniem.
- Oh, mój dziadek jest prezesem tej drużyny i zaproponował mi pracę. Nie będę tylko pomagać Bieleckiemu, ale też będę pomagać wam się porozumiewać za granicą. Mówię biegle w trzech językach, bez polskiego oczywiście. - uśmiechnęła się szeroko.
- Pff, prezes myśli, że sami sobie nie poradzimy? Większość drużyny bardzo dobrze mówi po angielsku. - powiedziałem, obrażonym tonem. - Nigdy mu tego nie wybaczymy.
Maja znowu się roześmiała. Byłem wniebowzięty widząc, że śmieje i jest szczęśliwa. Przytuliłem ją mocno.
Obudziła się we mnie nadzieja i przeczucie, że w końcu znalazłem tą jedyną.
* * *
No to macie rozdział 6 :)
Myślę, że nic wielkiego.
Myślę, że nic wielkiego.
Szybcy są, prawda? :D
ASK - zapytaj!
ASK - zapytaj!
środa, 12 grudnia 2012
Liebster Awards
Zostałam nominowana do Liebster Awards!
Dziękuję bardzo http://breakthrouugh.blogspot.com/ za nominację :)
1. Ulubiony zawodnik Reprezentacji Polski...
Myślę, że Zibi Bartman oraz Bartek Kurek, nie umiem się zdecydować na jednego...
2. Komu po porażce Polaków kibicowałaś na Euro 2012?
Hiszpanii :)
3. Twój ulubiony sport to...
Siatkówka, lekkoatletyka
4. Jaki jest twój ulubiony gatunek literacki?
fantasy, przygodowe
5. Skąd czerpiesz pomysły na dalszy rozwój opowiadania / opowiadań?
Czasami, gdy czytam inne blogi, pojawiają się moje własne pomysły.
Sama nie wiem skąd się biorą.
6. Ulubiony aktor/ aktorka...
Johny Depp :D
7. Nienawidzę...
Pająków.
8. Cenię...
Szczerość, poczucie humory, umiejętność bycia sobą.
9. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Dziennikarką sportową.
10. Szpinak czy brokuły?
Brokuły.
11. Gdybyś mogła być kimś innym przez jeden dzień kogo byś wybrała?
Ojej, trudne pytanie. Naprawdę nie wiem..
Ja nominuję :
Moje pytania :
1. Jaki jest twój ulubiony sport?
2. Twoja ulubiona książka?
3. Dlaczego zaczęłaś pisać blog?
4. Twój ulubiony zespół? to...
5. Święta czy wakacje?
6. Lubisz siatkówkę?
7. Uwielbiam...
8. Czytasz mój blog?
9. Gdzie chciałabyś spędzić swoje wymarzone wakacje?
10. Lubisz się uczyć?
11. Ulubiony kraj?
/ Następny rozdział dodam już dzisiaj albo jutro, więc bądźcie czujni! :D
sobota, 8 grudnia 2012
Rozdział 5
- Miśkuuuuuuu, wstawaj! - usłyszałem znajomy głos, ale nawet nie otwierając oczu, przewróciłem się na drugi bok. Poczułem jak ktoś wstrząsa moim ramieniem.
- Odwal się. - skwitowałem wymachując ręką na oślep, tak jakbym chciał przegonić natrętną muchę.
- Dziku, bo nie dostaniesz żołędzi! - powiedział Zbyszek, po czym wybuchnął śmiechem. Ha, ha, ha bardzo śmieszne. Naciągnąłem kołdrę na głowę. Nie myślałem teraz nad tym, jak Bartman wszedł do mojego mieszkania, miałem ochotę cały dzień leżeć w łóżku i spać.
- Bartman, powiem ci jedno i mam nadzieję, że zrozumiesz : wypierdalaj z mojego domu. Na końcu korytarza jest taki drewniany prostokąt, otwórz go, wyjdź i zamknij za sobą. - wymamrotałem. Brunet znów wybuchnął śmiechem.
- Suchar z rana, jak śmietana. - powiedział. Na około pięć minut zapadła cisza, dało się usłyszeć tylko mój oddech i oddech Bartmana siedzącego zapewne w fotelu. Czułem jak wpatruje się we mnie wyczekująco. Westchnąłem głęboko i usiadłem na łóżku. Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem a on wyszczerzył się.
- Po co żeś tu przylazł?
- Bo idziemy dzisiaj gdzieś. Masz do wyboru mecz siatkarek, impreza albo miasto. - odpowiedział, cały czas szczerząc się jak głupek.
- No chyba sobie żartujesz. Nigdzie nie idę. - powiedziałem obojętnie, po czym wstałem i ruszyłem do łazienki. Zamknąłem się i wszedłem pod prysznic. Po pięciu minutach usłyszałem trzask tłuczonego szkła i głośne "kurwa" Zbyszka. Wywróciłem oczami, ubrałem się i wyszedłem z łazienki.
- Czy ty naprawdę za każdym razem, kiedy do mnie przyjdziesz musisz coś zepsuć? - strzeliłem facepalma. - Niedługo nie będę miał w czym jeść, z czego pić i na czym siedzieć.
- Jak na czym siedzieć? Jak na czym siedzieć?! Ja ci nie zepsułem tego krzesła. Było już rozwalone, zanim usiadłem. - bronił się. Zbierając resztki kubka z podłogi. - To przez tego przeklętego psa, trzeba było kupić sobie jakiegoś małego, takiego jak mój Bobek a nie takie bydle.
- Nie zapomnij, że sami mi go daliście. - otworzyłem lodówkę. Nie zdziwiło mnie to, że zobaczyłem tam tylko światło i cytrynę.
- Ziibiii... - odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na niego błagająco. - Idź do sklepu po żarcie albo wypad z mojego domu. - wydarłem się wskazując palcem na drzwi kuchni. Zbyszek spojrzał na mnie spode łba.
- Weź znajdź sobie jakąś laskę, bo ja już z tobą nie wytrzymam. - powiedział i wyszedł z kuchni, a chwilę później usłyszałem trzask drzwi. Uśmiechnąłem się do siebie triumfalnie. Rozłożyłem się na kanapie w salonie, włączyłem telewizor i czekałem, aż Zibi wróci.
- Odwal się. - skwitowałem wymachując ręką na oślep, tak jakbym chciał przegonić natrętną muchę.
- Dziku, bo nie dostaniesz żołędzi! - powiedział Zbyszek, po czym wybuchnął śmiechem. Ha, ha, ha bardzo śmieszne. Naciągnąłem kołdrę na głowę. Nie myślałem teraz nad tym, jak Bartman wszedł do mojego mieszkania, miałem ochotę cały dzień leżeć w łóżku i spać.
- Bartman, powiem ci jedno i mam nadzieję, że zrozumiesz : wypierdalaj z mojego domu. Na końcu korytarza jest taki drewniany prostokąt, otwórz go, wyjdź i zamknij za sobą. - wymamrotałem. Brunet znów wybuchnął śmiechem.
- Suchar z rana, jak śmietana. - powiedział. Na około pięć minut zapadła cisza, dało się usłyszeć tylko mój oddech i oddech Bartmana siedzącego zapewne w fotelu. Czułem jak wpatruje się we mnie wyczekująco. Westchnąłem głęboko i usiadłem na łóżku. Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem a on wyszczerzył się.
- Po co żeś tu przylazł?
- Bo idziemy dzisiaj gdzieś. Masz do wyboru mecz siatkarek, impreza albo miasto. - odpowiedział, cały czas szczerząc się jak głupek.
- No chyba sobie żartujesz. Nigdzie nie idę. - powiedziałem obojętnie, po czym wstałem i ruszyłem do łazienki. Zamknąłem się i wszedłem pod prysznic. Po pięciu minutach usłyszałem trzask tłuczonego szkła i głośne "kurwa" Zbyszka. Wywróciłem oczami, ubrałem się i wyszedłem z łazienki.
- Czy ty naprawdę za każdym razem, kiedy do mnie przyjdziesz musisz coś zepsuć? - strzeliłem facepalma. - Niedługo nie będę miał w czym jeść, z czego pić i na czym siedzieć.
- Jak na czym siedzieć? Jak na czym siedzieć?! Ja ci nie zepsułem tego krzesła. Było już rozwalone, zanim usiadłem. - bronił się. Zbierając resztki kubka z podłogi. - To przez tego przeklętego psa, trzeba było kupić sobie jakiegoś małego, takiego jak mój Bobek a nie takie bydle.
- Nie zapomnij, że sami mi go daliście. - otworzyłem lodówkę. Nie zdziwiło mnie to, że zobaczyłem tam tylko światło i cytrynę.
- Ziibiii... - odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na niego błagająco. - Idź do sklepu po żarcie albo wypad z mojego domu. - wydarłem się wskazując palcem na drzwi kuchni. Zbyszek spojrzał na mnie spode łba.
- Weź znajdź sobie jakąś laskę, bo ja już z tobą nie wytrzymam. - powiedział i wyszedł z kuchni, a chwilę później usłyszałem trzask drzwi. Uśmiechnąłem się do siebie triumfalnie. Rozłożyłem się na kanapie w salonie, włączyłem telewizor i czekałem, aż Zibi wróci.
~ * ~
Od piątej rano byłam na nogach. Biegałam po całym mieszkaniu sprawdząjąc czy wszystko zabrałam. Nie lubię przeprowadzek. Muszę przeprowadzić się prawie na drugi koniec Jastrzębia, bo mój ukochany dziadek załatwił mi pracę. Za cholere nie chce mi powiedzieć jaka to praca, ale spodziewam się najgorszego, ponieważ mój dziadek jest prezesem Reprezentacji Polski w siatkówce. W głębi serca modliłam się, żeby ta praca nie była ani trochę związana z siatkówką. Kiedy już byłam pewna, że wszystko jest w pudłach, które kierowca właśnie znosił odo samochodu, zakluczyłam drzwi i wyszłam z bloku. Teraz czekała mnie jakaś godzina drogi, może nawet więcej, bo jest piątek, więc na pewno będą korki.
Weszłam do samochodu i od razu włożyłam słuchawki do uszu.
Stałam pod drzwiami mojego nowego mieszkania i szukałam kluczyków w torebce.
- Jasne cholera. - mruknęłam, kucając na ziemi i wysypując całą zawartość torebki. Usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam głowę i zobaczyłam wściekły wzrok kierowcy.
- Nie wiem czy pani wie, ale ja nie mam całego dnia.
- A za co panu płacę? - odpowiedziałam wkurzona, wkładając wszystkie rzeczy znów do torebki.
- JEST! - krzyknęłam odruchowo, podnosząc kluczyk do góry.
- No wreszcie - mruknął kierowca, wywracając oczami. - To ja pójdę po te pudła. - wyszedł z klatki. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się niewielki korytarz. Następnie weszłam do salonu o miętowych ścianach. Stały tam już meble i telewizor. W salonie były dwudrzwiowe drzwi, które prowadziły do przytulnej sypialni. Ściany pomalowane na fioletowo, na ścianie pod którą stało łóżko była brązowa tapeta z fioletowymi kwiatami. Duże okno ukazywało nienaganny widok, pod oknem był duży parapet, na którym można posiedzieć.
- No dziadziuś, postarałeś się, nie ma co. - powiedziałam do siebie. Usłyszałam trzask i głośne przekleństwo kierowcy. Pobiegłam do drzwi i zobaczyłam na ziemi leżące pudło i powywalane z niego książki. Jak którąś podarł to obiecuję, że osobiście ukręcę mu łeb. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Przepraszam, potknąłem się. - zaczął zbierać książki z powrotem do pudła. Nagle drzwi do mieszkania na końcu korytarza, dokładnie na przeciwko mnie otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Zamurowało mnie. Otwarłam buzię ze zdziwienia i pomrugałam szybko oczami. To niemożliwe.
- Dzień dobry. - odezwał się, podchodząc bliżej. Nie mogłam się ruszyć, tylko stałam i wpatrywałam się w niego z otwartą buzią. - Halo, słyszy mnie pani? - pomachał mi ręką przed oczami.
Ocknęłam się. Boże, Maja, zachowujesz się jak wariatka. Spiorunowałam go wzrokiem od stóp do głów.
- Dzień dobry. - powiedziałam. - Przepraszam, ale się zamyśliłam. - czułam, że moje policzki robią się różowe, ale nie spuściłam głowy. Podszedł bliżej i teraz już musiałam trochę bardziej podnieść głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. Uniósł brew. Widziałam, że nie kwapi się do tego, żeby mi uwierzyć, że się zamyśliłam. On zachowywał się jakbyśmy się nie poznali. No, w sumie to jako tako się nie poznaliśmy, ale przecież znał mnie. Kierowca wniósł pudło z książkami do mieszkania i poszedł po następne.
- Będziesz tu mieszkać?
- Mieszkasz tu? - spytaliśmy na raz.
- No, ja mieszkam tam. - wskazał na drzwi, na drugim końcu korytarza.
- Fajnie, ja się tu wprowadzam. Mój dziadek załatwił mi pracę i musiałam przeprowadzić się z prawie drugiego końca miasta. - uśmiechnęłam się do niego. - Wejdziesz? - odsunęłam się trochę.
- Przepraszam, ale teraz nie mogę. Może później, zdążysz się rozpakować i w ogóle. Ja już muszę iść. - odwzajemnił uśmiech i odwrócił się. - Miło będzie mieć taką sąsiadkę. - spojrzał mi w oczy, odwrócił się i ruszył w stronę stronę swojego mieszkania. Przez drzwi na korytarz wszedł kierowca z trzema pudłami a za nim jakiś mężczyzna.
- Misiek, a ty co tu robisz? - powiedział głośno do Kubiaka.
- Zamknij się i chodź. - powiedział cicho, ale mimo wszystko usłyszałam jego słowa, po czym popchnął wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta w stronę drzwi. Spojrzałam na nich ze zdziwieniem, kiedy znikali w mieszkaniu Michała. Westchnęłam i weszłam do swojego.
- To wszystkie pudła. Należy się dwieście złotych. - powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco. Wywróciłam oczami, wyciągnęłam portfel i dałam mu dwie stówki.
- Do widzenia. - zamknęłam za nim drzwi. No dobra, to teraz czas zacząć się rozpakowywać. Ściągnęłam buty i wzięłam się do pracy.
Weszłam do samochodu i od razu włożyłam słuchawki do uszu.
Stałam pod drzwiami mojego nowego mieszkania i szukałam kluczyków w torebce.
- Jasne cholera. - mruknęłam, kucając na ziemi i wysypując całą zawartość torebki. Usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam głowę i zobaczyłam wściekły wzrok kierowcy.
- Nie wiem czy pani wie, ale ja nie mam całego dnia.
- A za co panu płacę? - odpowiedziałam wkurzona, wkładając wszystkie rzeczy znów do torebki.
- JEST! - krzyknęłam odruchowo, podnosząc kluczyk do góry.
- No wreszcie - mruknął kierowca, wywracając oczami. - To ja pójdę po te pudła. - wyszedł z klatki. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się niewielki korytarz. Następnie weszłam do salonu o miętowych ścianach. Stały tam już meble i telewizor. W salonie były dwudrzwiowe drzwi, które prowadziły do przytulnej sypialni. Ściany pomalowane na fioletowo, na ścianie pod którą stało łóżko była brązowa tapeta z fioletowymi kwiatami. Duże okno ukazywało nienaganny widok, pod oknem był duży parapet, na którym można posiedzieć.
- No dziadziuś, postarałeś się, nie ma co. - powiedziałam do siebie. Usłyszałam trzask i głośne przekleństwo kierowcy. Pobiegłam do drzwi i zobaczyłam na ziemi leżące pudło i powywalane z niego książki. Jak którąś podarł to obiecuję, że osobiście ukręcę mu łeb. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Przepraszam, potknąłem się. - zaczął zbierać książki z powrotem do pudła. Nagle drzwi do mieszkania na końcu korytarza, dokładnie na przeciwko mnie otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Zamurowało mnie. Otwarłam buzię ze zdziwienia i pomrugałam szybko oczami. To niemożliwe.
- Dzień dobry. - odezwał się, podchodząc bliżej. Nie mogłam się ruszyć, tylko stałam i wpatrywałam się w niego z otwartą buzią. - Halo, słyszy mnie pani? - pomachał mi ręką przed oczami.
Ocknęłam się. Boże, Maja, zachowujesz się jak wariatka. Spiorunowałam go wzrokiem od stóp do głów.
- Dzień dobry. - powiedziałam. - Przepraszam, ale się zamyśliłam. - czułam, że moje policzki robią się różowe, ale nie spuściłam głowy. Podszedł bliżej i teraz już musiałam trochę bardziej podnieść głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. Uniósł brew. Widziałam, że nie kwapi się do tego, żeby mi uwierzyć, że się zamyśliłam. On zachowywał się jakbyśmy się nie poznali. No, w sumie to jako tako się nie poznaliśmy, ale przecież znał mnie. Kierowca wniósł pudło z książkami do mieszkania i poszedł po następne.
- Będziesz tu mieszkać?
- Mieszkasz tu? - spytaliśmy na raz.
- No, ja mieszkam tam. - wskazał na drzwi, na drugim końcu korytarza.
- Fajnie, ja się tu wprowadzam. Mój dziadek załatwił mi pracę i musiałam przeprowadzić się z prawie drugiego końca miasta. - uśmiechnęłam się do niego. - Wejdziesz? - odsunęłam się trochę.
- Przepraszam, ale teraz nie mogę. Może później, zdążysz się rozpakować i w ogóle. Ja już muszę iść. - odwzajemnił uśmiech i odwrócił się. - Miło będzie mieć taką sąsiadkę. - spojrzał mi w oczy, odwrócił się i ruszył w stronę stronę swojego mieszkania. Przez drzwi na korytarz wszedł kierowca z trzema pudłami a za nim jakiś mężczyzna.
- Misiek, a ty co tu robisz? - powiedział głośno do Kubiaka.
- Zamknij się i chodź. - powiedział cicho, ale mimo wszystko usłyszałam jego słowa, po czym popchnął wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta w stronę drzwi. Spojrzałam na nich ze zdziwieniem, kiedy znikali w mieszkaniu Michała. Westchnęłam i weszłam do swojego.
- To wszystkie pudła. Należy się dwieście złotych. - powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco. Wywróciłam oczami, wyciągnęłam portfel i dałam mu dwie stówki.
- Do widzenia. - zamknęłam za nim drzwi. No dobra, to teraz czas zacząć się rozpakowywać. Ściągnęłam buty i wzięłam się do pracy.
~ * ~
Zibi wkładał jedzenie do lodówki a ja siedziałem i nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Ona tu mieszka. Na przeciwko mnie. Będę ją spotykał codziennie.
- Stary, a tobie co? - spytał, zjadając bagietkę.
- To jest ta dziewczyna.
- Jaka dziewczyna? - zmarszczył brwi. Strzeliłem tradycyjnego face palma.
- Ta co się przeprowadziła naprzeciwko, to ta sama z meczu. I z parku. Opowiadałem ci przecież.
- Nooo, to bierz się za nią, Misiek. Przecież ci się podoba. - spiorunowałem go wzrokiem.
- Przecież ja jej wcale nie znam, ogarnij się. Będziesz tu siedział przez cały dzień?
- Tak, a nie mogę?
- Nie. - odpowiedziałem na co Zbyszek się roześmiał.
- Dobra, idę do siebie, ale wieczorem wychodzimy. I nie ma żadnego ale. Na razie, misiu. - zjadł resztę bagietki, ubrał się i wyszedł.
- Stary, a tobie co? - spytał, zjadając bagietkę.
- To jest ta dziewczyna.
- Jaka dziewczyna? - zmarszczył brwi. Strzeliłem tradycyjnego face palma.
- Ta co się przeprowadziła naprzeciwko, to ta sama z meczu. I z parku. Opowiadałem ci przecież.
- Nooo, to bierz się za nią, Misiek. Przecież ci się podoba. - spiorunowałem go wzrokiem.
- Przecież ja jej wcale nie znam, ogarnij się. Będziesz tu siedział przez cały dzień?
- Tak, a nie mogę?
- Nie. - odpowiedziałem na co Zbyszek się roześmiał.
- Dobra, idę do siebie, ale wieczorem wychodzimy. I nie ma żadnego ale. Na razie, misiu. - zjadł resztę bagietki, ubrał się i wyszedł.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Zwlokłem się z kanapy i poszedłem otworzyć. Zaskoczył mnie widok rudowłosej Maji uśmiechającej się do mnie wesoło.
- Cześć. Przyszłam się oficjalnie przywitać.
- Cześć. Wchodź. - odsunąłem się, żeby mogła wejść do mieszkania. - Tędy, do salonu. - usiedliśmy na kanapie.
- Jestem Maja Jasińska, ale to wiesz.
- Ja jestem Michał Kubiak, ale to też chyba wiesz.
- Owszem. - zaśmiała się. Zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Zanim się zorientowaliśmy, wybiła godzina osiemnasta i do mojego mieszkania znów ktoś zadzwonił. Przeprosiłem Maję i poszedłem otworzyć. Zbyszek zlustrował mnie od stóp do głów.
- Jak ty wyglądasz? Tak chcesz iść do klubu? - spytał z niedowierzaniem.
- Co? - zmarszczyłem brwi. - Ja nigdzie nie idę.
- Przeestań, już skołowałem ekipę. - wszedł do mieszkania, kiedy nagle w korytarzu pojawiła się Maja. Zibi spojrzał na nią a później na mnie. - Ouuu... Chyba przeszkodziłem. - uśmiechnął się głupkowato i wyciągnął wielką dłoń w stronę dziewczyny. - Jestem Zibi Bartman. A ty pewnie Maja? - uścisnął jej małą dłoń a ona uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Tak. Skąd wiesz? - spytała ze śmiechem.
- Misiek dużo o tobie opowiadał. - odpowiedział również ze śmiechem. Maja trochę się zarumieniła a ja spiorunowałem przyjaciela wzrokiem. - Może wybierzesz się z nami dzisiaj do klubu? Idziemy z kumplami z drużyny, ale będą też ich partnerki.
- Oh... No, czemu nie. O której mam być gotowa? - spytała z uśmiechem.
- Za co najmniej godzinę, bo Michał też musi się przygotować, prawda Misiek?
- Taaa - mruknąłem.
- Okej. No to ja znikam, do zobaczenia. - pocałowała mnie i Zibiego w policzek i wyszła. Zibi ściągnął buty i kurtkę i rozłożył się na kanapie w salonie. - Miła dziewczyna naprawdę i baardzo ładna. No, dalej ubieraj się.
Postanowiłem zostawić jego zachowanie bez komentarza. Poszedłem wziąć szybki prysznic i przygotowałem się do wyjścia. Z jednej strony cieszyłem się, że spędzimy wieczór w klubie z chłopakami a w szczególności z Mają. Ale z drugiej strony czułem, że coś się stanie. Coś mi mówiło, że ten wieczór nie skończy się dobrze.
Za piętnaście dziewiętnasta zadzwoniliśmy do drzwi mieszkania Maji. Otworzyła po dłuższej chwili, a kiedy zakluczyła mieszkanie i odwróciła się do nas przodem szczęka mi opadła. W jednej chwili te wszystkie niepokojące myśli uciekły.
Była piękna. Cudowna.
- Cześć. Przyszłam się oficjalnie przywitać.
- Cześć. Wchodź. - odsunąłem się, żeby mogła wejść do mieszkania. - Tędy, do salonu. - usiedliśmy na kanapie.
- Jestem Maja Jasińska, ale to wiesz.
- Ja jestem Michał Kubiak, ale to też chyba wiesz.
- Owszem. - zaśmiała się. Zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Zanim się zorientowaliśmy, wybiła godzina osiemnasta i do mojego mieszkania znów ktoś zadzwonił. Przeprosiłem Maję i poszedłem otworzyć. Zbyszek zlustrował mnie od stóp do głów.
- Jak ty wyglądasz? Tak chcesz iść do klubu? - spytał z niedowierzaniem.
- Co? - zmarszczyłem brwi. - Ja nigdzie nie idę.
- Przeestań, już skołowałem ekipę. - wszedł do mieszkania, kiedy nagle w korytarzu pojawiła się Maja. Zibi spojrzał na nią a później na mnie. - Ouuu... Chyba przeszkodziłem. - uśmiechnął się głupkowato i wyciągnął wielką dłoń w stronę dziewczyny. - Jestem Zibi Bartman. A ty pewnie Maja? - uścisnął jej małą dłoń a ona uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Tak. Skąd wiesz? - spytała ze śmiechem.
- Misiek dużo o tobie opowiadał. - odpowiedział również ze śmiechem. Maja trochę się zarumieniła a ja spiorunowałem przyjaciela wzrokiem. - Może wybierzesz się z nami dzisiaj do klubu? Idziemy z kumplami z drużyny, ale będą też ich partnerki.
- Oh... No, czemu nie. O której mam być gotowa? - spytała z uśmiechem.
- Za co najmniej godzinę, bo Michał też musi się przygotować, prawda Misiek?
- Taaa - mruknąłem.
- Okej. No to ja znikam, do zobaczenia. - pocałowała mnie i Zibiego w policzek i wyszła. Zibi ściągnął buty i kurtkę i rozłożył się na kanapie w salonie. - Miła dziewczyna naprawdę i baardzo ładna. No, dalej ubieraj się.
Postanowiłem zostawić jego zachowanie bez komentarza. Poszedłem wziąć szybki prysznic i przygotowałem się do wyjścia. Z jednej strony cieszyłem się, że spędzimy wieczór w klubie z chłopakami a w szczególności z Mają. Ale z drugiej strony czułem, że coś się stanie. Coś mi mówiło, że ten wieczór nie skończy się dobrze.
Za piętnaście dziewiętnasta zadzwoniliśmy do drzwi mieszkania Maji. Otworzyła po dłuższej chwili, a kiedy zakluczyła mieszkanie i odwróciła się do nas przodem szczęka mi opadła. W jednej chwili te wszystkie niepokojące myśli uciekły.
Była piękna. Cudowna.
* * *
Przepraszam, że nie pojawił się w tamtym tygodniu, ale nie wyrobiłam się w czasie.
Chyba nie mogę Wam obiecać, że będą ukazywać się dokładnie co tydzień.
Dziękuję za ponad dwa tysiące wyświetleń, to miłe :)
Chyba nie mogę Wam obiecać, że będą ukazywać się dokładnie co tydzień.
Dziękuję za ponad dwa tysiące wyświetleń, to miłe :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)