"Nocą myśli mają nieprzyjemny
zwyczaj zrywania się ze smyczy."
- Tak. Bałam się, boję się i będę się bała. - przerwała mi, nawet na mnie nie spoglądając. Wpatrywała się w okno, przez które wpadało delikatne światło latarni, które było jedynym źródłem światła w pokoju.
- Czego najbardziej?
- Samotności.
- Dlaczego?
- Bo żaden strach nie równa się z odejściem kogoś bliskiego.
- Co wtedy czułaś?
- Pustkę. Tak naprawdę nie czułam nic poza wielką pustką. Oczywiście, mogę wymieniać wiele uczuć, przeżyć, wrażeń... Ale to wszystko i tak sprowadza się do jednego. Czułam się niepotrzebna. Byłam przepełniona tęsknotą. Miałam.... Nadal mam taką wielką dziurę w sercu. Wraz ze swoim odejściem zabrał jakąś wielką cząstkę mnie. W pewnym stopniu umarłam. Potrafiłam nie jeść, nie spać, nie wychodzić z domu. Zamykałam się w pokoju i kładąc na łóżku, wylewałam łzy, które przynosiły ulgę tylko na jakiś czas. Towarzyszyła mi wtedy tylko muzyka, która napełniała mnie od środka spokojem. Niestety, ten spokój bardzo szybko znów się ulatniał... Odcinałam się od całego świata. Tak mi było najlepiej. Zbudowałam wokół siebie mur, który miał mnie chronić przed rzeczywistością. Miewałam lepsze dni. Z czasem było ich coraz więcej. I gdy już myślałam, że powoli oswoiłam się z brakiem tej osoby, za każdym razem powracały wspomnienia. Każdego dnia zakładałam maskę, by nikt się nie zorientował, że coś jest ze mną nie tak. Jednak to udawanie strasznie mnie męczyło. Zdecydowanie więcej było nade mną tych czarnych chmur. Deszczowych, czasami nawet burzowych. Nie potrafiłam sobie poradzić z otaczającym mnie światem. Przerastał mnie. Każdy mały problem stawał się ogromnym. Straciłam swój cały optymizm, którego każdy mi kiedyś zazdrościł. Nagle wszystko stało się takie przerażające i nie do przetrwania. Stworzyłam taki mały świat, w którym miejsca nie było dla nikogo. Wciąż czekałam, miałam nadzieję, że jednak stanie się coś, co zdoła wyciągnąć mnie z tego dołka. - przerwała. Wszystko co wydarzyło się kilka lat temu, wyglądało tak samo, jak to, co wydarzyło się kilka tygodni temu. Czuła to samo, zachowywała się tak samo. Z jednym wyjątkiem. Teraz miała mnie, a ja nie pozwolę jej znów się odciąć od świata i egzystować, zamiast żyć. Gdy nie mówiła nic przez dłuższą chwilę znów odezwałem się ja:
- I co było dalej? Co się stało? Przecież dziś jesteś tu ze mną. Opowiadasz o tym....
- Doczekałam się.
- Czego? Kogo?
- Ciebie. - A nie mówiłem? - Moja Daria, która była jedyną podporą dla mnie, wyciągnęła mnie na ten mecz. Tak bardzo tego nie chciałam, a okazało się, że to jedno spotkanie zmieni całe moje życie. Później kapryśny los znowu postawił mi na drodze ciebie. I jestem mu za to niezmiernie wdzięczna. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Mimo wszystko.
- Tęsknisz cały czas za nim?
- Oczywiście. Ta tęsknota nigdy nie przeminie. Będzie się za mną ciągnęła do końca mojego życia. Nie zapomniałam i nie zapomnę o nim nigdy. Był dla mnie oczkiem w głowie. Był najlepszy pod słońcem. Był kochany. Był mój i zawsze we wszystkim mnie wspierał i mi pomagał. Nie przestałam go kochać nawet wtedy, gdy zostawił mnie samą, gdy wyjechał. Chociaż tak mocno mnie zranił, ja nie przestałam za nim tęsknić.
- Czy wiesz dlaczego cię zostawił na tak długo?
- Wiem pokrótce. Nie zdążył opowiedzieć mi całej historii. To zostanie na zawsze jedną, wielką niewiadomą. Miał mi wszystko opowiedzieć do końca następnego dnia, ale następnego dnia już go nie było.
- Wybaczyłaś mu tak od razu? Gdy nagle wrócił? - Tak. Jak już mówiłam był dla mnie najważniejszą osobą na Ziemi. Kochałam go bardzo mocno. Nie mogłam mu nie wybaczyć. Nie umiałabym. Zginął w tak okropny sposób. Przez ludzką głupotę, ale jednak w miejscu, które uważał za swój dom. Kochał tam przebywać. Zginął w imię honoru, którym darzył ten klub.
- Jak to?
- Zginął na stadionie Lecha Poznań. Ten klub był dla niego wielką pasją, ten stadion domem. Zginął, bo na trybunach wybuchły zamieszki pomiędzy kibicami Lecha i przeciwnej drużyny. Stanął w obronie swoich ulubionych piłkarzy, swojego klubu. I stało się. Ktoś po prostu wbił mu nóż w serce. Nie patrząc na to, że to jest też człowiek, z zimną krwią wbił mu sztylet w serce i zostawił umierającego na trybunach. Koledzy nie zdążyli mu pomóc. Miał tylko dwadzieścia lat, całe życie przed sobą. A ja miałam wtedy siedemnaście. - usłyszałem cichy szloch, więc przytuliłem ją mocno. Nie mieściło mi się w głowie to, ile przeszła zaledwie dwudziestotrzyletnia dziewczyna. Ile przykrości ją spotkało. Dziwiłem się, że taka mała, delikatna osóbka może to wszystko wytrzymać. Zdecydowanie za dużo śmierci było w jej życiu. Za dużo bólu. Wtuliła się w mój tors, mocząc moją koszulkę i szlochając cicho.
- Cśśś... - pocałowałem ją w czubek głowy i przytuliłem do siebie jeszcze mocniej. Po kilku minutach trochę się uspokoiła.
- Ale potrafiłaś wyjść z dołka, prawda?
- Masz rację. Jestem innym człowiekiem. Nowym. Bogatszym o nowe doświadczenia. Dojrzalszym. Silniejszym. Pewniej stąpającym po ziemi. Jednak wiem, że to, co było, zostawiło we mnie trwały ślad. I teraz doszedł jeszcze nowszy, głębszy. Przeżyłam to już dwa razy. Mam nadzieję, że trzeciego nie będzie. Boję się, że trzeciej śmierci kogoś, kogo kocham już nie wytrzymam. Nie mam już sił. Ta dziura w sercu nigdy się nie zagoi. Ten kawałek mnie odebrali na zawsze. Obydwoje. Cieszę się, że mam ciebie. Boję się też, że cię stracę. Boję się, że odejdziesz albo umrzesz. - ostatnio słowo wypowiedziała tak cicho, że gdybym nie przytulał jej mocno do siebie, raczej bym go nie usłyszał. - Nie martw się. Obiecuję ci to. Nikt nie zdoła ci mnie zabrać. - musnąłem jej usta, a ona znów wtuliła się w moją klatkę piersiową.
To była jedna z tych nocy, kiedy siedzieliśmy przytuleni na kanapie, w ciemności i rozmawialiśmy. Poznawaliśmy się na nowo. Odkrywaliśmy przed sobą sekrety i uczucia. Takie noce bardzo nam pomagały.
- Tak bardzo chciałabym, żeby on żył. Żeby było jak dawniej. Kocham go, cały czas kocham mojego brata. - odezwała się cicho i znów usłyszałem szloch.
~ * ~
"Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą"
Obudziłam się, a kiedy poruszyłam się lekko poczułam ból w krzyżu. Byłam cała ścierpnięta, a to przez to, że leżałam przygnieciona przez Michała na niewielkiej kanapie w salonie. Chrapał sobie w najlepsze. Spojrzałam na zegarek i odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że jest dopiero ósma, a ja do pracy muszę iść na dziesiątą. Ostatnimi czasy miałam zadziwiająco mało pracy, biorąc pod uwagę to, że wielkimi krokami zbliżała się Liga Światowa. Dźgnęłam delikatnie Michała w żebra, ale on nawet się nie poruszył, więc z wielkim trudem wydostałam się spod jego cielska. Nastawiłam wodę w czajniku i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam zrobiłam sobie kawę i usiadłam na parapecie w salonie. Nie, nie miałam ochoty spędzić tutaj kolejnego dnia. Nocna rozmowa z Miśkiem znów coś mi uświadomiła. Nie chciałam skończyć tak jak po śmierci Fabiana.
- Oooo Jeeezuuu! - usłyszałam jęk Michała, odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam jak wstaje i rozciąga się. - Musimy kupić inną kanapę, większą. Zdecydowanie większą.
Zaśmiałam się, przyznając mu rację. Podszedł do mnie i przytulając, pocałował. Przypomniał mi, że niedługo mamy sprawę w sądzie. Mój humor automatycznie się pogorszył. W ciągu ostatnich tygodni w komisariacie zagościłam bardzo dużo razy. Ciągle wypytywali, w kółko zadawali te same pytania. Nie wiem, co wyjdzie z tego wszystkiego, ale mam nadzieję, że Daga dostanie karę. Podobno mają nagrania z monitoringu i świadków. Serce zabiło mi mocniej, kiedy o tym pomyślałam, więc potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić te myśli z głowy. Dopiłam kawę i uśmiechnęłam się do Miśka.
- Martwmy się tym, gdy przyjdzie na to czas, dobrze?
- Oczywiście. - odwzajemnił mój uśmiech. Zeskoczyłam z parapetu i ruszyłam do kuchni. Pozmywałam naczynia, a później, gdy Misiek wyszedł już z łazienki, ja wzięłam swoje ubrania i tam poszłam. Wyszłam po dwudziestu minutach i zaczęłam ubierać buty.
- Ej, ej, a śniadanie? - w korytarzu pojawił się Michał i spojrzał na mnie jak matka na dziecko, które czegoś nie zrobiło.
- Zjem coś po drodze, bo nie mam za dużo czasu. - odpowiedziałam wymijająco. W rzeczywistości w ogóle nie byłam głodna, ale wiedziałam, że gdy to powiem Michałowi, nic sobie z tego nie zrobi. Obdarzył mnie krótkim spojrzeniem, podszedł i chwycił mnie za rękę.
- Nie ma mowy. Wiem, że nic nie zjesz. - pociągnął mnie lekko, a ja zgromiłam go wzrokiem. - Proszę. - dodał. Po chwili zastanowienia westchnęłam głęboko i pokiwałam głową. Udałam się z Kubiakiem do kuchni i razem zjedliśmy pyszną jajecznicę, którą przygotował specjalnie Michał. Później pożegnałam się z nim pocałunkiem i wyszłam do pracy. Na długo nie będę musiała się z nim rozstawać, bo za niecałe dwie godziny zaczyna trening, więc na pewno spotkamy się na hali. Zeszłam po schodach, tradycyjnie windę omijając szerokim łukiem. Wyszłam na świeże powietrze. Ostatnimi dniami pogoda strasznie nas rozpieszczała. Dziękowałam Bogu, że mieszkam tak blisko i mogłam spokojnie pójść na pieszo. Mój genialny humor automatycznie ulotnił się, gdy zobaczyłam tak dobrze znaną mi twarz. Szła zamaszystym krokiem, a związane w kucyka włosy podskakiwały z każdym krokiem. Miała na nosie wielkie okulary, więc nie byłam pewna czy mnie nie zauważyła, dlatego szybko weszłam w jakąś uliczkę. Oparłam się o mur i odetchnęłam głęboko. Jak to możliwe, że jeszcze jej nie zatrzymali? Zaczęłam obawiać się, że to wszystko co nam zrobiło ujdzie jej na sucho. Nie mogłam do tego dopuścić.
- Oooo Jeeezuuu! - usłyszałam jęk Michała, odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam jak wstaje i rozciąga się. - Musimy kupić inną kanapę, większą. Zdecydowanie większą.
Zaśmiałam się, przyznając mu rację. Podszedł do mnie i przytulając, pocałował. Przypomniał mi, że niedługo mamy sprawę w sądzie. Mój humor automatycznie się pogorszył. W ciągu ostatnich tygodni w komisariacie zagościłam bardzo dużo razy. Ciągle wypytywali, w kółko zadawali te same pytania. Nie wiem, co wyjdzie z tego wszystkiego, ale mam nadzieję, że Daga dostanie karę. Podobno mają nagrania z monitoringu i świadków. Serce zabiło mi mocniej, kiedy o tym pomyślałam, więc potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić te myśli z głowy. Dopiłam kawę i uśmiechnęłam się do Miśka.
- Martwmy się tym, gdy przyjdzie na to czas, dobrze?
- Oczywiście. - odwzajemnił mój uśmiech. Zeskoczyłam z parapetu i ruszyłam do kuchni. Pozmywałam naczynia, a później, gdy Misiek wyszedł już z łazienki, ja wzięłam swoje ubrania i tam poszłam. Wyszłam po dwudziestu minutach i zaczęłam ubierać buty.
- Ej, ej, a śniadanie? - w korytarzu pojawił się Michał i spojrzał na mnie jak matka na dziecko, które czegoś nie zrobiło.
- Zjem coś po drodze, bo nie mam za dużo czasu. - odpowiedziałam wymijająco. W rzeczywistości w ogóle nie byłam głodna, ale wiedziałam, że gdy to powiem Michałowi, nic sobie z tego nie zrobi. Obdarzył mnie krótkim spojrzeniem, podszedł i chwycił mnie za rękę.
- Nie ma mowy. Wiem, że nic nie zjesz. - pociągnął mnie lekko, a ja zgromiłam go wzrokiem. - Proszę. - dodał. Po chwili zastanowienia westchnęłam głęboko i pokiwałam głową. Udałam się z Kubiakiem do kuchni i razem zjedliśmy pyszną jajecznicę, którą przygotował specjalnie Michał. Później pożegnałam się z nim pocałunkiem i wyszłam do pracy. Na długo nie będę musiała się z nim rozstawać, bo za niecałe dwie godziny zaczyna trening, więc na pewno spotkamy się na hali. Zeszłam po schodach, tradycyjnie windę omijając szerokim łukiem. Wyszłam na świeże powietrze. Ostatnimi dniami pogoda strasznie nas rozpieszczała. Dziękowałam Bogu, że mieszkam tak blisko i mogłam spokojnie pójść na pieszo. Mój genialny humor automatycznie ulotnił się, gdy zobaczyłam tak dobrze znaną mi twarz. Szła zamaszystym krokiem, a związane w kucyka włosy podskakiwały z każdym krokiem. Miała na nosie wielkie okulary, więc nie byłam pewna czy mnie nie zauważyła, dlatego szybko weszłam w jakąś uliczkę. Oparłam się o mur i odetchnęłam głęboko. Jak to możliwe, że jeszcze jej nie zatrzymali? Zaczęłam obawiać się, że to wszystko co nam zrobiło ujdzie jej na sucho. Nie mogłam do tego dopuścić.
* * *
Dodaję szybko i uciekam na finał.
BOŻE, BĄDŹ DZIŚ RESOVIAKIEM!
BOŻE, BĄDŹ DZIŚ RESOVIAKIEM!
Mam nadzieję, że zobaczę dziś moich kochanych chłopaków szalejących na parkiecie
i cieszących się z wygranej!