"Jak ciężko jest podnieść głowę do góry
i znów się uśmiechać,
gdy gaśnie ktoś, kto uczył żyć
jak trudno dalej samemu iść..."
~ BARTEK ~
Przychodzi nagle i niespodziewanie. Myślisz, że to ona. Nareszcie! Ta jedyna, prawdziwa miłość. Uważasz, że nigdy cię nie opuści. Że życie jest piękne. Że marzenia się spełniają. Później zaczynasz myśleć o przyszłości, co będzie i jak będzie.
Kochasz to życie.
A wystarczy kilka złych słów, jedna decyzja, jedna zła osoba. Całe szczęście i beztroska znika. Wszystko zalewa się łzami i coś ukrywa dobre strony życia.
Wszystko się zmienia.
Pustka, kompletna pustka.
Pustka, kompletna pustka.
Strasznie trudno w to uwierzyć. Nie chcesz w to uwierzyć. Nagle tracisz powietrze w płucach. Kręci ci się w głowie. Tracisz grunt pod stopami. Wpadasz w głęboki dół i nie wiesz, nie potrafisz, nie chcesz z niego wyjść. Udajesz, że nie słyszysz wołania innych. Odrzucasz pomoc, nie przyjmujesz rad.
Dlaczego? Czemu teraz? Dlaczego ja? Czy można było tego uniknąć? - Te pytania nie dają ci spokoju. Tylko złe myśli krążą po twojej głowie.
Powoli się poddajesz. Czujesz, że nie zwyciężysz w tym "meczu". Nie masz siły, chęci, motywacji... Wszystko się ulotniło. Chcesz to skończyć. Myślisz, że tak będzie lepiej. Lżej. Przestaniesz czuć ból. Nękające cię wspomnienia znikną. Skończą się dni pełne cierpienia. Kończąc swoje życie, chcesz rozpocząć nowe.
Stop!
Wreszcie pojawia się ktoś, kto uświadamia ci coś ważnego. Resztkami sił chwytasz wyciągniętą dłoń i podnosisz się. Powoli. Już zapomniałeś jak się chodzi.
Ale co teraz? Chcesz zapomnieć? Wymazać przeszłość, żyć teraźniejszością i marzyć o przyszłości? W głowie wciąż plątają się myśli: Jak? Uda się?
Po raz kolejny tej nocy otworzyłem szeroko oczy, gwałtownie wyrwany ze snu. O ile to można w ogóle nazwać snem. Przez kilka godzin przewracałem się z boku na bok, mocno zaciskając oczy i czekając na sen. Kiedy wreszcie przyszedł przywitał mnie koszmarem. Znów widziałem moment, w którym rozpędzony samochód wjeżdża prosto w Darię, jak jej bezwładne ciało pada na ziemię, a kierowca odjeżdża z piskiem opon. Znów czuję, jak nogi się pode mną uginają, jak braknie mi powietrza. Wszystko to trwało zaledwie kilkanaście sekund, ale były to najdłuższe i najgorsze sekundy w moim życiu.
I ten koszmar towarzyszy mi niezmiennie od dwóch tygodni, co noc. Czuję, że powoli wysiadam. To wszystko kompletnie mnie wykańcza.
I jeszcze do tego wszystkiego doszła ta rozmowa z Mają. Jej słowa huczały mi w głowie, zlewając się z obrazami z ostatnich dwóch tygodni, co razem tworzyło ogromny chaos. Nie do wytrzymania. Nie wiedziałem co mam myśleć o jej słowach. Znała Darię jak nikt inny, może ma rację? Ale z drugiej strony - może to tylko puste słowa, które mają na celu pocieszenie mnie, podniesienie na duchu?
W końcu zrezygnowałem z ponownej próby zaśnięcia. Leżąc na plecach i beznamiętnie wpatrując się w biały sufit myślałem o tym wszystkim. Nie potrafiłem wyobrazić sobie mojego dalszego życia. Zero pomysłów, pustka. Już zaczynałem planować duże rzeczy, oczywiście związane głównie z Darią. I co z tego wyszło? Może czas przestać przejmować się przyszłością, a zacząć żyć teraźniejszością i czerpać z niej jak najwięcej? Żałowałem, że tak mało czasu spędzałem z Darią, że wcześniej tego wszystkiego nie zacząłem. Tylu rzeczy teraz żałowałem.
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła godzina siódma, więc wstałem i ruszyłem do łazienki. Wziąłem długi prysznic i zjadłem małe śniadanie. W końcu potrafiłem przełknąć cokolwiek, bo dotychczas żyłem tylko pijąc wodę albo herbatę. Siedziałem w kuchni, żując kęs kanapki, którą jadłem już od piętnastu minut i popijając kawę, kiedy nagle mnie olśniło.
Szybko wbiegłem po schodach na czwarte piętro i zadzwoniłem do drzwi. Długo nie musiałem czekać. Daria otworzyła po kilku sekundach z wielkim uśmiechem na ustach.
- Cześć! - wręcz rzuciła mi się na szyję i pocałowała.
- No cześć. - odpowiedziałem z uśmiechem. Wszedłem do jej mieszkania, ściągnąłem buty. Kolejny, już piąty wieczór z rzędu spędzam z nią. I wcale mi to nie przeszkadzało. Odkąd jesteśmy razem żadnego wieczoru nie spędziliśmy osobno. Mogę śmiało powiedzieć, że ostatnie dni były jednymi z najszczęśliwszych w moim życiu.
Najpierw poszliśmy do kuchni i zrobiliśmy górę kanapek oraz herbatę z cytryną, a później usadowiliśmy się w salonie, włączając film. Siedzieliśmy w ciszy, zajadając kanapki i wpatrując się w ekran telewizora.
- Baaaaaarteeek - zaczęła Daria, opierając swoją głową na moim torsie i patrząc mi w oczy. Podniosłem brew, patrząc na nią pytająco. - Obiecaj mi coś, dobrze?
- No, zależy co. - zaśmiałem się.
- Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby przywieźć medal z nadchodzącej Ligi Światowej. - zrobiła poważną minę, natomiast ja wybuchnąłem śmiechem.
- Zawsze robię wszystko, ale teraz będę miał jeszcze większą motywację. Obiecuję, że przywiozę dla ciebie medal z Ligi Światowej dwa tysiące dwanaście. - powiedziałem, po czym pocałowałem ją.
- To będzie spełnienie moich marzeń, uwierz mi. Wiesz, że wykupiłam już kilka biletów? Będę z wami zawsze i wszędzie. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Będę wam kibicować z całych sił, będę się drzeć aż mi się gardło zedrze, będę szaleć, gdy wygracie i będę przeszczęśliwa, przeżywając to wszystko. - rozmarzyła się. W tej chwili była jak mała dziewczynka z wielkimi marzeniami i ogromnym zapałem do ich spełnienia. I to w niej uwielbiałem. Wiecznie wesoła i pełna pozytywnych emocji.
Pamiętam bardzo dobrze, że wtedy obiecałem sobie w duchu, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby spełnić jej marzenia.
A co teraz robię? Nic. Nie robię nic w tym kierunku!
Nieważne, że już jej nie ma. Że już nie będzie mogła jeździć z nami na mecze. Że już nie będzie mogła się cieszyć z naszych wygranych i nam kibicować. Jej marzenie nadal pozostaje niespełnione, a ja mam możliwości, żeby je spełnić. Ale dlaczego tego nie robię?
Wstałem gwałtownie i ruszyłem do pokoju. Wyciągnąłem z szafy torbę treningową i szybko spakowałem wszystko co potrzebne. Założyłem buty i dosłownie wybiegłem z mojego mieszkania, zbiegłem po schodach i wsiadłem do samochodu. Szybko dojechałem na halę.
- Pan Kurek, co pan robi tu tak wcześnie? - spytał zdziwiony ochroniarz, kiedy wszedłem na korytarz.
- Przyszedłem trenować.
- Ale trening zaczynają panowie dopiero o dziesiątej. Ma pan jeszcze dwie godziny!
- Wiem to. Przyszedłem odrobić trochę moją nieobecność. Niech mi pan pozwoli. - powiedziałem błagalnie. Ochroniarz zawahał się, ale po chwili westchnął głęboko i zniknął w gabinecie. Wyszedł po kilku sekundach i wskazał ręką drzwi na boisko.
- Rozumiem pana sytuację. - zaczął. - Cieszę się, że jednak chce pan trenować. - dodał po chwili ciszy. Skinąłem tylko głową.
- Dziękuję bardzo. - powiedziałem, kiedy odkluczył drzwi. Ruszyłem w stronę szatni, gdzie przebrałem się szybko. Czułem się strasznie dziwnie. Jeszcze kilka godzin temu nie miałem siły ani ochoty na nic, żadnych perspektyw na życie. A teraz znów miałem swój cel w życiu i chciałem go osiągnąć za wszelką cenę. Wszedłem na boisko, ciągnąć za sobą wózek pełen piłek. Dobrze było znów tu być. Dobrze było znów trzymać piłkę w dłoniach. Siatkówka jednak bardzo mi pomaga. Ćwicząc serwy na chwilę zapominałem o tym wszystkim co się ostatnio zdarzyło. W mojej głowie huczały wtedy tylko słowa motywacji. Przed oczami nie było już sceny potrącenia Darii, nie słyszałem pisku maszyn, kiedy jej serce zatrzymało się na zawsze. Teraz widziałem siebie i moich kolegów, szalejących z szczęścia po wygraniu finału Ligi Światowej. Oczami wyobraźnii widziałem też Darię, pękającą z radości. Te sceny były teraz motywem przewodnim w moim życiu.
I trenowałem całe dwie godziny, aż w końcu zobaczyłem chłopaków stojących przy wejściu. Patrzyli na mnie z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogą niedowierzać w to, co widzą. Ale nie przerywałem serii zagrywek, które znów ćwiczyłem. Skakałem wyżej niż zwykle, moje zagrywki miały więcej siły niż zwykle. Wszystko się zmieniło, ze mną na czele.
I jeszcze do tego wszystkiego doszła ta rozmowa z Mają. Jej słowa huczały mi w głowie, zlewając się z obrazami z ostatnich dwóch tygodni, co razem tworzyło ogromny chaos. Nie do wytrzymania. Nie wiedziałem co mam myśleć o jej słowach. Znała Darię jak nikt inny, może ma rację? Ale z drugiej strony - może to tylko puste słowa, które mają na celu pocieszenie mnie, podniesienie na duchu?
W końcu zrezygnowałem z ponownej próby zaśnięcia. Leżąc na plecach i beznamiętnie wpatrując się w biały sufit myślałem o tym wszystkim. Nie potrafiłem wyobrazić sobie mojego dalszego życia. Zero pomysłów, pustka. Już zaczynałem planować duże rzeczy, oczywiście związane głównie z Darią. I co z tego wyszło? Może czas przestać przejmować się przyszłością, a zacząć żyć teraźniejszością i czerpać z niej jak najwięcej? Żałowałem, że tak mało czasu spędzałem z Darią, że wcześniej tego wszystkiego nie zacząłem. Tylu rzeczy teraz żałowałem.
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła godzina siódma, więc wstałem i ruszyłem do łazienki. Wziąłem długi prysznic i zjadłem małe śniadanie. W końcu potrafiłem przełknąć cokolwiek, bo dotychczas żyłem tylko pijąc wodę albo herbatę. Siedziałem w kuchni, żując kęs kanapki, którą jadłem już od piętnastu minut i popijając kawę, kiedy nagle mnie olśniło.
Szybko wbiegłem po schodach na czwarte piętro i zadzwoniłem do drzwi. Długo nie musiałem czekać. Daria otworzyła po kilku sekundach z wielkim uśmiechem na ustach.
- Cześć! - wręcz rzuciła mi się na szyję i pocałowała.
- No cześć. - odpowiedziałem z uśmiechem. Wszedłem do jej mieszkania, ściągnąłem buty. Kolejny, już piąty wieczór z rzędu spędzam z nią. I wcale mi to nie przeszkadzało. Odkąd jesteśmy razem żadnego wieczoru nie spędziliśmy osobno. Mogę śmiało powiedzieć, że ostatnie dni były jednymi z najszczęśliwszych w moim życiu.
Najpierw poszliśmy do kuchni i zrobiliśmy górę kanapek oraz herbatę z cytryną, a później usadowiliśmy się w salonie, włączając film. Siedzieliśmy w ciszy, zajadając kanapki i wpatrując się w ekran telewizora.
- Baaaaaarteeek - zaczęła Daria, opierając swoją głową na moim torsie i patrząc mi w oczy. Podniosłem brew, patrząc na nią pytająco. - Obiecaj mi coś, dobrze?
- No, zależy co. - zaśmiałem się.
- Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby przywieźć medal z nadchodzącej Ligi Światowej. - zrobiła poważną minę, natomiast ja wybuchnąłem śmiechem.
- Zawsze robię wszystko, ale teraz będę miał jeszcze większą motywację. Obiecuję, że przywiozę dla ciebie medal z Ligi Światowej dwa tysiące dwanaście. - powiedziałem, po czym pocałowałem ją.
- To będzie spełnienie moich marzeń, uwierz mi. Wiesz, że wykupiłam już kilka biletów? Będę z wami zawsze i wszędzie. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Będę wam kibicować z całych sił, będę się drzeć aż mi się gardło zedrze, będę szaleć, gdy wygracie i będę przeszczęśliwa, przeżywając to wszystko. - rozmarzyła się. W tej chwili była jak mała dziewczynka z wielkimi marzeniami i ogromnym zapałem do ich spełnienia. I to w niej uwielbiałem. Wiecznie wesoła i pełna pozytywnych emocji.
Pamiętam bardzo dobrze, że wtedy obiecałem sobie w duchu, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby spełnić jej marzenia.
A co teraz robię? Nic. Nie robię nic w tym kierunku!
Nieważne, że już jej nie ma. Że już nie będzie mogła jeździć z nami na mecze. Że już nie będzie mogła się cieszyć z naszych wygranych i nam kibicować. Jej marzenie nadal pozostaje niespełnione, a ja mam możliwości, żeby je spełnić. Ale dlaczego tego nie robię?
Wstałem gwałtownie i ruszyłem do pokoju. Wyciągnąłem z szafy torbę treningową i szybko spakowałem wszystko co potrzebne. Założyłem buty i dosłownie wybiegłem z mojego mieszkania, zbiegłem po schodach i wsiadłem do samochodu. Szybko dojechałem na halę.
- Pan Kurek, co pan robi tu tak wcześnie? - spytał zdziwiony ochroniarz, kiedy wszedłem na korytarz.
- Przyszedłem trenować.
- Ale trening zaczynają panowie dopiero o dziesiątej. Ma pan jeszcze dwie godziny!
- Wiem to. Przyszedłem odrobić trochę moją nieobecność. Niech mi pan pozwoli. - powiedziałem błagalnie. Ochroniarz zawahał się, ale po chwili westchnął głęboko i zniknął w gabinecie. Wyszedł po kilku sekundach i wskazał ręką drzwi na boisko.
- Rozumiem pana sytuację. - zaczął. - Cieszę się, że jednak chce pan trenować. - dodał po chwili ciszy. Skinąłem tylko głową.
- Dziękuję bardzo. - powiedziałem, kiedy odkluczył drzwi. Ruszyłem w stronę szatni, gdzie przebrałem się szybko. Czułem się strasznie dziwnie. Jeszcze kilka godzin temu nie miałem siły ani ochoty na nic, żadnych perspektyw na życie. A teraz znów miałem swój cel w życiu i chciałem go osiągnąć za wszelką cenę. Wszedłem na boisko, ciągnąć za sobą wózek pełen piłek. Dobrze było znów tu być. Dobrze było znów trzymać piłkę w dłoniach. Siatkówka jednak bardzo mi pomaga. Ćwicząc serwy na chwilę zapominałem o tym wszystkim co się ostatnio zdarzyło. W mojej głowie huczały wtedy tylko słowa motywacji. Przed oczami nie było już sceny potrącenia Darii, nie słyszałem pisku maszyn, kiedy jej serce zatrzymało się na zawsze. Teraz widziałem siebie i moich kolegów, szalejących z szczęścia po wygraniu finału Ligi Światowej. Oczami wyobraźnii widziałem też Darię, pękającą z radości. Te sceny były teraz motywem przewodnim w moim życiu.
I trenowałem całe dwie godziny, aż w końcu zobaczyłem chłopaków stojących przy wejściu. Patrzyli na mnie z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogą niedowierzać w to, co widzą. Ale nie przerywałem serii zagrywek, które znów ćwiczyłem. Skakałem wyżej niż zwykle, moje zagrywki miały więcej siły niż zwykle. Wszystko się zmieniło, ze mną na czele.
* * *
Znów muszę Was przepraszać!
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Rozdział tak strasznie naciągany... Nie wiem co się stało, ale po prostu miałam jakąś blokadę. Zero pomysłów, kompletny brak weny w związku z tym rozdziałem jak i z trzecim na i-still-believee.blogspot.com
Ale wiecie co? Chyba pod koniec tego rozdziału się przełamałam, bo z każdym zdaniem pisało mi się coraz lepiej ;-)
Teraz biorę się za napisanie trzeciego rozdziału na drugim blogu, a wy piszcie jak wam się podoba ten!
Ale wiecie co? Chyba pod koniec tego rozdziału się przełamałam, bo z każdym zdaniem pisało mi się coraz lepiej ;-)
Teraz biorę się za napisanie trzeciego rozdziału na drugim blogu, a wy piszcie jak wam się podoba ten!