czwartek, 28 marca 2013

rozdział 17

"Jak ciężko jest podnieść głowę do góry
i znów się uśmiechać,
gdy gaśnie ktoś, kto uczył żyć
jak trudno dalej samemu iść..."

~ BARTEK ~

Przychodzi nagle i niespodziewanie. Myślisz, że to ona. Nareszcie! Ta jedyna, prawdziwa miłość. Uważasz, że nigdy cię nie opuści. Że życie jest piękne. Że marzenia się spełniają. Później zaczynasz myśleć o przyszłości, co będzie i jak będzie. 
Kochasz to życie. 
A wystarczy kilka złych słów, jedna decyzja, jedna zła osoba. Całe szczęście i beztroska znika. Wszystko zalewa się łzami i coś ukrywa dobre strony życia. 
Wszystko się zmienia.
Pustka, kompletna pustka. 
Strasznie trudno w to uwierzyć. Nie chcesz w to uwierzyć. Nagle tracisz powietrze w płucach. Kręci ci się w głowie. Tracisz grunt pod stopami. Wpadasz w głęboki dół i nie wiesz, nie potrafisz, nie chcesz z niego wyjść. Udajesz, że nie słyszysz wołania innych. Odrzucasz pomoc, nie przyjmujesz rad.
Dlaczego? Czemu teraz? Dlaczego ja? Czy można było tego uniknąć? - Te pytania nie dają ci spokoju. Tylko złe myśli krążą po twojej głowie. 
Powoli się poddajesz. Czujesz, że nie zwyciężysz w tym "meczu". Nie masz siły, chęci, motywacji... Wszystko się ulotniło. Chcesz to skończyć. Myślisz, że tak będzie lepiej. Lżej. Przestaniesz czuć ból. Nękające cię wspomnienia znikną. Skończą się dni pełne cierpienia. Kończąc swoje życie, chcesz rozpocząć nowe. 
Stop!
Wreszcie pojawia się ktoś, kto uświadamia ci coś ważnego. Resztkami sił chwytasz wyciągniętą dłoń i podnosisz się. Powoli. Już zapomniałeś jak się chodzi. 
Ale co teraz? Chcesz zapomnieć? Wymazać przeszłość, żyć teraźniejszością i marzyć o przyszłości? W głowie wciąż plątają się myśli: Jak? Uda się? 

Po raz kolejny tej nocy otworzyłem szeroko oczy, gwałtownie wyrwany ze snu. O ile to można  w ogóle nazwać snem. Przez kilka godzin przewracałem się z boku na bok, mocno zaciskając oczy i czekając na sen. Kiedy wreszcie przyszedł przywitał mnie koszmarem. Znów widziałem moment, w którym rozpędzony samochód wjeżdża prosto w Darię, jak jej bezwładne ciało pada na ziemię, a kierowca odjeżdża z piskiem opon. Znów czuję, jak nogi się pode mną uginają, jak braknie mi powietrza. Wszystko to trwało zaledwie kilkanaście sekund, ale były to najdłuższe i najgorsze sekundy w moim życiu. 
I ten koszmar towarzyszy mi niezmiennie od dwóch tygodni, co noc. Czuję, że powoli wysiadam. To wszystko kompletnie mnie wykańcza.
I jeszcze do tego wszystkiego doszła ta rozmowa z Mają. Jej słowa huczały mi w głowie, zlewając się z obrazami z ostatnich dwóch tygodni, co razem tworzyło ogromny chaos. Nie do wytrzymania. Nie wiedziałem co mam myśleć o jej słowach. Znała Darię jak nikt inny, może ma rację? Ale z drugiej strony - może to tylko puste słowa, które mają na celu pocieszenie mnie, podniesienie na duchu?
W końcu zrezygnowałem z ponownej próby zaśnięcia. Leżąc na plecach i beznamiętnie wpatrując się w biały sufit myślałem o tym wszystkim. Nie potrafiłem wyobrazić sobie mojego dalszego życia. Zero pomysłów, pustka. Już zaczynałem planować duże rzeczy, oczywiście związane głównie z Darią. I co z tego wyszło? Może czas przestać przejmować się przyszłością, a zacząć żyć teraźniejszością i czerpać z niej jak najwięcej? Żałowałem, że tak mało czasu spędzałem z Darią, że wcześniej tego wszystkiego nie zacząłem. Tylu rzeczy teraz żałowałem.
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła godzina siódma, więc wstałem i ruszyłem do łazienki. Wziąłem długi prysznic i zjadłem małe śniadanie. W końcu potrafiłem przełknąć cokolwiek, bo dotychczas żyłem tylko pijąc wodę albo herbatę. Siedziałem w kuchni, żując kęs kanapki, którą jadłem już od piętnastu minut i popijając kawę, kiedy nagle mnie olśniło.

Szybko wbiegłem po schodach na czwarte piętro i zadzwoniłem do drzwi. Długo nie musiałem czekać. Daria otworzyła po kilku sekundach z wielkim uśmiechem na ustach. 
- Cześć! - wręcz rzuciła mi się na szyję i pocałowała. 
- No cześć. - odpowiedziałem z uśmiechem. Wszedłem do jej mieszkania, ściągnąłem buty. Kolejny, już piąty wieczór z rzędu spędzam z nią. I wcale mi to nie przeszkadzało. Odkąd jesteśmy razem żadnego wieczoru nie spędziliśmy osobno. Mogę śmiało powiedzieć, że ostatnie dni były jednymi z najszczęśliwszych w moim życiu. 
Najpierw poszliśmy do kuchni i zrobiliśmy górę kanapek oraz herbatę z cytryną, a później usadowiliśmy się w salonie, włączając film. Siedzieliśmy w ciszy, zajadając kanapki i wpatrując się w ekran telewizora. 
- Baaaaaarteeek - zaczęła Daria, opierając swoją głową na moim torsie i patrząc mi w oczy. Podniosłem brew, patrząc na nią pytająco. - Obiecaj mi coś, dobrze? 
- No, zależy co. - zaśmiałem się. 
- Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby przywieźć medal z nadchodzącej Ligi Światowej. - zrobiła poważną minę, natomiast ja wybuchnąłem śmiechem. 
- Zawsze robię wszystko, ale teraz będę miał jeszcze większą motywację. Obiecuję, że przywiozę dla ciebie medal z Ligi Światowej dwa tysiące dwanaście. - powiedziałem, po czym pocałowałem ją. 
- To będzie spełnienie moich marzeń, uwierz mi. Wiesz, że wykupiłam już kilka biletów? Będę z wami zawsze i wszędzie. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Będę wam kibicować z całych sił, będę się drzeć aż mi się gardło zedrze, będę szaleć, gdy wygracie i będę przeszczęśliwa, przeżywając to wszystko. - rozmarzyła się. W tej chwili była jak mała dziewczynka z wielkimi marzeniami i ogromnym zapałem do ich spełnienia. I to w niej uwielbiałem. Wiecznie wesoła i pełna pozytywnych emocji. 

Pamiętam bardzo dobrze, że wtedy obiecałem sobie w duchu, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby spełnić jej marzenia.
A co teraz robię? Nic. Nie robię nic w tym kierunku!
Nieważne, że już jej nie ma. Że już nie będzie mogła jeździć z nami na mecze. Że już nie będzie mogła się cieszyć z naszych wygranych i nam kibicować. Jej marzenie nadal pozostaje niespełnione, a ja mam możliwości, żeby je spełnić. Ale dlaczego tego nie robię?
Wstałem gwałtownie i ruszyłem do pokoju. Wyciągnąłem z szafy torbę treningową i szybko spakowałem wszystko co potrzebne. Założyłem buty i dosłownie wybiegłem z mojego mieszkania, zbiegłem po schodach i wsiadłem do samochodu. Szybko dojechałem na halę.
- Pan Kurek, co pan robi tu tak wcześnie? - spytał zdziwiony ochroniarz, kiedy wszedłem na korytarz.
- Przyszedłem trenować.
- Ale trening zaczynają panowie dopiero o dziesiątej. Ma pan jeszcze dwie godziny!
- Wiem to. Przyszedłem odrobić trochę moją nieobecność. Niech mi pan pozwoli. - powiedziałem błagalnie. Ochroniarz zawahał się, ale po chwili westchnął głęboko i zniknął w gabinecie. Wyszedł po kilku sekundach i wskazał ręką drzwi na boisko.
- Rozumiem pana sytuację. - zaczął. - Cieszę się, że jednak chce pan trenować. - dodał po chwili ciszy. Skinąłem tylko głową.
- Dziękuję bardzo. - powiedziałem, kiedy odkluczył drzwi. Ruszyłem w stronę szatni, gdzie przebrałem się szybko. Czułem się strasznie dziwnie. Jeszcze kilka godzin temu nie miałem siły ani ochoty na nic, żadnych perspektyw na życie. A teraz znów miałem swój cel w życiu i chciałem go osiągnąć za wszelką cenę. Wszedłem na boisko, ciągnąć za sobą wózek pełen piłek. Dobrze było znów tu być. Dobrze było znów trzymać piłkę w dłoniach. Siatkówka jednak bardzo mi pomaga. Ćwicząc serwy na chwilę zapominałem o tym wszystkim co się ostatnio zdarzyło. W mojej głowie huczały wtedy tylko słowa motywacji. Przed oczami nie było już sceny potrącenia Darii, nie słyszałem pisku maszyn, kiedy jej serce zatrzymało się na zawsze. Teraz widziałem siebie i moich kolegów, szalejących z szczęścia po wygraniu finału Ligi Światowej. Oczami wyobraźnii widziałem też Darię, pękającą z radości. Te sceny były teraz motywem przewodnim w moim życiu.
I trenowałem całe dwie godziny, aż w końcu zobaczyłem chłopaków stojących przy wejściu. Patrzyli na mnie z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogą niedowierzać w to, co widzą. Ale nie przerywałem serii zagrywek, które znów ćwiczyłem. Skakałem wyżej niż zwykle, moje zagrywki miały więcej siły niż zwykle. Wszystko się zmieniło, ze mną na czele.

*  *  *

Znów muszę Was przepraszać! 
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Rozdział tak strasznie naciągany... Nie wiem co się stało, ale po prostu miałam jakąś blokadę. Zero pomysłów, kompletny brak weny w związku z tym rozdziałem jak i z trzecim na i-still-believee.blogspot.com
Ale wiecie co? Chyba pod koniec tego rozdziału się przełamałam, bo z każdym zdaniem pisało mi się coraz lepiej ;-)
Teraz biorę się za napisanie trzeciego rozdziału na drugim blogu, a wy piszcie jak wam się podoba ten! 

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 16

"Tylko nie krzycz, bo to nie miejsce na krzyk
Nie ma lepszych niż Ty
I nie masz więcej niż nic 
Teraz zostały te wspomnienia i łzy 
I trzeba żyć kurwa, przed nami jeszcze tyle dni."

Dlaczego dopiero po stracie bliskiej osoby uświadamiasz sobie jak wiele dla ciebie znaczyła? Czy ktoś kiedykolwiek czuł się tak jak ja teraz? Czy czuł, że traci wszystko, aby za moment dowiedzieć się, że to nie ma sensu, a ty stoisz pośrodku tego wszystkiego z pustymi oczami, kamienną twarzą i zastanawiasz się co takiego zrobiłeś w swoim życiu, że musisz tak cierpieć? Ten rozszywający duszę i serce ból i nieopisane uczucie, kiedy ukrywasz go w sobie. 
Niewyobrażalnie wiele czasu potrzeba, aby uśmiechnąć się po stracie kogoś bliskiego. Aby uśmiechnąć się jednocześnie mając świadomość, że ta osoba nigdy nie wróci, nigdy nie usłyszysz jej głosu, że już nigdy nie usłyszysz od niej złotych rad, już nigdy nie przytulisz się do niej i nie wypłaczesz w ramię. Cholerne NIGDY. Śmierć sama w sobie nie jest straszna, najstraszniejsza jest ta cholerna pustka po stracie. 
Jan Twardowski napisał "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą." 
Niektórzy odchodzą zdecydowanie za szybko. 
Kiedyś przeczytałam, że łzy koją duszę po stracie. A ja wypłakałam już hektolitry łez, a moje serce ciągle cierpi. To było kłamstwo czy za mało napłakałam? 
Do tego wszystkiego doszły jeszcze wyrzuty sumienia. Dlaczego?
Bo nie poszłam na jej pogrzeb. Nie poszłam na pogrzeb jednej z najważniejszych osób w moim życiu. Pozwoliłam, aby beze mnie przeszła ostatnie metry, zanim już na zawsze zostanie złożona pod warstwą ziemi.  Ale nie byłam w stanie tam pójść, nie byłam w stanie patrzeć na jej bladą, kamienną twarz i sine usta. Michał mówił, że było dużo ludzi. Wszyscy ją kochali, wszyscy płakali po stracie tak wspaniałej osoby jaką była Daria.
Nienawidziłam siebie za to, że tam nie pojechałam. To był wielki błąd.

Siedzę znów na parapecie, popijając zimną już herbatę z dużego, miętowego kubka, opierając głowę na szybie. Każdy, kto w ostatnich ciągu ostatnich dwóch tygodni przewinął się przez moje mieszkanie widział ten widok. Widok iście żałosny.
Mała, chuda dziewczyna w spodniach od piżamy w małpki, ogromnej reprezentacyjnej bluzie Michała Kubiaka, nieogarniętych włosach i z przeraźliwie pustymi, podkrążonymi oczami.
Spokojnie mogłabym spróbować pójść na casting do jakiegoś horroru, przyjęliby mnie bez żadnego kłopotu. Kilka osób próbowało mnie jakoś pocieszać, reszta stwierdziła, że to nie ma sensu, albo nie wiedzą jak to zrobić.
Michał pomagał mi najbardziej - nie słowami, ale czynami. Tym, że po prostu był. Siedział przy mnie, przytulał, przynosił chusteczki i parzył herabatę.
Był moim aniołem.
Rezygnował dla mnie z treningów, ale w końcu kazałam mu na nie chodzić, gorliwie zapewniając, że przez kilka godzin jego obecności nic mi się nie stanie. A w rzeczywistości bez niego było mi jeszcze gorzej. Sama jak palec, siedząca w czterech ścianach. Gdy nie było Michała w domu, miałam takie chwile, że brałam telefon do ręki i wykręcałam numer do Darii, ale po sekundzie znów uświadamiałam sobie, że to nie ma sensu, że jej już nie ma, że nie wyjdziemy do centrum, nie przyjedzie do mnie z colą i chipsami, nie obejrzymy jakiegoś filmu. I znów nadchodziła nowa fala bólu, wyrzutów i łez. Nie było widać końca tego wszystkiego. Czułam, że nigdy nie pogodzę się z nagłą śmiercią mojej najlepszej przyjaciółki, mojej siostry, która znała mnie jak nikt inny i zawsze potrafiła pomóc.
Usłyszałam strzęk zamka i chwilę potem Michał już szedł w moją stronę z otwartymi ramionami. Zeskoczyłam z parapetu, odłożyłam kubek i wtuliłam się w Miśkowy tors, wdychając zapach jego perfum.
- Bartek był dzisiaj na treningu? - spytałam, nie odrywając się od Michała.
- Niestety nie. Chłopacy mówili, że byli u niego nie raz, ale nie chciał otwierać. - westchnął. Bartek też bardzo przeżywał śmierć Darii. Wiedziałam, że coś między nimi jest, ale nie wiedziałam, że to coś jest takie silne. Ukrywali się przed światem tak dobrze, że nawet ja spostrzegłam się, że coś jest na rzeczy dużo po tym, jak to wszystko się rozpoczęło. Już chcieli się ujawnić, już chcieli powiedzieć wszystkim, że są razem, kiedy okrutny los ich rozdzielił. Na zawsze.
Bartek odciął się całkowicie od świata, nie otwierał nikomu, nie odbierał telefonów, nie chodził na treningi, a przecież Liga Światowa zbliża się wielkimi krokami. Sąsiedzi mówili nawet, że nie widzieli, żeby chociaż raz wyszedł do sklepu.
- Pójdę do niego. - powiedziałam, odrywając się od Michała i ruszając w stronę swojego pokoju.
- Teraz? - spytał zdziwiony. Pokiwałam tylko głową, ściągając spodnie od piżamy, a wciągając na siebie jeansy. Ubrałam buty i nie zmianiając bluzy Michała, otworzyłam drzwi. - Jesteś pewna, że w takim stanie chcesz wyjść? Spójrz w lustro, kochanie.
Obróciłam się, żeby zerknąć na swoje odbicie w lustrze wiszącym na korytarzu i powoli pokiwałam głową.
- Uh, masz rację. Pójdę doprowadzić się do porządku. - ściągnęłam buty i weszłam do łazienki. Umyłam włosy i zrobiłam lekki makijaż, żeby przykryć wory pod oczami i bladą skórę. Wyszłam po pół godzinie. Michał siedział z kubkiem i kanapkami przed telewizorem. Podeszłam do niego i pocałowałam.
- Idę, mam nadzieję, że jakoś będę w stanie mu pomóc... - powiedziałam i znów poszłam ubrać buty.
- Trzymam kciuki, jakbym miał przyjechać po ciebie to dzwoń. - Michał uśmiechnął się do mnie zakrzepiająco. Odwzajemniłam to grymasem, który także miał wyglądać jak uśmiech. Wzięłam kilka oddechów i po raz pierwszy od dwóch tygodni wyszłam za próg swojego mieszkania. Zeszłam na dół schodami, bo serdecznie dość miałam tego małego, cichego pomieszczenia jakim jest winda i wyszłam na ciepłe powietrze. Słońce grzało, ptaki ćwierkały, dzieci biegały wesoło na pobliskim placu zabaw. Świat zewnętrzny w ogóle się nie zmienił, ale mój wewnętrzny świat uległ wielkiej zmianie. Nieodwracalnej. Powoli ruszyłam chodnikiem w stronę bloku Kurka. Miałam trochę drogi, ale postanowiłam pójść na pieszo. Szłam, patrzac na radosne twarze ludzi wokół mnie, na małe dzieci bawiące się w gonito.
Daria zawsze marzyła o dziecku. Pamiętam, jak opowiadała mi o tym, że chciałaby mieć chłopca Kajtka i dziewczynkę Lenę.
I znów to ukłucie w sercu. Daria już nigdy nie spełni swojego marzenia.
Nim się obejrzałam, byłam już na osiedlu, na którym mieszkał Bartek. Dziękowałam mu, że kiedyś podał mi hasło do drzwi i że zapisałam je sobie w telefonie, inaczej marne byłyby szanse, żebym się dostała chociażby na klatkę schodową. Usłyszałam charakterystyczne kliknięcie i weszłam do środka. Stanęłam przed drzwiami z numerem dwadzieścia dwa i podniosłam ręke, aby zapukać. Jednak zanim to zrobiłam wzięłam kilka głębszych wdechów, zastanawiając się co mu powiem. W końcu moja pięść zetknęła się z drewnianymi drzwiami. Czekałam cierpliwie, nasłuchując, aż w końcu usłyszałam strzęk przekręcanych kluczy i drzwi przede mną otworzyły się. Widok, który zastałam za nimi był piorunujący. Bartosz Kurek nie wyglądał tak, jak ten, którego widywano niedawno w telewizji. Bartosz Kurek wyglądał jak duch, jak wrak człowieka. Spojrzał na mnie pustymi oczami, nie zaszczyczając mnie nawet cieniem uśmiechu, czy jakimkolwiek ruchem twarzy. Odusnął się, żebym mogła wejść do środka. Skierowałam się do salonu. Wszystko wyglądało jak pobojowisko, wszędzie walały się ciuchy, skarpetki, jedzenie i śmieci. Zrzuciłam z kanapy śmieci i usiadłam. Bartek przyczłapał się do fotela i opadł na niego. Patrzyłam na niego w ciszy, a on wpatrywał się w brudną szklankę stojącą na stoliku.
- Czemu nie chodzisz na treningi? - spytałam prosto z mostu. Nie chciałam zadawać głupich pytań typu Jak się czujesz?, bo doskonale znałam odpowiedź na nie. Bartek prychnął lekceważąco. Czekałam w spokoju na jego odpowiedź, ale widocznie nie miał zamiaru się odzywać. Westchnęłam. - Bartek, wiem, że jest ci strasznie ciężko, mi też, ale nie możesz rezygnować z siatkówki, przecież to kochasz. Tyle lat pracowałeś, żeby grać w reprezentacji, żeby wygrywać. Wiesz... Daria na pewno chciałaby, żebyś grał. Ona zawsze gorliwie wam kibicowała, cieszyła się jak wariatka z każdego waszego zwycięztwa. Jestem pewna, że nawet jak jej tutaj nie ma, to tam, na górze będzie całym sercem i duchem z tobą. Nie możesz się tak po prostu poddać, uwierz mi.
- Skąd ty to możesz wiedzieć, co? - spytał. Jego głos był zimny, bez uczuć. - Myślisz, że to tak łatwo wrócić na boisko i tak po prostu grać, jakby nigdy nic się nie stało? Kurwa, dlaczego zawsze ja? Kiedy już znalazłem kogoś idealnego. Kogoś, kogo pokochałem z całego serca, ktoś musiał mi ją odebrać, kurwa! Jak ja mam teraz grać, co? Jak mam wykonywać chociażby normalne, codzienne czynności, kiedy wiem, że jej nie ma i że już nigdy jej nie zobaczę? Nie wiesz co czuję.
Przymknęłam oczy. Bolało mnie to, co mówił.
- Bartek, Daria była dla mnie bardzo ważną osobą. Znałyśmy się od piaskownicy, dorastałyśmy razem, wszędzie trzymałyśmy się razem, powierzałyśmy sobie największe tajemnice, zawsze sobie pomagałyśmy, wiedziałymy o sobie wszystko. Była dla mnie jak rodzona siostra, nawet moi rodzice uważali ją za kogoś na wzór swojej córki. Masz brata, tak? Wyobraź sobie, że on zginął. To boli tak samo, bo obydwie te osoby kochasz bardzo mocno. Nie ważne, czy między wami są jakieś więzy krwi, kochasz ich nad życie i w każdym przypadku ból byłby taki sam. Więc wiem doskonale, co czujesz. Przypomnij sobie, nie raz oglądałeś z Darią mecze, nie tylko siatkówki. Kibicowała z całych sił, wierzyła w swoją ulubioną drużynę z całego serca i była u kresu szczęscia, kiedy wygrywała. Gdy wyjeżdżaliście na Ligę Światową, Mistrzostwa Świata, Europy albo chociażby zwykłe mecze towarzyskie zawsze była na meczu albo przed telewizorem. Ona kochała was wszystkich za to, że gracie. Była twoją wielką fanką, podziwiała cię za wytrwałość, za dążenie do celu, za spełnianie marzeń. A teraz co robisz? Daria nie byłaby z tego zadowolona. Ona zawsze patrzyła na świat przez różowe okulary. Nie udało się raz? Spróbuje jeszcze jeden. Nigdy nie przestawała mieć nadzieji. Dam sobie ręke uciąć, że chciałaby, abyś nadal grał. Chciałaby, żebyś z nadchodzącej Ligi Światowej przywiózł medal, najlepiej złoty. Zanim się poznaliśmy już planowała wykupić bilety na wszystkie wasze mecze i jeźdźić za wami chociażby na koniec świata. Przemyśl to wszystko. Ja nie kłamie, nie śmiałabym. - zakończyłam swój monolog, wstając i udając się do wyjścia. - Wierzę w ciebie, Bartek. Daria też na pewno trzyma kciuki za ciebie i mimo, że jej tu nie ma jest z tobą cały czas. - powiedziałam jeszcze i wyszłam. Udałam się do pobliskiego parku i opadłam na ławkę. Nie docierało do mnie, że to wszystko powiedziałam. Nagle dotarło do mnie, że tak naprawdę jest. Powiedziałam Bartkowi coś, co do mnie samej wcześniej nie docierało.
Chociaż...
Może to tylko taki banalny sposób, dzięki któremu mam poczuć się dobrze. Bezpodstawne gadanie o tym, że Daria bardzo chciałaby, aby jej najbliżsi byli szczęśliwi. A może ona w ogóle tego nie chce?
- Boże, Maja, co ty wygadujesz. - mruknęłam do siebie, wstając. Ruszyłam w powrtoną drogę.
W głowie tliło mi się tysiące sprzecznych ze sobą myśli, myślałam, że zwariuję, dlatego jak najszybciej chciałam znaleźć się w swoim mieszkaniu.

*  *  *

Wróciłam z tej Chorwacji i mam dla Was nowy rozdział, napisany trochę szybko, bo muszę nadrobić cały ten tydzień nieobecności. Za błędy strasznie przepraszam i pozostawiam Wam ocenę tego krótkiego czegoś :)